Książki Musierowicz to prawdziwy fenomen. Bo niby wiadomo czego się spodziewać. Nowa bohaterka, dziewczę młode i niezbyt urodziwe (przynajmniej pięknem zewnętrznym, bo wewnętrznym wręcz emanujące). Pozornie zupełnie niezainteresowane płcią przeciwną, niezależne i wyniosłe. W głębi serca rozpaczliwie spragnione miłości, która nada jego życiu prawdziwy sens. Uczucia, o którym czyta po nocach, z ognistymi wypiekami na policzkach. A mimo to za każdym razem w pozornie znanym schemacie jest coś nowego, wartościowego i sprawiającego, że od książki nie sposób się oderwać. Hildegarda Schoppe spełnia wszystkie powyższe warunki. Wzdycha sobie lirycznie do Brada Pitta. Nawet rodzinne przezwisko nabiera w tym kontekście głębszego znaczenia – Żaba, czekająca na królewicza, który jednym pocałunkiem przemieni jej życie w bajkę. Jednak, mimo że zdecydowanie jest co przemieniać, bo życie Żaby nie jest, mówiąc delikatnie, usłane różami, to nie ona będzie, wbrew pozorom, najważniejsza w najnowszej opowieści z Jeżyc. Inne
Żaby też czekają na odczarowanie.
Jedna była przekonana, że już znalazła swojego księcia. Niestety, książę, postawiony w obliczu niespodziewanej próby, zląkł się odpowiedzialności i zbiegł za ocean. Innymi słowy, okazał się podłym płazem. Mowa o Fryderyku, bracie Hildegardy, który porzucił Różę Pyziak, swoją wieloletnią narzeczoną. Postanowił nie pozwolić, by pułapka biologiczna złamała jego błyskotliwą karierę naukową w zarodku. Teraz jego haniebna sprawka przypadkowo wyszła na jaw, niszcząc jego wizerunek w oczach młodszej siostry, która do tej pory wielbiła go bezkrytycznie, a teraz czuje się zobowiązana przywołać Frycka do porządku i zminimalizować skutki jego błędów. Druga, Laura, udaje, że nikogo nie szuka i nic jej nie obchodzi, ale jej bunt, po opisanej w poprzedniej części przypadkowej konfrontacji z ojcem, stopniowo wygasa. Co nie znaczy, że zmieniła się w pilną uczennicę i zakuwa do matury. Jej priorytetem stała się raczej wokalistyka.
Czy ich bajki skończą się szczęśliwie? Znając specyfikę Jeżycjady, można z dużym prawdopodobieństwem zaryzykować odpowiedź twierdzącą. Co nie znaczy, że nie warto zapoznać się z treścią Żaby. Wręcz przeciwnie. Ten tom to swoisty renesans, powrót do najwyższej formy z czasów Kwiatu kalafiora czy Idy Sierpniowej. Być może dlatego, że tym razem autorka zrezygnowała z eksponowania współczesnych problemów (w Języku Trolli była to problematyka leczenia chorób nowotworowych). O sprawach trudnych i kontrowersyjnych trzeba mówić, głośno i otwarcie, jednak czynienie tego w ramach cyklu, który u swych podwalin ma konsekwentną utopijność, jest pomysłem ryzykownym, a efekt może budzić dyskusje. Po prostu – ramach Borejkowskiej formuły to zgrzyt, karykatura, przerysowanie. W idylli śmierć, a choćby tylko jej groźba, najzwyczajniej się nie mieści. Być może dlatego Język Trolli bywał oceniany surowo (moim zdaniem niesłusznie).
W Żabie tego punktu zapalnego już nie ma. Jest za to problem nieplanowanej ciąży i samotnego macierzyństwa – rzecz nienowa, wszak heroiczna Gabrysia Borejko sprostała trudnemu zadaniu samotnego wychowania córek – Róży i Laury. Jednak w wypadku Gabrysi sprawa wyglądała nieco inaczej – Janusz Pyziak został w Kwiecie Kalafiora i Idzie Sierpniowej przedstawiony jako niedojrzały, nieodpowiedzialny Casanova i podrywacz, którego mimo to darzyło się podświadomą sympatią. A kiedy nie sprostał odpowiedzialności, był niejako usprawiedliwiony. Taki typ, można się było tego spodziewać. Fryderyk Schoppe, wyrafinowany intelektualista, nie dawał się lubić. Wszak przez całe Imieniny serdecznie nie cierpiała go jego późniejsza narzeczona. Mimo to on, pedant, obowiązkowy, odpowiedzialny, zorganizowany do przesady – wydawał się solidną firmą, bezpieczną ostoją, wcieleniem zdrowego rozsądku. I nagle okazało się, że Róża podzieliła los matki – prawdziwa ironia. Dla Fryderyka jednak zabrakło usprawiedliwienia. Jego jedyny
motyw stanowiła ambicja, żądza kariery. Słowem – pobudki wypływające z czystego egoizmu. I dlatego Fryderyka należało skreślić. I obciążyć w całości winą. A z Róży zrobić bezwolną ofiarę. Jednak Fryderyk ma jeszcze szansę. Czy ją wykorzysta? Czy zechce być prawdziwym, a nie tylko biologicznym ojcem małej Mili, która dopiero szykuje się do przyjścia na świat? A jeśli nie, czy trzeba go za to bezwarunkowo potępić? Oceńcie sami.