Rapp. Zaginione dzienniki Tesli - Tam gdzie Dylan nie jest Dylanem [RECENZJA]
Nie ulega wątpliwości, że „Rapp. Zaginione dzienniki Tesli” to komiks, który powinien spodobać się szczególnie osobom, które lubią opowieści utrzymane w klimacie „Z Archiwum X”. Tajemnica bowiem goni tutaj tajemnicę, a niezwykłe zjawiska są na porządku dziennym.
Na początek wystarczy wspomnieć, że główny bohater kradnie dzieła sztuki na zamówienie bogatych kolekcjonerów. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że kradzieży dokonuje w równoległych wszechświatach! Nie będzie jednak mu dane trudnić się tym zajęciem bez przeszkód. Jego tropem podąża bezwzględny Sal, który próbuje odzyskać od Rappa coś, na czym bardzo zależy amerykańskiej armii. Obserwowanie ich zmagań w równoległych rzeczywistościach dostarczy czytelnikom wielu emocji, ale okazuje się, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej sekretów skrywanych przez głównego bohatera. Dzięki licznym retrospekcjom dowiadujemy się, że Rapp to jedynie jego pseudonim, a w przeszłości – jeszcze jako doktor Robert Joseph Johnson – wraz ze swym przyjacielem Milesem Rileyem i jego żoną Mają prowadził badania eksperymentalne za zlecenie rządowych agencji. Celem naukowców było zaś zrealizowanie tego, co nie udało się osiągnąć za życia wielkiemu Nikoli Tesli. Jednym z efektów ich pracy był właśnie T-skafander, dzięki któremu Rapp podróżuje między wszechświatami. Szkopuł w tym, że przywłaszczył sobie ten wynalazek nie pytając o zgodę tych, którzy sfinansowali badania. W dodatku nie jest to jedyna rzecz, którą miał na sumieniu doktor Johnson…
Motywy działań Rappa okazują się więc znacznie bardziej skomplikowane niż pogoń za łatwym zyskiem i wygodnym życiem. Zajęcie złodzieja dzieł sztuki to dla niego jedynie sposób na przetrwanie od momentu, kiedy postanowił zakończyć współpracę z armią. W dodatku cały czas nie potrafi przestać myśleć o tym, jakie mogą być skutki niewłaściwego wykorzystania wynalazków, nad którymi pracował z przyjaciółmi. A swoją drogą relacje między Robertem, Milesem i Mają też były dość skomplikowane i miały istotny wpływ na rozwój wydarzeń.
W komiksie tym znajdziemy więc trzymającą w napięciu mieszankę science fiction, teorii spiskowych oraz wątku romansowego, a wszystko to doprawione szczyptą metafizyki. Warto dodać, że w całej tej historii obecny jest także duch tajemniczego i niedocenionego geniusza – Nikoli Tesli. To jego dokonania i plany stały się wszak dla autora inspiracją dla stworzenia tej intrygującej fabuły. Z kolei nie do przecenienia jest też rola charakterystycznych rysunków Jeffa Smitha w budowaniu napięcia i klimatu tajemniczości. Wszystko to sprawia, że „RAPP. Zaginione dzienniki Tesli” jest pozycją naprawdę wartą uwagi.
Ocena: 9/10