Trwa ładowanie...

Przed filmem Sekielskiego istniała lista pedofilów. 200-300 oskarżanych księży

Ekke Overbeek, wieloletni korespondent holenderskich i belgijskich mediów, już sześć lat temu pisał o skali pedofili w polskim Kościele. Przedstawił wstrząsający obraz, który dopiero po filmie Tomasza Sekielskiego dotarł do milionów Polaków.

Przed filmem Sekielskiego istniała lista pedofilów. 200-300 oskarżanych księżyŹródło: East News
d1l57bk
d1l57bk

Dzięki uprzejmości wyd. Czarna Owca publikujemy fragment wstępu do książki "Lękajcie się. Ofiary pedofilii w polskim Kościele mówią" Ekke Overbeeka (Czarna Owca, 2013), którą można przeczytać za darmo w usłudze Legimi.

"Jak to jest w Polsce z tym molestowaniem seksualnym przez księży?"

Rok 2011. Holendrzy są zszokowani rozmiarem skandalu w Kościele katolickim w Stanach Zjednoczonych, Irlandii, od niedawna także w Niemczech, a teraz również w Holandii. Dzwonią więc do korespondenta w Warszawie. Skoro u nas jest tak źle, to jak to wygląda w "najbardziej katolickim kraju Europy"? Kościół katolicki w Holandii to przecież karzeł w porównaniu z polskim: garstka hierarchów zarządzających pustymi kościołami. Nawet koledzy dziennikarze są w szoku, kiedy wychodzi na jaw, co biskupi i klasztory kryją w swoich szafach. Wprawdzie wydawało się oczywiste – chociażby po doświadczeniach w krajach anglosaskich – że coś tam musi być, ale coś takiego?

Obejrzyj: "Tylko nie mów nikomu": ofiary rozklejały się na planie. Wszystko poprzedzały godziny rozmów

W małym Królestwie Niderlandów, gdzie około czterech milionów z prawie siedemnastu milionów mieszkańców to katolicy, i to w większości już tylko na papierze, gdzie psycholog już dawno wyparł księdza z miejsca spowiednika, gdzie ludzie od dawna są przyzwyczajeni do wolności słowa, gdzie można mówić, o czym tylko się chce – w tym kraju, jak się okazuje, żyją dziesiątki, setki, a może nawet tysiące ludzi, którzy w dzieciństwie padli ofiarą księży, a potem milczeli przez całe życie.

d1l57bk

Natychmiast powstaje komisja niezależnych ekspertów, która ma zbadać to, co dziennikarze zaczęli wyciągać na światło dzienne. A właściwie dwie komisje: jedna, by badać kto, kogo, ilu, gdzie, jak i dlaczego, a druga, by ustalać wysokość odszkodowań, które Kościół będzie musiał wypłacać. Wnioski komisji są bulwersujące: w Holandii żyje przynajmniej dziesięć tysięcy ofiar duchownych. Na domiar złego okazuje się, że biskupi mijali się z prawdą i w niektórych przypadkach próbowali ukrywać dowody przestępstw seksualnych swoich podwład-nych. Szok, prawdziwy szok. Dzwonią więc do Warszawy i pytają: "Jak to jest w Polsce z tym molestowaniem seksualnym przez księży?".

I jak to właściwie jest? Coś zaczynam sobie przypominać, ale niezbyt wiele. Zaczynam grzebać w dawnych aferach. Była Tylawa w 2002 r., cztery wsie, gdzie ksiądz molestował dwa pokolenia dziewcząt. Został skazany przez sąd, ale wyrok był bardzo niski: dwa lata w zawieszeniu, między innymi dlatego, że tylko sześć kobiet miało odwagę zeznawać. Po wyroku ksiądz jeszcze długo pozostał na plebanii, zanim dostał awans od samego arcybiskupa (…). Była jeszcze sprawa Paetza, ale to trochę inna kategoria, skoro molestował dorosłych kleryków. To nie pedofilia. Niemniej jednak to zbyt głośna historia, by ją pominąć. Podobnie jak podejrzenie pod adresem słynnego prałata Jankowskiego w Gdańsku.

ks. Henryk Jankowski/ONS.pl
Źródło: ks. Henryk Jankowski/ONS.pl

Była jeszcze tzw. sprawa płocka, gdzie w 2007 r. nowy biskup postanowił zrobić porządek w swojej diecezji. Przyjechali dziennikarze gazety "Rzeczpospolita" i zrobiła się afera. (…) Była też sprawa szczecińska w 2008 roku. Zakonnik dowiaduje się, że w Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapii im. św. Brata Alberta ksiądz latami wykorzystywał chłopców. Po latach daremnych prób załatwienia sprawy w ciszy biskupich kurii zdesperowany duchowny zwraca się do "Gazety Wyborczej". Sprawa staje się głośna, ale i tak prokuratura w pierwszej instancji ją umarza. Kiedy dobrze poszukałem, znalazłem Hłudno, Bojan, Pszenno i jeszcze kilka innych nazw, które stały się synonimami skandalu obyczajowego z księżmi w rolach głównych.

d1l57bk

(…)

Napisałem więc artykuł do swojej gazety w Holandii na podstawie tych informacji, z wyraźną sugestią, że w Polsce te sprawy są na razie zamiatane pod dywan. Ta konkluzja nie dała mi jednak spokoju. Podobnie zresztą jak telefon: jeszcze jedna redakcja z Holandii i jeszcze jedna, a potem Flamandowie, bo przecież u nich też afera trwa w najlepsze. Wszyscy z tym samym pytaniem: "Jak w tej sprawie jest u ciebie w Polsce?". Wróciłem więc do tematu.

W trakcie dalszych poszukiwań natknąłem się na więcej informacji wskazujących, że problem pedofilii wśród księży istnieje w Polsce. (…) Okazało się, że w ciągu dziesięciu lat za pedofilię skazano przynajmniej 27 polskich księży. Mowa tu nie o domniemanych sprawcach, tylko o tych, co do których sąd nie miał wątpliwości, że wykorzystali dzieci. Kary były na ogół łagodne, ale sam fakt, że w kraju, gdzie duchowni cieszą się dużym autorytetem, aż 27 z nich zostało skazanych, daje do myślenia. Oznacza to, że odsetek skazanych księży jest porównywalny do tego, co było znane amerykańskiej opinii publicznej, zanim w 2002 r. skandal wybuchł tam na wielką skalę. Dlaczego media w tym kraju nie zwracają uwagi na ten fakt?

kadr z filmu "Tylko nie mów nikomu"/Youtube.com
Źródło: kadr z filmu "Tylko nie mów nikomu"/Youtube.com, fot: Sekielski

Wcześniej już moje zdziwienie budził inny wątek, który zostawiłem, kiedy musiałem szybko napisać artykuł o stanie rzeczy w Polsce. Chodzi o organizację ofiar – polskich ofiar polskich księży. Trafiłem na nią, jak tylko zacząłem szukać w internecie. Jako jeden z pierwszych re-zultatów komputer wyrzucił Ruch Ofiar Księży, z numerem telefonu, Skype’a, e-mailem, tylko że po drugiej stronie oceanu, w Kanadzie. Zadzwoniłem i tak zaczął się ciąg pouczających nieporozumień.

d1l57bk

Odebrał niejaki Wincenty Szymański, który po krótkim wstępie tłumaczył, że jako chłopak został wykorzystany przez wikarego w małym mazowieckim miasteczku. Na swoich stronach obszernie opisuje własną "sprawę zakroczymską". (…) Ksiądz pedofil ma duży wybór i wybiera, między innymi małego Wincentego. Kończy się tym, że wikary nagle znika z parafii. Kończy się tym, że byli ministranci zostają oskarżeni o to, że chcieli wyłudzić od księdza pie-niądze, że są homoseksualistami, że sami są pedofilami. Kończy się tym, że Wincenty ucieka, najpierw do Austrii, a stamtąd do Kanady, gdzie zaczyna nowe życie jako Vincent. Ale tak naprawdę nic się nie kończy. Ciągle wracają wspomnienia. Przeszłość nie przestaje ciążyć. (…) Zakłada stronę internetową i zaczyna zbierać informację od tych, którzy mają podobne doświadczenia jak on. Kiedy dzwonię, zbiera już od 4 lat. (…)

"Mam listę ponad 200 księży pedofilów". Słucham? Musiałem się chyba przesłyszeć. Pytam więc jeszcze raz. "Tak, właściwie to już 300. Ludzie piszą do mnie". Ponownie się upewniam: "Ma Pan na myśli 200-300 ofiar, tak?". Ale nie, nie przesłyszałem się. "Mam na myśli prawie 300 księży pedofilów". (…)

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Ja nie ufam jemu, bo zakładam, że jeżeli on mówi prawdę, media dawno by podchwyciły jego historię. On nie ufa mnie, bo zakłada, że media nie są zainteresowane wyjaśnieniem, tylko szukają "mięsa" do programu. Jednak im dłużej zajmowałem się tematem księży pedofilów w Polsce, tym bardziej nabierałem przekonania, że ma rację. Polskie media, które w wielu sprawach nie są lękliwe, zdają się tracić odwagę, gdy temat jest zbyt drażliwy dla Kościoła katolickiego. Badając grunt, usłyszałem wprost: "Pan trafił na jedną z najbardziej ukrytych spraw w tym kraju". Inni mówili wręcz o tabu, co oczywiście tylko podsycało moją ciekawość.

d1l57bk

Wprawdzie nie jestem katolikiem, ale żyję w społeczeństwie, w którym pojęcia dobra i zła są w dużej mierze kształtowane przez religię katolicką. Jeżeli Kościół nie jest w stanie zmierzyć się z tym problemem, to czego oczekiwać od innych instytucji? (…)

Na początku chciałem się ograniczyć do tego, by w książce znalazły się same historie ofiar, by pokazać sprawę od ich strony, ich językiem, bez zbędnych komentarzy. Szybko jednak okazało się, że potrzebne będzie wprowadzenie do tematu, aby umieścić te polskie doświadczenia w kontekście międzynarodowym. Bo jak to możliwe, że w kraju, gdzie Kościół katolicki jest wszechobecny, prawie nikt nie powołuje się na doświadczenia zagraniczne, by postawić kluczowe pytania: "Jaką odpowiedzialność ponoszą biskupi?". "Dlaczego Kościół w Polsce nie ma danych dotyczących pedofilii wśród księży, podczas gdy w innych krajach Kościół je ma?". "Jaką mamy gwarancję, że nasze dzieci nie spotkają pedofila w Kościele?".

East News
Źródło: East News

Rozmawiałem z takimi, którzy spotkali. Nie mają jeszcze na tyle odwagi, by występować z imienia i nazwiska. Obawiają się odrzucenia ze strony otoczenia. Większość boi się nawet opowiadać o swoich przeżyciach anonimowo. Tym bardziej należy się szacunek tym, którzy się odważyli. Zdaję sobie sprawę, że zachowując ich anonimowość, narażam się na krytykę, iż dałem się oszukać. To jednak mało prawdopodobne, by wszyscy moi rozmówcy byli kłamcami. Doświadczenia w innych krajach wskazują, że fałszywek jest bardzo mało. Nie ma powodu sądzić, by w Polsce było inaczej. Tym bardziej że tu większość ofiar w ogóle nie chce rozmawiać, nawet nieoficjalnie. Potwierdzają, że byli molestowani jako dzieci, ale nie chcą opowiadać, nawet jeżeli gwarantuje im się anonimowość. Skoro tak jest, ryzyko oszustwa ze strony tych, którzy mówią, jest minimalne.

d1l57bk

(…)

Na początku naszych poszukiwań udaliśmy się do Kościoła – a dokładniej: do polskiego episkopatu – żeby dowiedzieć się z pierwszej ręki, jak Kościół ocenia sytuację we własnych szeregach.
Ksiądz rzecznik Józef Kloch (na zdjęciu poniżej) usiłował przekonać trzech holenderskich dziennikarzy, że problem w Polsce nie istnieje: "Znanych jest kilka przypadków, o których donosiły media, i to jest wszystko, co dotąd wiemy" – oznajmił.

ks. Józef Kloch/East News
Źródło: ks. Józef Kloch/East News

Okazało się, że biskupi polscy zazwyczaj nie informują organów ścigania o przypadkach pedofilii wśród duchownych. Ksiądz rzecznik był w stanie wymienić jeden wyjątek: "Polskie prawo nie przewiduje obowiązku doniesienia do władz świeckich przez kogokolwiek o takim przypadku. Jeżeli natomiast poszkodowany zgłosi się do prokuratury, to oczywiście prokuratura winna wszcząć śledztwo. I tu wiem o pełnej współpracy i gotowości tej współpracy ze strony biskupa Libery w sprawie biskupa płockiego. Podkreślam raz jeszcze: chodziło o kwe-stie w obliczu polskiego prawa przedawnione, ale i tak zostały zgłoszone do prokuratury".

d1l57bk

Okazało się, że Kościół jest przekonany o tym, że w Polsce jest dużo mniej ofiar księży niż gdzie indziej, dlatego że Polacy stosują zasady moralne, których uczy Kościół. (…) Z każdą kolejną historią ofiary, której później słuchałem, wypowiedzi księdza rzecznika wydawały mi się coraz bardziej nieprawdopodobne, a nawet szokujące. Przedstawił nam obraz kraju prawie nietkniętego przez zjawiska patologiczne, znane z zachodniej Europy, kraju, gdzie wiara głęboka, lud wierny, a Kościół autorytetem. W tym sielankowym obrazie zabrakło miejsca na coś tak obrzydliwego jak wykorzystywanie dzieci przez duchownych. Było tylko "parę" przypadków, margines w tym wielkim Kościele wielkich liczb. Ksiądz wychwalił wielość powołań, księży, kleryków, pielgrzymów i mógłby pewnie dodać liczbę sióstr i braci zakonnych, dominicantes, nowych kościołów, dzieci katechizowanych i pomników papieża. Ale im więcej słyszałem o wielkich liczbach, tym bardziej zacząłem sobie wyobrażać samotność tych "paru" ofiar.

Ale w jednym ksiądz miał rację. Na zakończenie swoich wyliczeń powiedział coś, czym trafił w sedno: "To dziwi? Tak. Ludzi z Zachodu dziwi".

Powyższy fragment pochodzi z książki "Lękajcie się. Ofiary pedofilii w polskim Kościele mówią" Ekke Overbeeka, która ukazała się nakładem wyd. Czarna Owca w 2013 r.

d1l57bk
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1l57bk