Lis o zabójstwie Adamowicza: nie będzie świętym na siłę, jak inni "bohaterowie"
Tomasz Lis, redaktor naczelny "Newsweeka Polska", napisał książkę o Pawle Adamowiczu, zatytułowaną "Umrzeć za Gdańsk". W rozmowie z WP tłumaczy, skąd potrzeba napisania o zamordowanym Prezydencie Gdańska.
Sebastian Łupak: Skąd pomysł tej książki?
Tomasz Lis: 18 stycznia, po godz. 18, piątek. Procesja z trumną Pawła Adamowicza idzie z ECS do Bazyliki Mariackiej. Od ludzi bije godność, siła, moc. We wstępie – cytując Hemingwaya – określam to jako „grace under fire”, czyli siła pod ogniem, pod ciśnieniem, w trudnych warunkach. To było niezwykłe. Nie jestem w stanie tej niezwykłości rozczytać i wyjaśnić. Ale jest to chwila niezwykła dla Gdańska i dla Polski. Chciałem ten moment uchwycić. Nastroje, konteksty, wrażenia ulatują. Tę chwilę trzeba więc złapać, zapisać i utrwalić. Najlepiej nadać temu formę najprostszą: rozmów z najbliższymi osobami dla Pawła Adamowicza – rodzina, przyjaciele, współpracownicy. Ułożyło się to w 12 rozmów. Książka ukazuje się 24 kwietnia, czyli dokładnie 100 dni po śmierci prezydenta Gdańska.
Czy te 100 dni coś w nas zmieniło? Czy stawiasz w tej książce tezę na temat tego, co ta śmierć znaczy dla Polski?
Nie stawiam żadnych tez. Staram się rozwikłać tajemnicę poprzez rozmowy i pytania. Tu są znaki zapytania, nie kropki. Różni ludzie różne zdarzenia z życia Adamowicza i Gdańska oceniają inaczej. Donald Tusk inaczej niż Stefan Chwin. Spory są co do znaczenia roku 1970, 1980 ale i tego, co się wydarzyło 13 i 14 stycznia 2019, w dniu zamachu i śmierci. Spory w tej książce są o Gdańsk przedwojenny, wczorajszy i dzisiejszy. To jest ważne, to jest przeżywane. Jest spór o miasto. Ta książka to jest portret Adamowicza – prawdziwy. Jest trochę krytyki, trochę złośliwości, trochę puszczenia oka. To opowieść o prawdziwym człowieku, a nie postaci pomnikowej. To nie jest forsowanie mitu zmarłego na siłę i budowanie mu pomnika - co robią w Polsce inni ludzie z innym człowiekiem. Nie stawiamy Adamowiczowi w sztuczny sposób pomnika i nie składamy pod nim wieńców. To jest też książka o Gdańsku, o Polsce, o tajemnicy miasta i o tym, jak wyglądało promieniowanie Gdańska na resztę Polski, o ludziach, którzy tworzyli opozycję, a potem Solidarność. Najważniejsze słowo w tej książce to ”wolność”.
ZOBACZ TEŻ: Tłumy odprowadzały trumnę z ciałem prezydenta Adamowicza
Czy wszyscy twoi rozmówcy mówią o Adamowiczu i Gdańsku podobne rzeczy?
Nie! Z ich opowieści układa się niejednoznaczna mozaika. Inne są opowieści pani Magdaleny Adamowicz, inne Piotra Adamowicza, Donalda Tuska. Inaczej na te sprawy patrzy Jacek Karnowski, prezydent Sopotu, a inaczej pisarz Paweł Huelle czy Bogdan Borusewicz, czy też Aleksandra Dulkiewicz. Ta książka przedstawia różne postrzeganie rzeczywistości, różne wrażliwości i różne puenty. Zobaczymy, kto ma rację.
Czy można powiedzieć, że ta śmierć była momentem przebudzenia dla Polski, że tak ludźmi wstrząsnęła, że odrzucą nienawiść, szkalowanie i wojnę polsko-polską?
Byłbym bardzo ostrożny z takimi tezami. 30 dni po śmierci Adamowicza, w ostatnim dniu żałoby, na Targu Węglowym, gdzie zginął Adamowicz, było kilkaset osób. Idąc tam, mijałem po drodze młodych ludzi w knajpach, którym było to doskonale obojętne. To była dla mnie wskazówka: nie buduj zbyt prostej tezy, nie wyciągaj zbyt pochopnych wniosków w stylu - ta męczeńska śmierć to wstrząs dla Polski, z tego będzie przełom i dobro. Nie! Nie wiem, jak ta historia się dalej potoczy. Nie wiemy, co się stanie. To w dużej mierze zależy od nas.
A może odwrotnie: ta śmierć to koniec liberalnej Polski. Wraz ze śmiercią Adamowicza odeszła pewne wizja kraju otwartego i tolerancyjnego dla różnorodności?
Też nie! Nie wiem, jakie będzie echo tej tragedii i kiedy je usłyszmy. Ale usłyszymy! Myślę, że z Gdańska promieniuje fundamentalny sens wolności dla całej naszej wspólnoty.
Czy Gdańsk wciąż promieniuje na Polskę, jak w latach 80.? Czy może jest już tylko skansenem dawno zakończonej walki?
Dla mnie jako outsidera, zielonogórzanina mieszkającego w Warszawie, Gdańsk nie jest skansenem. Jest niezwykle ciekawym eksperymentem czerpania z przeszłości, żeby budować przyszłość. Gdańsk jest marzeniem, nadzieją i obietnicą. Gdańsk - przez jego charakter, tolerancyjność, otwartość na ludzi z różnych stron – jest nadzieją na coś dobrego. Ja się dowiadywałem z moich rozmów, jak ważni byli dla Gdańska i dla Polski ojciec Wiśniewski i Aleksander Hall. Oni stworzyli rodzinę – środowisko, które się lubiło, szanowało, kochało. Teraz ci ludzie dalej są istotni i to oni stworzyli nie tylko Pawła Adamowicza i Jacka Karnowskiego, ale kolejne pokolenie – Aleksandrę Dulkiewicz.
Co łączy Ciebie z Gdańskiem i Pawłem Adamowiczem?
On miał 15 lat w sierpniu 1980, ja – 14. Do liceum, na studia, szliśmy w tym samym czasie. W dorosłość wchodziliśmy w tym samym momencie. Jego rodzina – Adamowiczowie – pochodzą z Wileńszczyzny. Rodzina mojej mamy – Adamkiewiczowie – też z Wileńszczyzny. Oni przyjechali do Gdańska, a moja rodzina na ziemie zachodnie. Pewne elementy są wspólne. Ale ja Pawła Adamowicza widziałem raz w życiu. Ja prawdziwego Pawła Adamowicza odkrywałem po jego śmierci. To, co ja mam o nim do powiedzenia, jest doskonale nieistotne. Liczą się ludzie tacy, jak ojciec Leon Wiśniewski czy Donald Tusk. To ma swoją wagę, bo to oni z nim współpracowali.
Czy najbliższe wybory będą – w pewnym sensie – bitwą o testament Pawła Adamowicza, o wartości, w które wierzył? A może jego wartości znów przegrają z wizją państwa PiS?
Zawsze wartości mogą przegrać. Zależy to od nas. Irytuje mnie bardzo, jak ktoś mówi: a co będzie jak przegramy? To jest bez znaczenia. Zostało nam mało czasu: w najbliższych wyborach rozstrzygnie się los Polski. Nie ma już czasu na malkontenctwo. Testament Pawła Adamowicza, ale też testament Donalda Tuska, Aleksandra Halla, Bogdana Borusewicza, Lecha Wałęsy, Aleksandry Dulkiewicz i Jacka Karnowskiego – wszystkich moich rozmówców - jest taki sam: możemy wygrać. Jeśli zrobimy to, co do nas należy, wygramy!
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl