Rozpoczęte przed wiekami wędrówki ludów nadal trwają, a w epoce szybkiej i masowej komunikacji międzykontynentalnej nawet przybierają na sile – toteż od lat tematyka asymilacji kulturowej imigrantów i poszukiwania własnej tożsamości niezmiennie pozostaje atrakcyjna dla pisarzy. O tym właśnie opowiada w sposób barwny i pełen uroku powieściowy debiut młodej amerykańskiej pisarki pochodzenia hinduskiego. Bohater Imiennika przychodzi na świat pod koniec lat 60 w Bostonie jako pierwsze dziecko pary młodych Bengalczyków, świeżej daty przybyszy z Indii. Jego dzieciństwo i dorastanie upływa wśród nieustannej konfrontacji starego i nowego; pieczołowicie kultywowane przez matkę bengalskie tradycje tracą atrakcyjność w porównaniu z uniwersalną i uproszczoną obyczajowością amerykańską, odległa i mało znana kraina młodości rodziców przyciąga mniej, niż kłębiący się wokół wielobarwny odmęt, wchłaniający bez wyboru ludzi wszystkich ras, wyznań i przekonań…
Nie to jednak jest największym problemem młodego człowieka, lecz imię – ani bengalskie, ani amerykańskie, choć nadane w zgodzie z tutejszym obyczajem: na cześć podziwianej przez ojca postaci. W Stanach nikogo nie dziwi osoba przedstawiająca się imieniem Lincoln czy Lee, więc i Gogol wydaje się być na miejscu – ale nie w pojęciu swego właściciela, którego uwiera świadomość, że miano to zostało mu dane niejako „w zastępstwie”, na poczekaniu, zamiast „właściwego” bengalskiego imienia, i, co gorsza, że jego wielki imiennik był nie tylko genialnym pisarzem, lecz także człowiekiem niezrównoważonym i nieszczęśliwym. Czy rzeczywiście imię może determinować los człowieka i czy jego zmiana jest w stanie odwrócić przeznaczenie? Czy oderwanie od etnicznych i rodzinnych korzeni ułatwia, czy utrudnia życie, pomaga czy przeszkadza w samookreśleniu?
Oto pytania przewijające się między wierszami tej opowieści, pełnej barwnych i wyrazistych szczegółów, utrzymanej w sugestywnym, wybitnie „filmowym” klimacie, zasługującej na uwagę nie mniej, niż poruszające podobną problematykę Białe zęby Zadie Smith. W odróżnieniu od tamtej autorki, Lahiri stara się unikać przejaskrawień i groteski – więc jej książkę można swobodnie zarekomendować także czytelnikom preferującym tradycyjną dosłowność i realizm. Przyznam, że sama chętnie poznałabym dalszy ciąg losów Gogola Ganguli, w którego życiu prócz imienia nie było tak naprawdę niczego nadzwyczajnego… bo przecież, by mogła powstawać historia świata, rzucające się w oczy wątki epokowych wydarzeń muszą się wpleść w szarą osnowę uprzędzioną z codzienności zwykłych ludzi…