Na Lucky Luke’a zawsze można liczyć. Recenzja komiksu "Przeklęte ranczo"
Zaletą "Przeklętego rancza" jest bez wątpienia różnorodność pomysłów, które wykorzystano w czterech krótkich historyjkach składających się na ten album. Ważne jest też, że wszystkie te opowieści prezentują naprawdę przyzwoitym poziom, a w związku z tym lekturze towarzyszą częste wybuchy gromkiego śmiechu.
W tytułowej historyjce obserwujemy perypetie uroczej staruszki, która opuszcza miasteczko Whitney, ponieważ unosi się nad nim nieznośny zapach ropy naftowej. Pani Bluemarket szuka zaś nowego domu nie tylko dla siebie, ale również dla trzech "maleństw" (są nimi… bizony), którymi się opiekuje. Fabuła jednak nie ogranicza się do tego, że nie wszyscy spoglądają na podopiecznych staruszki z równie wielką miłością jak ona. Prawdziwe problemy zaczynają się w momencie, kiedy pani Bluemarket kupuje ranczo, które uchodzi za nawiedzone. Wkrótce jesteśmy świadkami wielu takich scen, które równie dobrze mogłyby znaleźć się w filmie ze Scoobym Doo (to wcale nie jest wadą!), tyle że tutaj to Lucky Luke ratuje staruszkę z kłopotów.
Z kolei we "Wróżce" obserwujemy z zaciekawieniem, jak naprawdę nietypową metodą dokonywany jest napad na bank (który zresztą też jest prowadzony w niesztampowy sposób). A niezmierzona ludzka naiwność i wiara we wróżby szacownych obywateli miasteczka z powodzeniem rozbawią czytelników.
W "Rzeźbie" autorzy nawiązują do słynnych głów prezydentów uwiecznionych na stokach Mount Rushmore, ale właściwym punktem wyjścia historyjki staje się zgłoszona przez burmistrza Hitch City propozycja wzniesienia pomnika Lucky Luke’owi. Zadanie to zostaje powierzone Michałowi Aniołowi Juniorowi, ale jego praca nie przebiega bez zakłóceń. Miejscowy bogacz uważa bowiem, że pomnik należy się jemu, a nie jakiemuś kowbojowi. W efekcie działań tego potentata jesteśmy świadkami serii zaskakujących wydarzeń, a trzeba też przyznać, że dzieło, które w końcu stworzy rzeźbiarz, okaże się doprawdy zadziwiające.
Dla odmiany "Rynna" to trzymająca w napięciu i jednocześnie przezabawna opowieść o niezwykłej pomysłowości i wytrwałości w dążeniu do celu, które charakteryzowały ludzi, którzy wyruszyli na podbój Dzikiego Zachodu. Tym razem z ciekawością obserwujemy, jak Lucky Luke pomaga pewnemu wynalazcy, który skonstruował rynnę umożliwiającą spław drewna. Biznesowy rywal konstruktora nie cofa się zaś przed nieczystymi zagraniami, więc emocji podczas lektury tej historyjki nam też nie zabraknie.
Wszystkie opowieści składające się na ten album czyta się z prawdziwą przyjemnością, a rysunki są również - jak zwykle - świetne, dlatego fani przygód Lucky Luke’a z pewnością powinni sięgnąć po "Przeklęte ranczo".
Ocena: 8/10