Najważniejsza w powieści nie jest lotność umysłu autora, ale główna jej postać. Jeżeli ją pokochamy, nie oderwiemy się tak łatwo od książki. Zostaniemy aniołami stróżami. Będziemy czytać do końca, by tylko sprawdzić, czy nasz pupilek dotarł tam żywy, i czy nic gorszego, poza szczęśliwym zakończeniem, mu się nie przytrafiło. I Arivalda można nie polubić.
Jednak ze mną było inaczej. Pokochaliśmy się od pierwszej strony. Może to z powodu tak teraz popularnej rubaszności postaci? A może dlatego, iż Arivald jest taki, jaki jest. I zmienić go nie można. Jest po prostu na to za stary, a jak mówią: "Starych drzew się nie przesadza." Starość Arivalda jest zwiewna i energiczna. Może to przez wrzącą w nim magię ? Tą, która na zawsze pozostanie taka, jaką jest ? Bo książka ta nie jest monotematycznym, udziwnionym wyzwaniem starca, ale doskonałą zabawą, kipiącą niewymuszonym humorem i mądrościami wieku.
Arivald przeżywa zmianę, dojrzewa do magii, która przecież nigdy nie umiera. Dzięki niej i on ma szansę, by cieszyć się życiem. Naprawdę. Oczywiście można powiedzieć, iż jest to historyjka taka jak inne. Jak wiele teraz. Ale miejmy na względzie fakt, iż autor, Jacek Piekara, publikował cykl opowieści o magu Arivaldzie z Wybrzeża, już kilka lat temu. Pojawiały się one na łamach "Feniksa" jeszcze w poprzednim wieku.
Niestety, chyba zabrakło na reklamę, teraz tą pozycję można dostać za przysłowiowe grosze. No i dobrze. Znaczy się, gorzej dla pisarza, ale nieźle dla czytelnika. Naprawdę, po prostu warto tutaj zajrzeć. Na te przecenione półki, które sprawiają, nie wiem dlaczego, iż czasem człowieka ogarnia wstyd. Może dlatego, że kocha czytać, a najzwyczajniej w świecie go na to nie stać? A może poprzez spojrzenia sprzedawców? Jakby modne i właściwe było tylko kupowanie bestsellerów, które czasem, coraz częściej... zawodzą. A tu są i piraci i wampiry, czeluście lochów i więzień, samotność i zbyt wielki natłok ludzkich istnień... i jest, i księżniczka.... Pełnia fantasy.