Rzemieślnicza robota. Recenzja "Wolverine. Tom 2"
Kariera Jasona Aarona zatoczyła koło. Jako scenarzysta debiutował bowiem za sprawą konkursu na opowieść o Wolverine – wygrał, został doceniony, a jego komiks został opublikowany w jednym z zeszytów tej serii.
Sukces zachęcił go do dalszych prób pisarskich i przez lata stworzył kilka uznawanych dziś za wybitne autorskich dzieł ("Skalp", "Bękarty z południa"). Po latach, gdy był już niemal na samym szczycie, zaproponowano mu pisanie komiksów z pierwszoligowymi bohaterami Marvela i tym samym wrócił do tworzenia przygód Rosomaka.
Nie podobał mi się pierwszy tom antologii zbierającej historie Aarona opowiadające o Wolverine, ale z racji tego, że bardzo cenię go jako scenarzystę – uważam jego autorskie serie za jedne z najlepszych we współczesnym komiksie – postanowiłem dać mu jeszcze jedną szansę. Zawiodłem się niestety po raz drugi, bo zawarte tu fabuły nie wychodzą ponad przeciętność, która prezentowana była w pierwszej odsłonie. Jest dobrze, poprawnie, ale po tym autorze spodziewam się więcej, niż typowego rzemieślniczego pisania – a tylko to w tych albumach dostajemy.
W pierwszych zeszytach Wolverine'a tworzonych przez Aarona czuć było, że dobrze się bawi pisząc tę postać - wkładał w jej usta niebanalne teksty, przedstawiał jego prywatne życie - tu robi to mniej chętnie. Akcja skupia się głównie na superbohaterskich, nierzadko pożenionych z science fiction fabułach (parafrazowany jest tu między innymi "Terminator"). Na tle innych opowieści wyróżnia się miniseria traktująca o tym, jak Wolverine trafia do domu wariatów, ale mimo tematyki obiecującej dużo psychologicznych atrakcji i nietypowych dla komiksu superbohaterskiego scen, potencjał nie zostaje dobrze wykorzystany, a sama opowieść zostaje dość niezgrabnie domknięta. Pewnym plusem tego zbioru jest fakt, że bazuje na dłuższych historiach. Poprzedni prezentował w dużej mierze opowieści powyrywane z większych cykli, pozbawione kontekstu, niejako pisane z doskoku, przez co czytelnik wiele tracił zostając sam na sam z niedomkniętymi wątkami.
"Wolverine. Tom 2" Aarona to nie jest zły komiks. Zbiera wśród polskich publicystów bardzo dobre recenzje – może mam zbyt duże oczekiwania względem tego scenarzysty, który jakby nie było jest dla mnie głównym bohaterem tego dzieła? Faktem jest, że wybitnych komiksów o Rosomaku ze świecą szukać, i te pisane przez Aarona, zapewne wyróżniają się na tle masowo publikowanej pulpy. Tak przypuszczam, bo zazwyczaj nie sięgam po superbohaterskie czytadła. Niemniej ja – czyli czytelnik szukający w komiksach czegoś więcej, ale zarazem przecież fan Aarona i Wolverine'a– jestem zawiedziony.
Krzysztof Ryszard Wojciechowski