Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:20

Konsumpcyjny nadmiar – czytelniczy niedosyt

Konsumpcyjny nadmiar – czytelniczy niedosytŹródło: Inne
d46azgq
d46azgq

Powiedzmy od razu, że powieść Low-tech Michała Olszewskiego ma dwa poziomy. Przenikające się, ale wyraźnie oddzielone i zapisywane inną czcionką. Na pierwszym (fabularnym)obserwujemy historię niejakiego Cfiszena, który zostając sam (jego druga połowa za granicą na stażu) zaczyna fascynować się grupą radykalnych ekologów, anarchistów, na czele której stoi niejaki M-ski, guru, kiedyś walczący z komuną, dziś szukający drogi wyjścia z niewoli konsumpcji, krzyczący i ostrzegający ludzkość. Te ostrzeżenia i krzyki to właśnie ów wspomniany dugi poziom powieści. Dochodzą na nim do głosu wypowiedzi bohaterów, czytamy tu fragmenty ich listów. W większości są to jednak jakby wyrwane z niezależnej, radykalnej (rewolucyjnej?) prasy manifesty okrzyki niezgody w kierunku przesady i przeciw produkowaniu rzeczy niepotrzebnych. „Rzeczy, rzeczy, rzeczy. Jeszcze chwila, a zwariuję od mnożenia tego, co zbędne, co zjada bezpowrotnie energię (…) jednorazowy aparat fotograficzny. Tubka z pastą do zębów opakowana dodatkowo w
kolorowy karton. Woda w spreju! Specjalna torebka na zużytą pieluchę”. Pomiędzy tym wszystkim umieszcza Olszewski swoich bohaterów, którzy nie mieszcząc się, poszukując wyjścia, znajdują ideę, która pozwala im trwać.

Olszewski ciekawie sportretował tu część środowiska niejakiego miasta K. (chodzi o Kraków), w którym oprócz kibiców dwóch antagonistycznych drużyn piłkarskich, spora różnorodność zapaleńców. I spory wachlarz rozpiętych w czasie działalności. Rospuda? Święta Anna? Na pewno Jasna góra (ale nie ta prawdziwa) – tak po prostu bohaterowie nazywają miejsce na odludziu, w górach, gdzie M-ski wraz z ekipą ucieka od cywilizacji, pędu i nadmiaru, od sklepów z colą, czy raczej z tzw. „odrdzewiaczem”. Przed motłochem niszczącym chylący się ku upadkowi świat. To uciekanie ma tu kilka wymiarów. Każdy bohater ma zaś swoją historię. Na naszych oczach drogi poszukuje zaś przede wszystkim główny bohater powieści – czyli wspomniany Cfiszen. To słomiany wdowiec, który zdradza żonę z grupą radykalnych ekologów. Antyglobaliści, anarchiści, ideowcy i on Cfiszen – co ma być, jak się wydaje, fonetycznym zapisem niemieckiego „zwischen” – „pomiędzy”. Pomiędzy, na przecięciu, wewnątrz, w poszukiwaniu wyrazistej idei, która nada
sens. I wahanie. Rodzina, poukładane życie albo nowe towarzystwo i ekologiczne protesty. Antyglobalizm albo konsumpcja. Akcje przeciw zagospodarowywaniu obszarów przyrody albo dobrze płatne projekty architektoniczne. Olszewski coraz to dobitniej tłumaczy czytelnikowi, jakiego bohatera chciał stworzyć, daje wyraźne znaki, nie zostawia domysłów. Ale zostawia wątpliwości. Po pierwsze te odnoszące się do opisywanego przez siebie świata (tytułowy low-tech, „zbudowany z niczego, a jednocześnie wygodny i ciepły” jest tu chyba zarazem pewną nieosiągalną wizją jak i swoistą metaforą stanu cywilizacji i kultury). Po drugie te odnoszące się do samej jego książki.

Bo jako czytelnik sam pozostaję „pomiędzy”. Pomiędzy chęcią uznania, że to dobra powieść a znudzeniem i poirytowaniem… No, bo ostatecznie, o czym to i dla kogo? Warstwa ideologiczna i powracające raz po raz manifesty nie dają się brać ostatecznie całkowicie na serio. Fabuła zaś nuży, ślimaczy się, rozmywa, stając się zlepkiem epizodów ratowanym zaskakującym (ale też nie do końca przekonującym) zakończeniem. Olszewski wydaje się znajdować w identycznej sytuacji, jak jeden z jego bohaterów (M-ski we wspomnianej finalnej scenie), który zapomniał sprawdzić, czy megafon, którego ma zamiar użyć do powiedzenia rzeczy ważnych na pewno zadziała. Nie zadziałał. Przynajmniej nie na mnie. Głos mało słyszalny i rozmyty, choć po gestach krzyczącego widać, że sprawa ważna. Żywy niedawno temat, głośny, medialny przez jakiś czas, ma stać się teraz dużym tematem literackim. I dziwnie przez to maleje. Olszewski niepotrzebnie chyba udziwnia. Niejednoznaczna powieściowa konstrukcja, chowanie się za wypowiedziami bohaterów i
wspomniane graficzne rozwiązania sprawiają ostatecznie, że powieść sama sobie wybija zęby i pozostaje jedynie kolejną książką o antykonsumpcjonizmie. I tyle.

A może to po prostu powieść z kluczem dla ekologów czy anarchistów? Tu byłem. W tym uczestniczyłem. To pamiętam. Powieść o środowisku i dla środowiska. W tle puszczane jeszcze z kaset: Siekiera, Brylewski czy Świat Czarownic. Ale jeśli to próba opowiedzenia historii pokolenia (rozpiętego pomiędzy – znowu owo „zwischen” – walką z komunizmem a walką z konsumpcjonizmem i degradacją społeczeństwa) to jest to raczej próba niskich lotów. Powieść Olszewskiego każe mi chyba zresztą zbyt wiele sobie wmawiać. Ale to, jak już wspomniałem, z braku pomysłu na nią. Ja w każdym razie powieści Low-tech polecał nie będę. Zniszczono kilka lasów, by powstało słabe raczej dzieło (To moje!!! Celowo jak Olszewski zapisuję to inną czcionką – żeby było ciekawiej).

d46azgq
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d46azgq