W dziesięć lat po publikacji w Niemczech książki Poeta i tancerka. Isadora Duncan i Siergiej Jesienin Caroli Stern, pojawiła się na polskim rynku. Carola Stern – niemiecka dziennikarka radiowa, honorowa członkini PEN Clubu oraz autorka kilku biografii tym razem „przybliża czytelnikom historię (...) krótkiego, lecz obfitującego w skandale związku, ukazując go na tle rewolucyjnych przemian w ówczesnej Europie”. Związkiem mianuje się tutaj małżeństwo sławnej amerykańskiej tancerki – Isadory Duncan z Siergiejem Jesieninem – rosyjskim poetą z grupy imażynistów. Jednak związek ów wielokrotnie można raczej nazwać rozwiązkiem lub mamusiowaniem. Była namiętność, zauroczenie, były pieniądze, oczywiście starszej o 17 lat od Jesienina Isadory, ale w gruncie rzeczy więcej tu poskramiania pijanego poety przez pantofel podmamusiałej tancerki niż faktycznego pożycia małżeńskiego i miłości.
Czyta się tę historię z lekką nutką niesmaku. Wszak Isadora, swego czasu wielka innowatorka tańca baletowego, diva, pełna ekspresji i czaru, w roku 1921, kiedy poznaje Sierjożkę na salonach wydaje się bardziej groteskowa niż czarująca. Wiadomo, wiek robi swoje i przyciężkawa kobieta ze zbyt mocnym makijażem i dużą dawką megalomanii, nadto zachowująca się, jakby wciąż miała lat dwadzieścia, nie budzi w czytelniku szczególnej sympatii, a nawet traci tegoż szacunek. Co gorsza, kiedy od razu wsysa się w usta przystojnego i przede wszystkim z pewnością za młodego dla niej poety, jej wizerunek osiąga dno zupełne. Żeby nie było, że jestem antyduncanowska, Jesienin też szczególnie miły i taktowny się nie wydaje. Pijanica z niego wielki, i niekoniecznie tłumaczyłabym to szukaniem weny, natchnienia na dnie butelki z mocnymi trunkami, przy okazji damski bokser i rozkapryszony goguś oraz utrzymanek. Niby powinnam zaakceptować konwencję, do której nader często sprowadzają się związki tandemów artystycznych. Ktoś
kogoś utrzymuje, ktoś kogoś okłada, ktoś kaprysi, ktoś szuka „natchnienia” w używkach. Ktoś tam szlocha, kocha, biega, błaga, odchodzi, to znów powraca. Trochę to wszystko przypomina chociażby inny związek muzyczno – literacki: Fryderyka Chopina z George Sand. Fryderyk: młodszy, rozkapryszony, schorowany i matkująca mu starsza kochanka, mająca na swoim koncie uczuciowym sporo młodszych serc artystycznych. Znane, przebrzmiałe, przemyślane... Jednak Duncan i Jesienin mimo wszystko są bardziej intrygującą parą. Przerysowani, zbyt krzykliwi, impulsywni, to znów melancholijni, sentymentalni, podobno szczęśliwi ze sobą. Istny wulkan, gejzer, więcej mający chyba wspólnego z instynktami niż emocjami. Być może to właśnie jest tak pociągające, a zarazem odrażające w ich historii.
Carola Stern ubrała ich krótką i tragiczną historię związku, ale też życia i twórczości, w bardzo żywą narrację. Czytając tę biografię można poznać niuanse artystycznych poczynań Jesienina i Isadory, jak i czuć się bezpośrednim obserwatorem tajemnic ich wspólnej alkowy. Taneczny tupot stóp tancerki przewija się z rytmami rosyjskiej poezji drugiego wielkiego po Puszkinie, jak nazywano w Rosji Jesienina. Niechętne łypanie literatów rosyjskich na poczynania Isadory. Burdy pijackie urządzane przez schizofrenicznego Siergieja i błagania bitej tancerki. Cienie i blaski tego małżeństwa Stern ukazuje głównie w Rosji bolszewickiej. Historia jest tutaj jedynie tłem związku barwnego, instynktownego i w efekcie tragicznego zarówno dla podmamusiałej tancerki, jak i zapijaczonego poety.