"Lucky Luke: Piękna Prowincja": Końskie zaloty [RECENZJA]
Trudno byłoby znaleźć bardziej zgrany duet niż Lucky Luke i Jolly Jumper. Zazwyczaj to wierny koń jest mocnym wsparciem dla dzielnego kowboja, ale w "Pięknej Prowincji" możemy się przekonać, że również Lucky Luke doskonale potrafi zrozumieć uczucia swego ogiera.
Tym razem bohaterowie zawędrują aż do Quebecu, a wszystko za sprawą pięknej Prowincji, którą Jolly Jumper poznał w trakcie rodeo, na którym Lucky Luke szukał pewnego groźnego przestępcy. Kiedy bowiem po zawodach klacz wróciła do siebie, na daleką północ, ogier nie tylko nie potrafił o niej zapomnieć, ale co gorsza jego złamane serce prowadziło do kolejnych niepowodzeń w misjach Lucky Luke’a. W tej sytuacji samotny kowboj nie miał w zasadzie innego wyboru, jak udać się do Kanady.
Po dotarciu do celu podróży okazuje się jednak, że w Contrecoeur naprawdę źle się dzieje. Pal licho, że śpiewająca w tamtejszym salonie Miss Celine (zbieżność imion ze znaną piosenkarką oczywiście nie jest przypadkowa) mogłaby doprowadzić do szału chyba nawet głuchego. Zdecydowanie gorsze jest to, że powtarzające się w okolicy napady rabunkowe odcięły miasto od dostaw towarów i pieniędzy. Z tego powodu wkrótce drobni przedsiębiorcy z Contrecoeur mogą zbankrutować, a jedyną osobą, która może na tym skorzystać jest miejscowy potentat Mac Habann. Ten ostatni chce bowiem wykupić dosłownie całą okolicę, a ceny nieruchomości spadają właśnie na łeb i szyję.
Jak łatwo się domyślić, Lucky Luke będzie chciał wyjaśnić, czy Mac Habanna przypadkiem coś nie łączy z tymi napadami. W efekcie tego będziemy zaś świadkami kilku brawurowych akcji w wykonaniu dzielnego kowboja i jego konia, a także przekonamy się, że w Quebecu są oni równie skuteczni jak na Dzikim Zachodzie – i to mimo pewnej odmienności zwyczajów panujących w tej kanadyjskiej prowincji (ale na przykład bójki w salonie są tam tak samo widowiskowe).
Zanim jednak przestępcy zostaną schwytani, możemy nie tylko z zainteresowaniem śledzić przebieg dynamicznej akcji, ale również obserwować wiele naprawdę zabawnych scenek. Trzeba też przyznać, że kilka pomysłów jest tutaj rzeczywiście pierwszorzędnych (jak choćby wkład Bzika w narodziny hot doga), co również sprawia, że „Piękna Prowincja” jest albumem wartym uwagi.
Ocena: 8/10