Piotr Mudyn: nie byłem gangsterem, tylko żołnierzem, który wypełnia zlecenia [WYWIAD]
Niedawno minęło 16 lat od gangsterskich porachunków w centrum handlowym Klif. Zginął tam m.in. Artur Mudyn ps. "Budyń", młodszy brat Piotra, który w "Ostatnim. Prawdziwej historii żołnierza warszawskiej mafii" opowiada ich wspólną historię.
To nie tylko reportaż o polskiej przestępczości zorganizowanej lat 90. i przełomu tysiącleci, ale też opowieść o transformacji człowieka, który za gangstera nigdy się nie uważał.
Natalia Doległo: Przeczytałeś kilkakrotnie "Ostatniego". Początkowo się złościłeś, bo książka niezbyt do ciebie przemawiała. Byłeś zirytowany, że Marzena [Matuszak – przyp. N.D.] okroiła ją z uczuć i emocji. Czy w końcu odnalazłeś w niej dawnego siebie?
Piotr Mudyn: Jakąś część, chyba nawet niemałą. Po jakimś czasie chciałem dodać kolejne historie, pojawiały się dawne wspomnienia, projekcje, ale nasza wspólna praca dobiegała końca. Było mi też trudno przekazać to, co czułem i przeżywałem, a chciałem, żeby Marzena zrozumiała. Ona natomiast czasami dodawała swoje wyobrażenia o różnych rzeczach, które – moim zdaniem – nie były prawdziwe. Dlatego często się kłóciliśmy. Sam nie wiem, jaki jestem i trudno opowiedzieć większość swojego życia w niecały rok.
Jak duży wpływ na to, kim się stałeś, miały warunki, w jakich się wychowywaliście z Arturem – najpierw ojciec zabił matkę, później życie z opiekunami i dom dziecka…
Bardzo duży, to była podstawa tego, co się później działo. Mieliśmy w sobie dużo gniewu, nienawiści. W domu i u opiekunów była przemoc, więc uważaliśmy, że wszystkie sprawy załatwia się siłą. W domu byliśmy poniżani – kiedy dorośliśmy, robiliśmy to samo, krzywdziliśmy innych.
Zawsze byliście razem z bratem. "Budynie" – mówiło się o was, bo nawet ksywkę mieliście wspólną. Panowała jednak opinia, że to ty jesteś bardziej bezwzględny i nieobliczalny.
Po trepanacji czaszki zrobiłem się jeszcze bardziej wściekły, bo nie byłem sprawny fizycznie. Do tego dochodziły narkotyki – po nich stawałem się narwany, a do tego cały czas się bałem, z tego strachu nosiłem przy sobie nóż i pierwszy atakowałem. Nie działałem rozmyślnie, tylko impulsywnie. Artur był stabilny, pewny siebie, radosny. Ja byłem małym psem, który głośno szczekał. Takim ratlerkiem, który szaleje i chce ugryźć cię w piętę.
Mówiłeś o sobie, że nie byłeś gangsterem, a żołnierzem mafii. Jaka jest różnica?
Dla mnie gangster to gość mający pieniądze, na które inni ciężko pracują, a i tak nigdy nie jest ich wystarczająco. My byliśmy chłopakami z podwórka, którzy stworzyli ekipę, dostawali zlecenia i wykonywali zadania. Jak sobie wyobrażasz gangstera?
Bezwzględny, pewny siebie, odziany w garnitur lub skórę, szastający kasą, jeżdżący dobrym samochodem. Ktoś taki kieruje się pewnym kodeksem, a w razie wpadki nikogo nie wsypie.
My postępowaliśmy tak samo. Z tym że dla mnie gangster to ktoś z wielką kasą. Ja byłem tylko żołnierzem, który wypełnia rozkazy.
A więc teraz jesteś w stanie spoczynku?
Nie. Tamten Piotr umarł, teraz jest inny. Dawnego mnie już nie ma, jestem innym człowiekiem.
Nie boisz się, że ktoś może chcieć wyrównać rachunki?
Nie myślę o tym. To, co ma się wydarzyć, i tak się wydarzy, tego nie uniknę. Życie w ciągłym strachu nie ma przecież sensu.
Co myślisz o ustawie o świadku koronnym z 1997 roku i instytucji małego świadka koronnego, [osoba, która współdziałała w popełnieniu przestępstwa, a która organom ścigania ujawniła niezbędne informacje dotyczące okoliczności jego popełnienia – przyp. N.D.]. Czy nie wydaje ci się, że świadkowie koronni wcale nie są skruszonymi przestępcami? Bo przecież zwykle nie żałują swoich ofiar. Zostali świadkami, ponieważ to się opłacało. Dodatkowo zyskali bezkarność, a niektórzy zachowali fortuny, zazwyczaj nielegalnie zdobyte.
Dla mnie ten status to możliwość manipulacji faktami i pomawiania innych. Nie chcę więcej na ten temat mówić.
Siedziałeś w więzieniu w Sztumie, o którym mówi się, że jest jednym z najcięższych w Polsce. Jak to zniosłeś?
Rzeczywiście, panuje taka opinia, wtedy też taka była. To "więzienie dla więźniów", duży rygor, napakowani sterydami, agresywni klawisze. O tym wszystkim opowiadam w książce.
Przypominasz również głośną historię byłego dyrektora tamtejszego zakładu karnego – tego, który w październiku 2011 roku zabił nożem więźnia. Ostatecznie został uznany za niepoczytalnego, a śledztwo po jakimś czasie umorzono.
Tam działy się różne rzeczy i nikt nie reagował…
Wyznałeś jednak, że twój ostatni pobyt w Sztumie to były "najsensowniejsze lata w twoim życiu".
To była moja najlepsza odsiadka, powoli odcinałem się od tego, co robiłem wcześniej. Uczyłem się pracować z umysłem. Poznałem dharmę, medytowałem, wyciszałem się. Ten proces ciągle trwa.
To tam dostałeś się do celi z niegrypsującymi, a w terminologii więziennej ktoś taki jest frajerem. O zamianę miejsca jednak nie prosiłeś – jak mówisz, nie potrzebowałeś już grypsować i nikomu niczego udowadniać.
Już wówczas byłem w procesie głębokiej zmiany. Zobaczyłem, że zasady życiowe, według których dotąd żyłem, się nie sprawdziły. Zrezygnowałem z agresji, chociaż wcześniej uważałem, że jeśli ludzie będą się mnie bali, to będą mnie także szanowali. Kiedy poznałem nauki Buddy, zmieniłem poglądy, chciałem jednoczyć się z całym światem. Nie miałem jednak jeszcze takiej odwagi, by przestać grypsować, bo czułem wstyd, a przecież my, "Budynie", mieliśmy w świecie przestępczym renomę. A mimo że nie przedstawiałem się już jako "Budyń", mówiłem, że mam na imię Piotrek, to wciąż trafiałem na ludzi, którzy pamiętali mnie i mojego brata.
Myślisz, że znajdą się tacy, którzy przeczytają "Ostatniego" i przypomną sobie starego "Budynia"?
Na pewno. Są przecież media społecznościowe i nietrudno mnie znaleźć. Niektórzy odzywali się już po artykule w gazecie, w którym opowiadałem o swojej walce i przemianie.
A nie obawiasz się, że powiedzą: Mudyn robi z siebie celebrytę, jak "Masa"?
Na pewno będą mówić, ale to normalne. Każdy ma swoje zdanie i ocenia to, co się wtedy działo, filtrując przez swoją pamięć. Tego nie uniknę. Dla jednych będę frajerem, albo kimś jeszcze gorszym, inni będą podziwiać to, że przeszedłem transformację.
Co powiesz o wspomnianym "Masie"? Po lekturze jego wspomnień z cyklu "Masa o…" wielu oskarża go o konfabulacje i kłamstwa.
Zgadzam się absolutnie. On nie mógł być w tylu miejscach, robić tylu rzeczy, o których opowiada. Poza tym jego pamięć jest niezwykle szczegółowa, ja nie pamiętałbym znakomitej większości szczegółów, o których wspomina. Ale "Ostatni" nie jest tylko opowieścią o świecie przestępczym. To historia mnie – Piotra, a także Warszawy lat 90.
Nigdy nie myślałeś o tym, że to jednak "Komandos" [Tomasz S., żoliborski gangster, członek grupy Stefana K. ps. "Ksiądz" vel "Ślepak", w tamtym okresie określany przez media mianem "nieobliczalnego wariata" – przyp. N.D.] mógł zlecić zabójstwo Artura?
Nie.
Ale niektórzy dziennikarze spekulowali, że tak właśnie było, i mają na to twarde dowody.
To ich głupie pomysły. Ja nie miałem wątpliwości, jak było.
Myślisz, że gdyby twój brat przeżył, również, jak ty, przeszedłby przemianę w tego dobrego i rzuciłby gangsterkę?
Nie. Gdyby on, a także kilku innych chłopaków żyło, wciąż byłoby jak wtedy. Nic by się nie zmieniło. Jedyne, co by nas czekało, prócz śmierci, to długa odsiadka.
Tylko że gdy stara gwardia siedzi, przychodzą nowi, młode wilki, którzy bez skrupułów idą po swoje. To naturalny w świecie przestępczym porządek rzeczy. Po wyjściu z więzienia trudno byłoby się odnaleźć w świecie rządzonym przez nowych.
Pewnie byśmy się gryźli, ale nie odpuścilibyśmy. To było życie, do którego byliśmy przyzwyczajeni, musielibyśmy się więc odnaleźć w nowej sytuacji. Ale nie będę gdybać.
Po śmierci brata nastąpił u ciebie festiwal ćpania, później kolejna odsiadka, po niej praca w hospicjum i domu opieki. Nie brzydziło cię obcowanie z ludźmi starymi i chorymi, zapewniasz, że nawet to lubiłeś.
Byłem wcześniej w takiej samej sytuacji jak moi podopieczni: leżałem w szpitalu obsr..y i obolały. Wiedziałem, jak się czują, bo sam się tak czułem. Byłem tam po to, by im pomagać, wspierać ich, a nie oceniać. Poszedłem do takiej pracy, by przestać w końcu myśleć tylko o sobie, otworzyć się na innych. Podobało mi się. Natomiast teraz buduję ośrodki buddyjskie i nie krzywdzę innych tak, jak to robiłem kiedyś.
Czy gdybyś miał możliwość cofnąć czas, inaczej pokierowałbyś swoim życiem?
[Piotr bardzo długo milczy, na jego twarzy malują się wątpliwości. W końcu odpowiada pewnym siebie głosem] Nie. Nie nabrałbym wówczas tych doświadczeń, które zdobyłem. Uważam, że tak właśnie miało być i wszystko, co się wydarzyło, miało się wydarzyć.
Rozmawiała: Natalia Doległo
Książka "Ostatni. Prawdziwa historia żołnierza warszawskiej mafii" Marzeny Matuszak i Piotra Mudyna ukazała się 17 października nakładem wydawnictwa Helion.