Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:00

Opowieść ze świata, gdzie magia wciąż oddycha

Opowieść ze świata, gdzie magia wciąż oddychaŹródło: Inne
d324fc8
d324fc8

Zbyt często ludzi wyznaczają tylko cyfry narodzin i śmierci. Jakby byli tylko chwilą. Ważkim, gdyż zasługującym na gromadkę znaków istnieniem, ale jak ulotnym, prawie niezauważalnym, po prostu obrotem sił w ekosystemie. Karl Gjellerup. Urodzony w 1857 roku, zmarł w 1919 roku. Kim był? Tak naprawdę? Poza tym, że duńskim pisarzem i laureatem Nagrody Nobla z 1917 roku. Kim był, że stworzył książkę, dramat miłosny, który iskrzy się nie tylko wątkiem właściwym, ale przede wszystkim magią i ulotnym mistycyzmem. Symbolizmem przeznaczenia i uczuciem, które przewija się płynnie, jak osnowa przez wątek. Pięknem przyrody, które niestety nie raczy swym pięknem dusz ludzkich...

Duńskie wyspy mają to do siebie, że są tak naprawdę bardzo małe. Trudno tam cokolwiek ukryć przed innymi, a jeszcze trudniej zatrzymać dla siebie prywatność. Coś pokroju naszych małych miasteczek i wiosek. Każdy uważa, że ma przypisane sobie prawo, do wsadzania nosa w cudze sprawy, pobłażając własnym. Tak też jest na Falster, gdzie ostatnio mówi się tylko o starym młynarzu Jakubie Clausenie, którego żona Chrystyna, jeszcze dotychczas tak żywotna, od jakiegoś czasu poważnie choruje na puchlinę wodną. Nikt nie daje jej już żadnych szans, zresztą ona sama dobrze wie, ile jeszcze czasu jej pozostało. Wie też, że mąż nie poradzi sobie sam. Mimo parobków, prowadzenie młyna, dla jej mężczyzny, obarczonego dzieckiem, nie będzie łatwym zadaniem.

Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Wie też, że oczy jej Jakuba zbyt często zawieszają się na kształtach Lizy. Młodej dziewczyny, która najęła się u nich do pomocy. A takiej kobiety na żonę i matkę dla swojego syna, na pewno nie pragnie. Niestety na nic się zdadzą jej błagania, by znalazł sobie wdowę. Gdy tylko łoże śmierci ochłonie, młynarz będzie wiedział, kogo pragnie poślubić. Problem w tym, że nie tylko on kocha cudowną Lizę. Stary młyn na wzgórzu, trzeszczący, łapiący w swe wiekowe skrzydła wiatry, jak i wszelkie plotki, jest najważniejszym miejscem akcji powieści. Autor nie pozwala nam na długo o nim zapomnieć. Mimo że zapoznaje nas z okolicą, lasem i leśniczówką, zawsze szybko powraca do młyna. Powraca, albo nie spuszcza go z oka, ukazując jak panuje na wzgórzu. Jak pradawny bóg. Zapomniany, ale nadal czczony. Wiedzący wszystko, bo wszystko przyniesie mu przecież wiatr.

To piękna powieść. Pełna muzyki przyrody, magii, zwierząt, z których każde jest kimś więcej. Każde symbolizuje jednego z ludzi, by pokazać ich jeszcze bardziej dobitnie. Obnażyć przywary i zakłamanie. Stare czarownice na wsypie nie umarły. Ich krew wciąż buzuje w młodych trzewiach i niesie ze sobą zagładę. Bo czarownicy nie oprze się nikt. A i ona, zawsze posłucha głosu krwi. To opowieść staranna. Delikatna, ale i złowieszcza w swej przepowiedni. Barwna, ale jednocześnie pełna szarości. Zawierająca w sobie wszystko, co może dać zamknięta wyspa, gdzieś daleko, pełna pradawnych sił, które nie odeszły. Czy to je pragnął pan uchwycić panie autorze?

d324fc8
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d324fc8