Płyniemy z rozwiniętymi pełnymi żaglami. Wieje wiatr. Wiatr historii. Wiatr życia. Łódź lekko unosi się na wodzie przecinając nieostrożne fale samobójczo zmierzające ku dziobowi. Piękne i pełne uroku jezioro. Nie morze, nie ocean. Jezioro. Nie wielki epicki fresk. Coś mniejszego. Portrety dwóch rodzin. Równolegle poprowadzone wątki, czasami znajdujące nieoczekiwane punkty styczności, to znów odrębnie zmierzające ku przeznaczeniu. Więcej akcji niż rozmyślań. Więcej działania niż psychologii. Więcej obserwacji z zewnątrz niż z wewnątrz. Taki jest styl Archera. Czyta się wspaniale. Lekko, z niegasnącym zainteresowaniem. Choć nie jest to na wskroś ambitna, głęboka, wielowarstwowa, ciężka intelektualna proza.
Elegancko wydana książka. Przyciągająca wzrok okładka. Szkoda, że na okładce z tyłu umieszczono niezbyt sensowny i mało udany opis. To jakaś plaga egipska wydawców literatury. Swobodne, a często po prostu mylące wariacje na temat książki mające skusić do jej zakupu. Przyznaję, sztuką jest dużą w kilku ciekawych zdaniach zawrzeć coś trafnego, interesującego czy błyskotliwego, ale może na ogół wystarczyłby charakterystyczny dla książki fragment?! No tak, ale wtedy ktoś musiałby ją uważnie przeczytać. A wtedy nie byłoby takich przypadków jak rozbrajające "kroniki narodu" na okładce Synów fortuny, gdy wystarczyłyby zwykłe "kroniki rodów".
Archer pisze oszczędnym stylem. Bez szerokich, panoramicznych opisów. Bez gry świateł, subtelnej i ulotnej magii świata. Samo życie. Dynamiczne, konkretne. A jednak ta oszczędność ma swój urok. Wątki biegną wartko jak górskie strumienie spadające z łoskotem i spienioną wodą połyskujące w promieniach słońca. Życie tętni w zdaniach jak krew popychana naglącym biciem serca. Życie, ze swoimi unikalnymi dla każdego człowieka blaskami i cieniami. Życie - jak zwykle intrygujące. Czy to widziane oczami nastolatków, czy młodzieńców, czy dorosłych. Chce się czytać. Pragnie się dowiedzieć co kryje się za zakrętem następnej strony. Ten dynamizm powieści jest w pełni uzasadniony. Postacie opisywane przez Archera to ludzie czynu. Nie filozofujący mędrcy wprawni w słownej żonglerce. Popijający wyszukane drinki, a życie oglądający z wyżyn lewitującego umysłu. Znawcy teorii życia, picia, myślenia, kochania. Wyrzucający z siebie na życzenie dowolne cytaty okolicznościowe jak rozdrażnione wieloletnią bezczynnością wulkany.
To nie ci ludzie.
Archer pisze o życiu. Zachwyca się życiem. Radość życia bije u niego wesoło jak wodotrysk w parku. Podchodząc zostajemy ochlapani i nie jest to dla nas nieprzyjemnym doznaniem, szczególnie gdy z nieba leje się żar. O życiu piszą wszyscy. Ale ilu robi to w tak brawurowym stylu. Iluż opowiada o życiu tak jak polskie kino bezruchu i wynikającego z tego niepokoju (ach znowu popłynąć w Rejs)?! Życie to blaski i cienie, skórki, ogryzki i pożywny miąższ. Ale to jest jego istota. Zmienność, dziwność, czasami nierealność. Zmienność i utrzymywanie napięcia jest cechą pisarstwa Archera. Mknie, hmmm... raczej nie jak zwykła strzała, między wydarzeniami. Zakręcając, unikając zderzenia, ale skutecznie zmierzając do celu. A kilka uwag, które padają jakby mimochodem jest celnych i wartych zapamiętania. Jak ta dotycząca dzieciństwa córki jednego z bohaterów:
"Ojciec często mu przypominał, że gdy przeminą jej wczesne lata, nie sposób będzie odwinąć rolki filmu..."
Polityka, barwne postaci, zaskakujące zmiany akcji. Wulkan Archera znowu jest aktywny i wyrzuca w górę kolejne akapity. Podziwiajmy ten wspaniały widok.