Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 15:59

Quo vadis, Teresita?

Quo vadis, Teresita?Źródło: Inne
d1jhm8b
d1jhm8b

Perez-Reverte jest krzyżowcem pewnej literackiej sprawy. Wcale tego nie ukrywa podczas spotkań z legionami czytelników oraz w wywiadach udzielanych zblazowanym dziennikarzom. Dzielnie walczy o przywrócenie fabule należnego jej miejsca w sercach i umysłach krytyki literackiej, bo o odbiorców martwić się nie musi - ci o wiele chętniej sięgają po powieści, gdzie jest początek i koniec, a pomiędzy nimi coś się dzieje. Hiszpan macha ręką na sto zgoła lat eksperymentów ze słowem pisanym, których osiągnięć podważyć nie zdoła, jednak chyba słusznie wskazuje, że ich czas dobiega końca, a do łask wraca to, czym zachwycał już swoich słuchaczy Homer – znakomicie opowiedziana historia.

Na samej krucjacie medialnej nie poprzestaje jednak, swoją koncepcję udanie wprowadza w czyn. W nowoczesny sposób nawiązujące do osiągnięć dziewiętnastowiecznej literatury francuskiej, a przy okazji nie zapomina, iż tworzy dla czytelników, a nie dla garstki wiecznie niezadowolonych krytyków. Przyznać trzeba, że robi to niezwykle sprawnie i kto choć raz zetknął się z jego twórczością natychmiast zrozumie, na czym polega fenomen międzynarodowej popularności pisarza.

Oczywiście nie jest tak, że Perez-Reverte to literacki Midas, nie każda jego powieść jest równie znakomita. Co gorsza, odnoszę wrażenie, że te najlepsze ma już za sobą, bowiem ostatnio trochę spuścił z tonu i jego proza już nie powoduje u mnie wypieków na twarzy oraz gnania przez karty powieści, aby dowiedzieć się, co stanie się dalej.

Tym razem na warsztacie pisarskim Hiszpana znalazł się archetyp kopciuszkowy, tyle że w mrocznej odmianie. Królowa Południa traktuje o losach młodej Meksykanki Teresy Mendozy, która wychowana w slumsach rozpoczyna karierę jako dziewczyna gangstera, by po kilkunastu latach zostać przemytniczą baronową. Powieść nie jest, niestety, nadzwyczajna, * podczas lektury nie płoną mi policzki* i nie walczę z sobą, aby zajrzeć na ostatnie strony, by dowiedzieć się jak się skończy.

d1jhm8b

Jednak warto zwrócić uwagę na dwa interesujące elementy. Pierwszy wypada rozpatrzyć w kontekście poprzednich dzieł Reverte. Mianowicie ma niewątpliwą słabość do głównych bohaterów, którzy są jednocześnie profesjonalistami, a zarazem poruszają się po cienkiej granicy pomiędzy prawem a bezprawiem, czy występkiem a etyką. Teresa kimś takim nie jest – przynajmniej na początku. Okazuje się, że z jej bezbarwnej osobowości trudności życiowe i pomocna przyjaciółka wykrzesują uśpione cechy, które już rozwinięte, okazują się w pełni wystarczające do bycia najbardziej profesjonalną w niebezpiecznym fachu przemytniczym. Reverte tym razem nie operuje gotowymi figurami zawodowców, na naszych oczach tworzy go właściwie z niczego.

Drugi element jest ciekawszy. Pisarz z pełną świadomością uczestniczy w procesie mitologizacji swojej bohaterki. Kiedy po dwóch latach zbierania materiałów, wywiadów z przyjaciółmi i wrogami Teresy, mozolnego odtwarzania jej kariery ze strzępków informacji, Reverte spotyka Mendozę ledwo skrywa swoje rozczarowanie jej zwyczajnością. Nie taki powinien być superbohater, już kiedyś trafnie zdefiniowany przez Umberto Eco. Niezrażony pisarz zamienia szarość Teresy w atut, tworzy z niej właśnie tytułową Królową Południa, jedną z niewielu kobiet, która potrafiła złamać męską dominację w świecie międzynarodowej przestępczości i stawić czoło latynoskiemu machismo. A że zrobiła to w sposób niegodny honorowych zasad półświatka - cóż kobiety mogą ustanawiać swoje standardy.

Mimo tych ciekawostek Królowa Południa jest solidnym, atrakcyjnym, dość przewidywalnym i mało porywającym czytadłem – i tylko nim. Martwi mnie to nieco, bo kibicuję Revertemu odkąd pojawiły się w Polsce przekłady jego powieści i życzę sobie oraz jemu, aby krucjata w obronie książek z treścią odniosła sukces.

d1jhm8b
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1jhm8b