Nigdy nie zrobiliśmy nic, czego musielibyśmy się wstydzić
Wyrazy szczerego i głębokiego podziwu należą się autorowi, Martinowi Pollackowi. Odarł się z historii swojej rodziny na forum publicznym, przed czytelnikami, a mimo to jego książka pozostaje bezstronną obserwacją wydarzeń z lat 30. i 40., mających bezpośredni związek z szerzącym się w Europie faszyzmem. Rodzina Martina Pollacka to „Niemcy, żyjący na pograniczu językowym”, na terenach byłej Jugosławii. Tak sami o sobie tak mówili, chociaż należałoby uznać ich za Austriaków i byłoby to bliższe prawdy. Dr Gerhard Bast, którego zwłoki znaleziono przy bunkrze, był wysokim oficerem SS, a historię jego kariery w kolejnych „placówkach” w całej Europie, pogrążonej w wojennej zawierusze, Pollack odtwarza na podstawie dokumentów, zgromadzonych w muzeach i różnych ośrodkach historycznych. Zadanie jest o tyle trudne, że – jak wspomina autor – w jego rodzinnym domu o pewnych rzeczach się nie rozmawiało. Tak więc wyrwane z kontekstu zdjęcia, listy i raporty stanowią jedyne dokumenty, mówiące o tym, kim był dr Bast, co
robił i czy na pewno był poddańczo oddany ideom Hitlera.
To właśnie stanowi główną kanwę tej książki, swoista próba odtworzenia motywów, kierujących zachowaniami ludności austriackiej, która w pewnym historycznym momencie zaczęła podążać za faszystowskimi wezwaniami do „wolności” i zapanowania nad światem. W tej dwukulturowej okolicy, gdzie ciągle do głosu dochodziły niemieckie dążenia części mieszkańców, żyła rodzina Bastów. Niemieckojęzyczni mieszkańcy sami dokonywali podziału ludności: tworzyli niemieckojęzyczne szkoły tylko dla własnych dzieci, nie korzystali z usług słoweńskiej części mieszkańców, chociaż żyli blisko swoich odmiennych językowo sąsiadów. Był to więc teren dosyć podatny na idee czystki i uwolnienia się od Żydów.
Autor opowiada o losach swojego ojca bez sentymentu i próby wytłumaczenia motywów jego postępowania. Głównym założeniem pisarskim było odtworzenie historycznych faktów. Zresztą jak można pisać w sposób osobisty o ojcu, który zginął, gdy autor miał 3 lata? Mógł, co prawda, stworzyć jego obraz na podstawie subiektywnych opinii rodziny, głównie babci, która uważała, że cała rodzina nie zrobiła niczego złego. Taka postawa nie wynikała nawet z jakichś psychologicznych przesłanek, dzięki którym ludzie po wojnie „zapominali” o niektórych wydarzeniach. Nie. Ta kobieta po prostu wierzyła, święcie wierzyła, w to, co mówiła, w tę niewinność postępowania Bastów. Zapewne był to także główny powód, dla którego nie potrafiła wybaczyć wnukowi, że ten postanowił zająć się studiami nad kulturą i literaturą słowiańską.
Ta opowieść o ojcu, którego praktycznie się nie poznało, którego zna się jedynie z kilku zdjęć i dokumentów, potwierdzających jego wkład w zbrodnie hitlerowskie, nie jest lekturą łatwą, ale nie stanowi też próby wybielenie zachowań wybranych osób, nawet gdyby to miał być własny ojciec. Ta lektura boli, ale i przedstawia historię drugiej wojny światowej ze strony poniekąd uczestnika. Pewne rzeczy, jak chociażby wstąpienie do NSDAP, wynikają bezpośrednio z kultury regionu, w którym mieszkał Gerhard Bast oraz przekonań, którymi nasiąknął w domu rodzinnym. Nie jest to tylko i wyłącznie dokument, oparty na mniej lub bardziej dostępnych aktach. Gdzieś wśród tych faktów, raportów ze zbrodniczej działalności oraz zdjęć pojawia się człowiek, pełen sprzeczności i nie do końca przekonany, czy postępuje właściwie. Człowiek – zbrodniarz. Człowiek – ojciec znanego publicysty i tłumacza. Ojciec autora.