"Lucky Luke: W górę Missisipi": Kowboj wśród aligatorów [RECENZJA]
Wprawdzie dla Lucky Luke’a naturalnym otoczeniem są skały, kaniony i prerie, ale okazuje się, że potrafi on być równie skuteczny, kiedy musi działać w zupełnie odmiennym środowisku. Możemy się o tym przekonać czytając "W górę Missisipi", gdzie dzielny kowboj odbywa emocjonującą podróż po tytułowej rzece.
Jak łatwo się domyślić, w przypadku Lucky Luke’a rejs po Missisipi nie jest jedynie wycieczką turystyczną. Zresztą główny bohater wcale nie planował tej wyprawy, ale podczas pobytu w Nowym Orleanie został niespodziewanie wciągnięty w spór między dwoma kapitanami parowców pływających po Missisipi. Po burzliwej wymianie zdań zgodzili się oni na wyścig, w którym miały wziąć udział ich statki, a stawką była wyłączność pływania po najdłuższej rzece w Ameryce Północnej. Od początku było jednak jasne, że kapitan Lowriver nie zamierzał w tym przypadku rywalizować zgodnie z duchem fair play.
Trudno wszak byłoby oczekiwać uczciwości po kimś, kto w przeszłości trudnił się piractwem… W tej sytuacji Lucky Luke oczywiście nie mógł zaś odmówić wsparcia poczciwemu kapitanowi Barrowsowi. Wkrótce widzimy więc dzielnego kowboja oraz wiernie mu towarzyszącego Jolly Jumpera na pokładzie "Daisy Belle". Nie mają oni wprawdzie najmniejszego pojęcia o niespodziankach, jakie może im zgotować kapryśna rzeka (a z kilkoma zetkną się w trakcie rejsu), ale za to Lucky Luke nie po raz pierwszy ma do czynienia z podstępnymi typami. W związku z tym świetnie się bawimy obserwując, jak kolejne niecne knowania Lowrivera spalają na panewce. Przy czym scenki, w których dzielny kowboj rozprawia się z mającymi spowolnić tempo żeglugi "Daisy Belle" karcianym oszustem, twardogłowym (dosłownie!) osiłkiem czy płatnym mordercą, są nie tylko śmieszne, ale również naprawdę zaskakujące.
Nie można nie wspomnieć o ubarwiających fabułę postaciach drugoplanowych – i chodzi tu nie tylko o czarne charaktery, ale również o takich członków załogi kapitana Barrowsa jak na przykład zachowujący stoicki spokój sternik Ned, który rozumie się prawie bez słów ze swym "nalewaczem" kawy Samem, czy palacz i mechanik Bums, któremu zdarzyło się w karierze wysadzić kilka kotłów…
To właśnie bogactwo pomysłów Goscinny’ego sprawia, że jest to rzeczywiście znakomity komiks, który może rozśmieszyć nawet największego ponuraka.