„Naszym partnerom (ale też sobie) stawiamy coraz większe wymagania – mają być najlepszymi kompanami do zabawy, empatycznymi przyjaciółmi do rozmowy, oddanymi matkami i ojcami, mają robić błyskotliwe kariery, zarabiać górę pieniędzy, a w nocy być perfekcyjnymi kochankami. Tak jakby świat składał się z superbohaterów, którzy te wszystkie role potrafią w sobie pomieścić. Gdy coś się psuje, wymieniamy na nowe. Tę zasadę wpojoną nam przez wolny rynek stosujemy nie tylko do tosterów i odkurzaczy, ale coraz częściej do relacji międzyludzkich. [...]
»Kochaj wystarczająco dobrze«, czyli tak, by w relacji było również miejsce na trudne uczucia, dołki, a przede wszystkim na naturalną zmianę krajobrazów, które niesie wspólne życie. Naszych rozmówców pytamy, jak naprawiać to, co już mamy. Bo naprawianie ma sens” – piszą autorzy książki „Kochaj wystarczająco dobrze”. Agnieszka Jucewicz i Grzegorz Sroczyński dyskutują w niej z psychoterapeutami: prof. Bogdanem de Barbaro, Andrzejem Depką, Alicją Długołęcką, Wojciechem Eichelbergerem, Danutą Golec, Agnieszką Iwaszkiewicz, Stanleyem Ruszczynskim, Anną Tanalską-Dulębą oraz prof. Bogdanem Wojciszkem. Choć są to ludzie, których niewiele już może zdziwić i którzy starają się nie oceniać cudzych modelów szczęścia, to na prośbę dziennikarzy podpowiadają, jakie elementy pozwalają budować trwałe i satysfakcjonujące relacje.
Czy dziś trwałe nie oznacza anachroniczne? Być może, ale jak twierdzi prof. de Barbaro – w życiu składającym się z samych nowych początków i wiecznych prób znajduje się ekscytację, ale głębi raczej nie. Wtóruje mu Długołęcka. Uważa, że ludzie niezdolni do tego, by się kimś długotrwale zachwycić, sporo tracą: „Ile razy można opowiadać swój życiorys? Ile razy można zapamiętywać czyjś zapach? Za którymś razem zaczyna się mieć poczucie pustki i bezsensu”.
Właśnie dlatego psychoterapeuci starają się zwrócić uwagę czytelnika na to, co odróżniało naszego wybranka/-ę od reszty, co zadecydowało, że chcieliśmy poszerzyć nasz świat akurat o świat tej drugiej osoby.
Po kilku dniach od wejścia na rynek „Kochaj wystarczająco dobrze” znalazło się na liście bestsellerów. Choć tego typu książek ukazało się już sporo, w czytelnikach, jak widać, wciąż jest głód tej tematyki. W publikacji Agory przeczytamy m.in. o osobowościach narcystycznych, które często mają innym niewiele do zaoferowania, potrafią jednak po mistrzowsku oszukiwać, bo „w byciu atrakcyjnym intensywnie się trenują. Od zawsze. To jest ich być albo nie być”; o wyzwaniach, jakie stawia przed związkami fakt, że dziś kobiety „przestają się godzić na przeraźliwą nierówność w relacjach”; o parach, które całą energię wkładają w to, by temu drugiemu nieustannie podcinać skrzydła; o zdradzie; samotności; szoku, jakim jest dla pary przyjście na świat pierwszego potomka, oraz o oswajaniu nowej sytuacji. Prof. de Barbaro zapewnia, że choć początkowo trudno się świeżo upieczonym rodzicom w tym wszystkim odnaleźć, dziecko dodaje poczucia sensu, „wydobywa z nich dobro. Inspiruje i zachęca do wymiany uczuciowej”. Każdy etap w
życiu ma wady i zalety. Czy będziemy szczęśliwi, w dużej mierze zależy od tego, czy sami przyznamy sobie do tego prawo.
Warto korzystać z porad specjalistów, bo często patrzymy na swoje życie życzeniowo, a nie realistycznie. Wypieramy te fakty, które nie pasują do naszej idealnej układanki. Golec opowiada: „Kiedyś jeden z pacjentów z żoną zaprosili na kolację znajomych, a następnego dnia usłyszał od najbliższego przyjaciela takie zdanie: »Czułem się u was jak w luksusowej trumnie«”. Początkowo się obruszył, ale potem dostrzegł, że przyjaciel trafnie opisał stan, w którym znalazł się ten związek.
W czasach kryzysu trwałości trzeba przypominać, że to, co kosztuje trochę pracy, na ogół jest najbardziej satysfakcjonujące. Rozmówcy Jucewicz i Sroczyńskiego uparcie twierdzą, że trudno znaleźć coś równie wartościowego, jak głęboki związek dwojga ludzi. I że w człowieku tkwi tęsknota za takim zespoleniem. Przeczuwamy, że bycie z kimś i dla kogoś jest wyższą formą istnienia.
Prof. Wojciszke ubolewa, że bliskie relacje zmieniają dziś postać: „Przestają być formą wspólnoty, gdzie to, co moje, to i twoje, gdzie jest przestrzeń na współpracę, na docieranie się, a stają się formą kontraktu”. Wraz z resztą psychologów narzeka też na rujnujący związki brak dojrzałości. Dojrzałości, która wymaga rezygnowania z rozmaitych iluzji.
W „Kochaj wystarczająco dobrze” sporo miejsca zostało poświęcone temu, że szukamy szczęścia, mając wdrukowane w głowę różne schematy wyniesione z domu, które niczego nie ułatwiają, rodzą rozmaite konflikty. Eichelberger przekonuje jednak: „Dobry związek, w którym ludzie naprawdę się kochają, jest w stanie w sobie wszystko pomieścić, także różnice wynikające z psychologicznego dziedzictwa”. Długołęcka idzie o krok dalej: „Bliskość pozwala zobaczyć tego drugiego człowieka takim, jaki on jest – w całej jego różności, z innymi od naszych oczekiwaniami, inną zmysłowością, innym temperamentem, inną fazą życia. I go z tym przyjąć”. Dowodzą, że dopiero to, co się wyłania z zakochania, z odurzenia, którego doświadczamy na początku znajomości, jest naprawdę cenne. Przypominają, że praca nad związkiem nie jest czymś, co nie leży w naszej mocy. Możemy wszystko wygrać albo wszystko stracić.
Jest czasem tak, że to, czego najbardziej na świecie pragniemy, jest tym samym, co nas najbardziej przeraża. Ta lektura uświadamia, ile irracjonalnych lęków sami sobie generujemy. Szczególnie wtedy, gdy już wybraliśmy drogę, wybraliśmy kogoś na życie – a przecież takich decyzji nie podejmuje się pochopnie, bez namysłu. Wojciech Eichelberger zdaje sobie sprawę, jak często trawa po drugiej stronie płotu wydaje się bardziej zielona, ale długoletnie doświadczenie terapeutyczne każe mu podpowiadać: „Jak się już na coś zdecydowaliśmy, to żyjmy to życie, które mamy, z klasą”.