„Lucky Luke. Rodeo”: Wesołe życie kowboja [RECENZJA]
W „Rodeo” Lucky Luke nie wygląda jeszcze tak jak w późniejszych albumach, a fabuła nie dorównuje finezją historyjkom stworzonym z udziałem René Goscinny’ego. Nie zmienia to faktu, że Morris dostarczył nam tutaj naprawdę wielu okazji do śmiechu.
Czytelników nie powinno dziwić, że postać Lucky Luke’a sprawia w „Rodeo” jeszcze nie do końca ukształtowanej, bo przecież album ten powstał jako drugi w całej serii – zaraz po „Kopalni złota Dicka Diggera” (też niedawno wydanej w Polsce przez Egmont).
W tytułowej historyjce obserwujemy, jak samotny kowboj przybywa do Navaho City, gdzie właśnie odbywa się wielkie rodeo. Lucky Luke też staje do rywalizacji o 10 tysięcy dolarów nagrody i będziemy mogli się przekonać, że jest on doskonałym jeźdźcem – i to zarówno gdy dosiada konia, jak i gdy musi utrzymać się na byku. W tym przypadku naszą uwagę przyciągają jednak przede wszystkim nieuczciwe sztuczki, jakich ima się jeden z rywali Lucky Luke’a. Kaktus Kid stara się bowiem wygrać za wszelką cenę, a nie wszystkie jego podstępy udaje się w porę zneutralizować – co z kolei zapewnia sporo emocji czytelnikom.
Dla odmiany „Lucky Luke w Desperado City” to opowieść o zmaganiach tytułowego bohatera z terroryzującymi to miasto braćmi Pistol. Co ciekawe, dzielny kowboj nie przybywa tam wcale z misją zaprowadzenia porządku, a w konflikt z bandytami popada przez czysty przypadek! A chociaż Lucky Luke wielokrotnie będzie miał tutaj okazję do zaprezentowania mistrzostwa we władaniu bronią palną, to w pewnym momencie jego życie zawiśnie na włosku, a ocalenie będzie zawdzięczać przede wszystkim szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Inną sprawą jest, że happy end nie byłby możliwy bez pomysłowości i sprytu głównego bohatera.
Zupełnie odmienna jest zaś historyjka przedstawiona w „Gorączce złota nad Buffalo Creek”. Można stwierdzić, że kawał spłatany przez Lucky Luke’a pewnemu poszukiwaczowi złota, stał się kamieniem, który poruszył całą lawinę. A chociaż sam dzielny kowboj nie odgrywa znaczącej roli w późniejszych wydarzeniach, to trzeba przyznać, że nie brakuje tu scenek zarówno bardzo zabawnych, jak i rzeczywiście zaskakujących.
I to właśnie różnorodność i dobry poziom wszystkich trzech części tego albumu sprawiają, że po „Rodeo” powinni sięgnąć nie tylko fani serii, którzy chcą poznać początki przygód Lucky Luke’a. Okazuje się bowiem, że po kilkudziesięciu latach te historyjki są równie dobrą rozrywką, jak w momencie ich powstawania,
Ocena – 7/10