"Runaways": burza hormonów na gigancie [RECENZJA]
Myślisz, że masz przerąbane ze swoimi "starymi"? Bo nie tolerują twoich kumpli i każą wracać wcześnie? Oni przynajmniej nikogo nie złożyli w ofierze.
Zacznijmy od minusów, czyli rysunków. Są wstrętne. Oczywiście o gustach się nie dyskutuje. Jednak zaczynając "Runaways" miałem dokładnie ten sam odruch, co podczas lektury któregoś z komiksów ilustrowanych przez John Romitę Jr. Było mi niedobrze. Tak już po prostu mam.
Po części to na pewno wina koszmarnych, komputerowo nakładanych kolorów. Sprawiają, że ilustracje Adriana Alphony'ego i Takeshiego Miyazawy wyglądają jak z dwuwymiarowej przygodówki z lat 90.
Jednak po kilku stronach niesmak szybko ustąpił, a plastikowa kreska wspomnianych delikwentów przestała mnie zupełnie obchodzić. Musiało trochę minąć, zanim zorientowałem się, jak łapczywie pochłaniam kolejne strony. To oczywiście zasługa Briana K. Vaughana. Jednak czego innego spodziewać się po kolesiu od "Sagi", "Paper Girls" i "Y: Ostatniego mężczyzny"?
Pomysł na fabułę jest genialny w swojej prostocie. Szóstka dzieciaków odkrywa, że ich rodzice tworzą tajną przestępczą organizację. Mają supermoce, fikuśne kostiumy, zajmują się czarną magią, a na dodatek składają ofiary z ludzi. Zdesperowane nastolatki dają nogę i postanawiają pokrzyżować plany swoim "starym". Z pomocą przychodzi im między innymi… welociraptor-telepata.
Jednak co tak naprawdę ujęło mnie w "Runaways" to nie wciągająca intryga i żwawo napisana historia spod znaku masek i trykotów. Komiks Vaughana to przede wszystkim wyśmienity comming of age, którego nie powstydziliby się mistrzowie gatunku pokroju Johna Hughesa. Pełen humoru i subtelności obraz nastolatków wchodzących w dorosłość. Zagubionych dzieciaków nieradzących sobie z gniewem i buzującymi hormonami, a co dopiero z popieprzoną sytuacją, w jakiej się znalazły. Vaughan świetnie oddaje emocje bohaterów, konsekwentnie kreśli ich motywacje i naprawę trzeba dużo złej woli, aby im nie kibicować.
Pierwszy tom "Runaways" wydany przez Egmont to opasła cegła. Twarda oprawa, 18 zeszytów z lat 2003-4 zebranych na 444 stronach. Do tego dodatki w postaci wstępu autora scenariusza, listu Josha Whedona, szkiców postaci oraz zarysu fabuły sporządzonego dla wydawnictwa. Lektura obowiązkowa? Nie przesadzajmy, ale świetne wakacyjne czytadło. Dajcie szansę "Uciekinierom".