Postmodernistyczne eksperymenty
„Wszystko przecież zawsze kończy się źle, lecz najważniejsze to wiedzieć, co jest, a co nie” – głosi łemkowska przyśpiewka z końca XX wieku. Główny bohater, a zarazem narrator powieści Bocian i Lola, ma wielki problem z odróżnieniem tego co jest, od tego, co nie istnieje. Problem dla całej konstrukcji książki Mirosława Nahacza zasadniczy. Powieść jest zlepkiem wizji, snów i halucynacji narratora, który wraz z kumplami: Amperem, Bobem i Boku poddaje się „zmieniaczom czasu”. Te środki, przypominające w działaniu narkotyki, zapewnia Bocian, władca świata fikcji i sprawca rozpadu rzeczywistości. To on zabiera bohaterów w podróż, której nie krępują żadne łańcuchy, zwłaszcza te przyczynowo–skutkowe.
Po zażyciu „zmieniacza czasu” wpadamy w wir szybko ewoluujących zdarzeń, które z jednej strony stanowią próbę ucieczki od realności, a z drugiej są jej dramatycznym poszukiwaniem. Poszczególne sytuacje, których świadkami jesteśmy, przypominają scenariusz surrealistycznego kina akcji, w którym wszystko jest możliwe, nawet kilkakrotne zmartwychwstanie bohatera. Najpierw zimowa wędrówka do bunkra, jak echo Stasiukowego Białego kruka. Następnie podróż pociągiem, dusznym od ludzkich historii, zakończona pościgiem, niczym z filmów ze Stevenem Seagalem. W końcu pielgrzymka po świątyniach współczesności: hipermarkecie, modnym klubie czy Stadionie Dziesięciolecia, w towarzystwie człowieka, który jawi się nam jak postać z obrazów Davida Lyncha.
Nie ma sensu dopatrywać się w tej książce granic między fikcją a rzeczywistością, ponieważ zostały one starannie i świadomie zatarte przez autora. Jego bohater opowiada nam o swoich wizjach, które czasem układają się nawet w nikłe fabuły, innym razem pozostając jedynie luźnymi obrazkami. Podczas kiedy Bocian jest tworem umysłu, „Bocianem z głowy (…) kawałkiem, który się w tobie rozpuścił, historią, którą masz we krwi”, Lola to rzeczywistość, pewność i punkt odniesienia. „Jej widok gwarantuje, że to co widzę z pewnością nie jest snem, (…) Lola i tylko ona, jest tą częścią rzeczywistości, która nigdy nie pojawia się w moich snach.” Poszukiwanie dziewczyny jest więc dla bohatera poszukiwaniem wyjścia ze świata złudzeń i powrotem do życia.
Postmodernistyczna powieść Nahacza, zbudowana ze zlepków historii, pozlepiana z plastrów słów, stara się utrzymać na krawędzi szeroko pojętego rozpadu. Opisywany świat stoi na progu apokalipsy, wątki katastroficzne pojawiają się w tej książce autora Bombla bardzo często. Dekonstrukcji ulega też cała rama fabularna powieści. Nie liczy się historia, ważny jest sam proces opowiadania, „żeby mieć litery na papierze”, jak mówi narrator. Takie ujęcie powieściowej konstrukcji pozwala na zastosowanie swego rodzaju eklektyzmu form – od szkiców powieściowych („Czekanie”, „Bunkier w środku”), opowiadań (np. „Opowieść starucha”), przez relacje („Galeria” z rewelacyjnie opisaną promocją otwarcia nowej rzeźni), aż po strumień świadomości.
Bocian i Lola Mirosława Nahacza to książka, która może być ciekawą wędrówką po obrzeżach świadomości głównego bohatera. Może być intertekstualną zabawą, intelektualną przyjemnością dla tych, którzy lubią prozę mniej konwencjonalną i potrafią krytycznym, ironicznym okiem spojrzeć na otaczającą rzeczywistość. Natomiast nie wydaje mi się, by Bocian i Lola pozostawił w czytelniku jakieś głębsze, filozoficzne doznania. Stwierdzenie, iż jest to „dobrej próby zbeletryzowana filozofia transcendentalna” wydaje się być jednak nadużyciem. Nahacz nie jest filozofem, ale poszukującym pisarzem, który stara się opowiadać o otaczającym go, rozpadającym się świecie. Pod tym względem książka jest raczej młodzieńczym szkicem niż traktatem filozoficznym. Tak czy inaczej, dla wielbicieli klasycznych fabuł – raczej nie do przebrnięcia.