Mętne zwierciadło Rymkiewicza
O eseju Jarosława Marka Rymkiewicza „Przez zwierciadło" wydawca pisze na okładce, iż jest to „wstrząsający manifest chrześcijańskiego nihilizmu. Książka, którą każdy wierzący i niewierzący musi przeczytać. Pytania ostateczne dotyczą każdego". Czy rzeczywiście mamy do czynienia z manifestem?
O eseju Jarosława Marka Rymkiewicza „Przez zwierciadło" wydawca pisze na okładce, iż jest to „wstrząsający manifest chrześcijańskiego nihilizmu. Książka, którą każdy wierzący i niewierzący musi przeczytać. Pytania ostateczne dotyczą każdego". Czy rzeczywiście mamy do czynienia z manifestem?
Pierwsze pytanie, jakie powinniśmy zadać, podejmując rozmowę z poetą, to co znaczą dwa sformułowania: po pierwsze – „manifest chrześcijańskiego nihilizmu", po drugie – „Pytania ostateczne dotyczą każdego". Zaczynam zatem od informacji od Wydawcy, bo tu kryją się poważne problemy.
W encyklice „Fides et ratio" czytamy:
„Konsekwencje kryzysu racjonalistycznego przyjęły w końcu postać nihilizmu. Dla naszych współczesnych ma on swoisty urok jako filozofia nicości. Według teorii jego zwolenników poszukiwanie stanowi cel sam w sobie, nie istnieje bowiem nadzieja ani możliwość osiągnięcia celu, jakim jest prawda. W interpretacji nihilistycznej życie jest jedynie sposobnością do poszukiwania doznań i doświadczeń, wśród których na pierwszy plan wysuwa się to, co przemijające. Nihilizm jest źródłem rozpowszechnionego dziś poglądu, że nie należy podejmować żadnych trwałych zobowiązań".
Otóż celem naszego poszukiwania, jako wierzących – nie tylko chrześcijan – jest właśnie poszukiwanie oraz osiągnięcie prawdy. Poszukiwanie nie jest i nie może być celem samym w sobie: zestawienie pozornie sprzecznych miejsc w Piśmie Świętym rozpatrywał oraz rozstrzygnął już dawno Piotr Abelard w „Sic et Non" i powracanie do tego traktatu uważam za zbędne.
Dlaczego jednak samo „poszukiwanie" nie może być „celem samym w sobie"? Czy dlatego, że sceptycyzm jest dobrą metodą rozpatrywania różnych zagadnień, ale celem musi być próba znalezienia odpowiedzi na pytania?
Na zdjęciu: Jarosław Marek Rymkiewicz
(img|663367|center)
Kłopoty z przekładem
Wszystkie wskazane przez Rymkiewicza aporie (czyli sprzeczności) są pozorne i wynikają z kilku przyczyn.
Pierwszą jest rozpatrywanie poszczególnych zagadnień poza kontekstem całości nauki płynącej z Pisma Świętego. Tu konieczna uwaga, iż mówimy o Piśmie Świętym, ale nie w naszym, tylko w żydowskim rozumieniu. Musimy pamiętać, iż dwie grupy ksiąg mają szczególne znaczenie: Tora (Pięcioksiąg Mojżesza, Prawo) oraz Newiim (Prorocy). Ilość błędów, które zostały popełnione i przez autora, i przez jego polemistów, jest spora, ale nie miejsce tu na ich analizę. Na główny wskazuję niżej; wynika to z faktu, że – jak powiedział Jezus – „nie przyszedłem, aby rozwiązać zakon albo proroków; nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić" (Mt V.17; Łk XVI.17).
Druga wiąże się z faktem, o którym wciąż zapominamy: oczywiście posługujemy się potocznie polskim przekładem Pisma, ale musimy pamiętać, iż oryginał jest hebrajski i/lub aramejski (ew. grecki, ale to jest już kwestia pewnej interpretacji tekstu oryginalnego, np. w Septuagincie bądź greckiej wersji Nowego Testamentu: tu zgadzam się w pełni z Romanem Brandstaetterem, iż apostołowie myśleli bądź po hebrajsku, bądź po aramejsku). A co do polskiego przekładu – mamy spory kłopot, bo musimy zdecydować się na jakiś przekład, a nie „skakać" po różnych i wybierać trafniejsze – naszym zdaniem – tłumaczenie oryginału, który często jest dla nas „zamknięty" (bo nie znamy języka oryginału).
Najboleśniejszym przykładem jest uwaga na temat „drogi" (fragment 4 u Rymkiewicza). Obawiam się, iż było słusznie zajrzeć do wydania oryginału i zastanowić się, czy polski przekład jest najtrafniejszy. Osobiście nie bardzo wiem, o czym mówi Rymkiewicz i skąd przyszło mu do głowy błądzenie oraz po co wplątał w to bardzo niejasne sformułowanie Heideggera.
Trzecią jest fatalne – przez Autora – przyjęcie założenia o swoistym „nihilizmie" czy – ewentualnie – teologii apofatycznej. Teologia apofatyczna zakłada, o czym trzeba pamiętać, iż „jakiekolwiek pozytywne poznanie natury Boga przekracza granice możliwości ludzkiego rozumu". To jednak, co zaprezentował Rymkiewicz, nie jest jednak teologią apofatyczną, ale tylko rejestrem pewnych trudności, jakie sprawia mu lektura pewnych fragmentów Nowego Testamentu.
Tyle w kwestii pierwszej: to nie jest wstrząsający manifest chrześcijańskiego nihilizmu. To, co najwyżej, rejestr, dość smętny, kłopotów, jakie wybitny badacz ma z interpretacją oraz hermeneutyką tekstów z Nowego Testamentu. A wynikają one ze zlekceważenia przede wszystkim reguł Pani Filologii.
Jeśli chodzi o pytania eschatologiczne (ostateczne), to przykro mi, ale ich w książce nie dostrzegłem. Musimy bowiem przestrzegać pewnych zasad, gdy je zadajemy i gdy próbujemy znaleźć na nie odpowiedzi. I tu znowu bez spojrzenia na całość Pisma każda próba odpowiedzi na te pytania będzie nie tyle niepełna, ile z reguły błędna.
Na zdjęciu: Jarosław Marek Rymkiewicz
(img|615466|center)
Przykład dotyczy dywagacji na temat zła. Uwagi, jakie czytam u Rymkiewicza, wskazują, iż autor zapomniał m.in. o Starym Testamencie, bo to w nim są wyjaśnione problemy, na które wskazuje. A swoisty „spór" pomiędzy diabłem a Chrystusem (kuszenie po 40-dniowym poście) przypomina: po pierwsze – problem, który przedstawiany jest w Księdze Hioba, po drugie – zasady, które stanowią ważkie fragmenty Księgi Powtórzonego Prawa. Czyli znów – wskazana jest łączność pomiędzy obu Testamentami.
Książka Rymkiewicza jest dla mnie przykładem, jak wybitny pisarz i badacz, gdy sięga do problemów niebędących jego domeną, może popełnić wiele błędów. Gdyby to był tylko dramatyczny zapis rozterek i wątpliwości – tak czytam najważniejszy fragment tej książki, ostatni, opatrzony numerem 37 – książkę można byłoby zaakceptować. Niestety, zawiera ona fragmenty, które mogą czytelnika wprowadzić w głęboką frustrację; a tego – jeśli chodzi o kwestie wiary – nie wolno czynić.
Zresztą nie wydaje się, aby Chrystus znikał po przełamaniu chleba (we wskazanym fragmencie autor nawiązuje do spotkania w Emaus); tylko od nas zależy, czy zechce On zostać przy naszym stole, czy odejdzie. Bo zapominamy o tym fragmencie spotkania z Nim na drodze do Emaus: „I rzekli do siebie: czyż serce nasze nie pałało w nas, gdy mówił do nas w drodze i Pisma przed nami otwierał?" (Łk, XXIV,32). Pamiętajmy o tych słowach i zastanówmy się, ile razy nie usłuchaliśmy głosu naszego serca, które szybciej odpowiedziało na głos Chrystusa.
Informacyjny chaos
W sumie otrzymaliśmy książkę dziwaczną – nie jest ona zapisem rozterek, tylko błędów w interpretacji Nowego Testamentu. A oba teksty polemiczne, niestety, nic nie wyjaśniają; co gorsza – wprowadzają nowe niejasności. Tekst Rymkiewicza nie może być traktowany jako wypowiedź łże-proroka, bo takim prorokiem poeta nie jest i nie będzie; nie widzę także, aby pogaństwo wkraczało do Kościoła. Autorzy nie udowodnili swych hipotez, co gorsza, wprowadzili jeszcze większy chaos informacyjny. Z ich propozycjami nie będę jednak polemizował, bo nie wydaje się, aby do dyskusji na temat pomysłów Rymkiewicza wnieśli ważkie tematy. Czytelnik otrzymał od wszystkich trzech autorów informacje wręcz fałszywe i mylące; szkoda, że do dyskusji o eseju Rymkiewicza nie zaproszono biblistów. Jednakże ten błąd można jeszcze naprawić.
Jakub Z. Lichański
Autor jest profesorem UW, redaktorem naczelnym „Forum Artis Rhetoricae", autorem monografii poświęconych m.in. Hermannowi Brochowi, Łukaszowi Górnickiemu, Janowi Parandowskiemu i poematowi „Niobe" Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, a także studiów z zakresu retoryki.
Na łamach „Plusa Minusa" ukazały się już dwa glosy polemiczne z esejem Jarosława Marka Rymkiewicza: Tomasza Terlikowskiego ( „Łże-prorok Polaków" , „Plus Minus" 4–5.06.2016) oraz Ewy Polak-Pałkiewicz („Pogaństwo wkracza do Kościoła", „Plus Minus" 18–19.06.2016).