Osób, które czytały „Białe zęby” czy „O pięknie”, na pewno nie trzeba przekonywać, że Zadie Smith jest jedną z najciekawszych współczesnych pisarek brytyjskich. Dotychczas była jednak znana w Polsce jako autorka znakomitych powieści, a tymczasem lektura opowiadań zebranych w „Lost and Found” pozwala stwierdzić, że równie dobrze – a może nawet lepiej - radzi sobie z tą krótszą formą literacką. W książce tej znajdziemy bowiem wprawdzie tylko trzy niepowiązane ze sobą historie, ale za to każda z nich potrafi wywrzeć na czytelnikach naprawdę wielkie wrażenie.
W otwierającym zbiór opowiadaniu obserwujemy z rosnącym zainteresowaniem przebieg spotkania agentki nieruchomości z jej młodej klientką, która szuka mieszkania do wynajęcia. Podczas oglądania kolejnych lokali miedzy tymi kobietami toczą się niezobowiązujące rozmowy, dzięki którym Pam Roberts próbuje wysondować, jakie są oczekiwania i możliwości finansowe Marthy Penk. Otrzymujemy w ten sposób zaledwie szczątkowe informacje o pochodzeniu tej młodej kobiety czy przyczynach jej przyjazdu do Stanów Zjednoczonych, ale w miarę rozwoju wydarzeń możemy na podstawie tych fragmentarycznych danych ułożyć niezwykle intrygujący portret tytułowej bohaterki „Martho, Martho”.
Z kolei „Hanwell w piekle” to poruszająca relacja o pewnej nocy sprzed kilkudziesięciu lat, podczas której narrator poznał tytułowego bohatera. Akurat w tamtym momencie tych dwóch mężczyzn dotknęły życiowe katastrofy, po których póki co zupełnie nie potrafili się otrząsnąć. Topienie smutków w alkoholu nie było w takiej sytuacji niczym dziwnym, ale spotkanie Blacka z Hanwellem w bristolskiej restauracji miało doprawdy zaskakujący finał.
Główna bohaterka „Ambasady Kambodży” obserwowała tytułowy budynek jedynie z zewnątrz, zafascynowana przede wszystkim widokiem wzbijającej się i opadającej lotki do badmintona, która była widoczna nad otaczającym willę ceglanym murem. Przyglądanie się ambasadzie to jedna z nielicznych rozrywek Fatou, gdyż wprawdzie nie była więziona przez swoich chlebodawców, ale nie otrzymywała też wynagrodzenia za swoją pracę, a jak wiadomo rozmaite przyjemności kosztują. W takiej sytuacji w sumie nawet trudno byłoby potępiać tę imigrantkę z Wybrzeża Kości Słoniowej, że podkradała swoim pracodawcom wejściówki na pływalnię (szczególnie że sami najwyraźniej z nich nie korzystali). Zupełnie niespodziewanie ta mała stabilizacja Fatou legnie w gruzach - i to wcale nie z powodu wykrycia braku kart wstępu na basen.
W „Lost and Found” w największym stopniu uwagę czytelników przykuwa rozwój wydarzeń w trakcie utrwalonych przez Zadie Smith na kartach książki epizodów z życia każdego z trojga głównych bohaterów. Trzeba jednak przyznać, że siła oddziaływania tych opowiadań w znacznym stopniu jest efektem uchwycenia przez pisarkę rozmaitych, na pozór nieistotnych detali. To właśnie opisy rozmaitych charakterystycznych, często nieświadomych gestów, nietypowych elementów ubioru czy rzucających się w oczy elementów wystroju wnętrz mieszkań sprawiają, że mamy wrażenie obcowania z realnymi historiami, a nie czystą fikcją literacką. Jeżeli do tego dodamy intrygujące, wyraziście nakreślone postacie, to oczywiste będzie, że lektura „Lost and Found” z pewnością nie rozczaruje wielbicieli dobrej realistycznej prozy.