Wydawać by się mogło, że powieść historyczną wyparło fantasy. Na wskroś posiłkujące się potęgą przeszłości, jej polityką, religią i uwarunkowaniami społecznymi. A jednak jakże często wracamy do tych typowych powieści historycznych, pomimo iż zabarwionych magią, to jakże naturalnych, jak choćby te autorstwa fińskiego pisarza, Mikiego Waltari. Kolejnym bohaterem autora najsłynniejszego dzieła, Egipcjanina Sinuhe, i tym razem staje się mężczyzna obdarzony przez los „powiewem smutku”. Jakże on podobny do Sinuhe! Oto Turms. Człowiek antyku, którego po raz pierwszy spotykamy w Delfach, gdzie właśnie chce przebłagać wyrocznię za zbrodnie, która dla wielu stała się wybawieniem. To on – Turms z Efezu podpalił w Sardes świątynię bogini matki Kybele. Tym samym, spalił całe Sardes, ale skąd miał wiedzieć, że wiatr powieje właśnie w ten sposób? A może raczej tak sprawi los, czy też bóg? Dla Hellenów, on to bohater, który pożarem wspomógł powstanie w Jonii. Lecz w rzeczywistości, to człowiek stojący u granicy swego
życia, który tak naprawdę wciąż nie wie kim jest. Jego nogi przeszły więcej, dłonie dotykały prawie wszystkiego, oczy spoglądały inaczej, a jednak wszystko staje się jedną niewiadomą. Dane mu było poznać magię i bogów, czar człowieczeństwa ale też i jego ból. Kim jest? Gdzie żyje? Dlaczego zna ziemię, w której go złożą?
Turms to tylko element zadziwiającej, magicznej układanki. Zdaje się nie mieć wpływu na swój żywot. Kieruje nim tylko historia, jest obecny wszędzie. Ale jedno się nie zmienia, czy Scytowie, nadal potężny Egipt, czy Fenicjanie, wszystko to daje poczucie, iż wyłącznie władza i bogactwo, pozwalają panować nad światem. Ale czy tak jest naprawdę? W końcu kim jest on, by tak sądzić, kto daje mu prawo?
„Jesteś zrodzony w ludzkiej postaci – powiedział – dlatego jesteś człowiekiem, ale jednocześnie jesteś lukumonem, jeśli tylko odważysz się przyznać to przez sobą (...) Pamiętaj zawsze, że zostałeś urodzony w ludzkiej postaci. To cię wiąże i wytycza granice twej wiedzy (...) To śmierć je obali i uwolni cię, dopóki nie narodzisz się na nowo. W innej epoce, w innym miejscu.” Na nowo? Ponownie? Lecz po co? Nieśmiertelny? Wszechwiedzący? A może już tylko człowiek zmęczony, nawet nie spełniony? Dlaczego on? Bo przecież, podobno każdy z nas nosi w sobie odrobinę nieśmiertelności. Ale tylko niektórzy z niej skorzystają. Ta drobina, ziarenko, może wydobyć się z ziemi, w której nas złożą, jeżeli tylko zechcemy. W końcu: „Jajo jest początkiem wszystkiego (...) Jajo jest symbolem narodzin i powrotu. Jajo jest symbolem nieśmiertelności.” Więc i może my, nie jesteśmy wyłącznie własnością tej jednej epoki? Może przynależymy do wieczności?
Dbający o szczegóły, znający się na magii, dziwnie potępiający wolność człowieka Waltari i tym razem porywa. Ofiaruje powieść historyczną, której zakończenie nie tylko wszystko wyjaśnia, ale i prawdziwie powala na kolanach. I choć od faktów może się zakręcić w głowie, to przecież: „Zaskoczenie jest matką wszelkich zwycięstw”. I za nie, dla niego, warto przebrnąć przez wszelkie zakamarki, przez podróże naszego bohatera. Poznać jego wrogów i przyjaciół oraz dziwy, które zostają mu postawione na drodze.
Powieści historyczne ofiarowały Waltariemu sławę, zbyt często zapominamy jednak, że był on także twórcą noweli czy sztuk teatralnych, a nawet scenariuszy filmowych. Ciekawe jaki jest w innych formach? Czy podobnie obdarza bohaterów smutkiem?