Trwa ładowanie...
recenzja
17-03-2016 11:15

Księżniczką być – niełatwe to zadanie

Księżniczką być – niełatwe to zadanieŹródło: Inne
d9lxk4j
d9lxk4j

*„Cysorz to ma klawe życie” – śpiewał swego czasu Tadeusz Chyła – a cóż dopiero taka księżniczka! Rodzi się już zaprogramowana na sukces, więc z natury jest śliczna – z talią osy, z cerą jak płatek kwiatu wiśni, z równymi ząbkami barwy najdoskonalszej porcelany, z lśniącymi włosami układającymi się w piękne loki lub fale, na których wyjątkowo twarzowo leży brylantowy diadem. Nie miewa pryszczy ani nadwagi, nie nosi okularów, do twarzy jej we wszystkim, ze szczególnym uwzględnieniem falbanek, bieli, różu i mnóstwa błyszczących ozdób. W odróżnieniu od swojego utytułowanego ojca nie musi się martwić sprawami państwowymi, więc na ogół tylko się stroi, jeździ powozem/limuzyną z szoferem, bywa w towarzystwie i baluje, czekając na pojawienie się odpowiednio przystojnego i bogatego księcia/królewicza, a jeśli przypadkiem jakaś paskudna siła spróbuje jej przeszkodzić w drodze do szczęścia, zaraz zjawi się dobra wróżka (wersja bajkowa) lub niezwykle korzystny splot okoliczności (wersja realistyczna), prostując przed
dziewczęciem pokrzywione ścieżki losu… *

Taki oto obraz księżniczki od lat wpajają nieletnim płci żeńskiej teksty popkultury, czy to w postaci popularnych baśni, czy ilustrowanych książeczek i animowanych serialików. Mając choćby tylko pobieżną orientację w historii dowolnego kraju – zyskiwaną na ogół w wieku znacznie późniejszym, niż ten, który wystarczy do zaimpregnowania fałszywymi stereotypami – można się bez trudu zorientować, że bycie księżniczką rzadko bywa tak łatwe i tak przyjemne, jak nam podpowiadała dziecięca wyobraźnia, a same księżniczki… cóż, też nie zawsze do tego „księżniczkowego” stereotypu pasują. Amerykańsko-brytyjską dziennikarkę Lindę Rodriguez McRobbie odkłamywanie mitu księżniczki zafascynowało do tego stopnia, że zaowocowało całkiem solidnej grubości książką, zawierającą trzydzieści krótkich szkiców biograficznych, i w przybliżeniu drugie tyle krótszych notek, wprowadzających nas w tajniki życia niewiast z książęcych i królewskich rodów [warto przy tym zauważyć, że angielska „princess” to i księżniczka, i królewna, i, żeby
jeszcze bardziej skomplikować sprawę, także księżna – przyp. rec.] na przestrzeni wieków.

Część bohaterek tych opowieści nigdy nie miała możliwości zakosztować spokojnej i dostatniej dworskiej egzystencji, bo żyła w czasach, w których ceniono zupełnie inne przymioty, i w warunkach wymuszających określone (według naszych dzisiejszych standardów – na ogół nie do przyjęcia…) postawy. Inne co prawda miały suknie, klejnoty i powozy, ale cena, jaką za to płaciły, była niekiedy bardzo, bardzo wysoka. Na przykład konieczność poślubienia człowieka, do którego nie żywiło się nie tylko żadnych głębszych uczuć, ale nawet zwykłej sympatii; jeśli mankamentem przyszłego małżonka była tylko mało pociągająca aparycja lub wiek bliższy wiekowi dziadka narzeczonej, niż jej samej, miała dziewczyna szczęście, bo te, co nie miały, mogły natrafić na mężczyznę brzydzącego się kobietami, albo jeszcze gorzej, upośledzonego umysłowo, brutala, alkoholika, rozpustnika zarażonego syfilisem… A rozerwanie prawnie zawartego związku małżeńskiego w większości kultur i większości epok nie było wcale takie proste, często – zwłaszcza
jeśli miałaby zabiegać o to kobieta – zupełnie niemożliwe. Gdy zaś przypadkiem wyswatany kawaler przypadł księżniczce do serca, wcale nie oznaczało to, że będzie żyła długo i szczęśliwie, bo, na przykład, wiatr polityczny powiał z innej strony i należało zerwać stosunki z rodziną delikwenta, przymusem unieważniając małżeństwo, a jeśli się młodzi na takie rozwiązanie nie godzili, dyskretnie likwidując zięcia/szwagra. Albo inny książę uznał niewiastę wraz z jej wianem za kąsek na tyle łakomy, że własnoręcznie lub z pomocą skrytobójców usunął przeszkodę w postaci małżonka. Albo…

Długo można by jeszcze wyliczać przyczyny sprawiające, że życie prawdziwych księżniczek to niekoniecznie idylla, i podkreślać, że nawet te „niegrzeczne”, o nieszablonowych manierach i silnej woli, rzadko kiedy zdołały postawić na swoim, a jeszcze rzadziej – poprawić przez to swoje położenie. Pozwólmy jednak mówić autorce „Niegrzecznych księżniczek”; niech nam przypomni historie tych, które znamy – Sissi, późniejszej cesarzowej Austro-Węgier, Izabeli, „Wilczycy z Francji” (bohaterki 5 tomu „Królów przeklętych” Druona) czy Lukrecji Borgii – i zapozna z tymi, o których wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie słyszeliśmy, by wymienić tylko afrykańską władczynię Njingę z Ndongo, wojowniczą piratkę Alfhildę albo Noor Inayat Khan, zgładzoną przez Niemców w Dachau bohaterkę ruchu oporu. Niech opowiada, bo potrafi to robić barwnie, ciekawie i w dobrym stylu.
Jeśli prócz pasji czytelniczej mamy i zapędy bibliofilskie, nie bez znaczenia będzie fakt, że polskie tłumaczenie „Niegrzecznych księżniczek” zostało wydane w serii „Prawdziwe historie”, zwracającej uwagę bardzo estetycznie zaprojektowanymi okładkami. Prawda, że nie dla okładek się książki kupuje, ale skoro i tak byśmy się w nie zaopatrzyli, o ileż przyjemniej, gdy ładnie wyglądają na półce!

d9lxk4j
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d9lxk4j