Trwa ładowanie...
felieton
26-04-2010 12:12

Konik

Można powiedzieć, że Życie. Instrukcja obsługi jest instrukcją do obsługi zarazem życia (w jego niezmierzonej obfitości i niezmierzonej groteskowości), rzeczy (w ich niezmierzonej obfitości i groteskowości) i literatury (w jej niezmierzonych możliwościach i zawrotnej pełni.

KonikŹródło: Inne
d4ebcl0
d4ebcl0

Żeby napisać porządną recenzję z Życia. Instrukcji obsługi Georgesa Pereca, należałoby chyba obmyślić sobie równie skomplikowany system utrudnień i udziwnień, jak sam autor: każdy akapit (podobnie jak każdy rozdział pomnikowego dzieła Pereca) powinien zatem składać się z określonej ilości wersów, zawierać określoną ilość postaci, po jednym z iluś starannie dobranych grup rzeczowników, i tak dalej, i tak dalej, zaś recenzent powinien skakać z jednego tematu na drugi według jakiegoś skomplikowanego algorytmu. Istniałoby jednak ryzyko – którego chciałbym, z uwagi na Państwa cierpliwość, uniknąć – że recenzja rozrosłaby się do rozmiarów samej książki, która liczy sobie 700 stron, w tym 600 stron tekstu głównego (wprowadzenie, 99 rozdziałów i epilog) i 100 stron rozmaitych indeksów i zestawień. Te znaczące liczby oczywiście też nie są przypadkowe; u podstaw dzieła Pereca leży bowiem nie tylko znakomity zmysł literacki, ale i matematyczna precyzja. Nic w tym dziwnego; Perec był (obok Queneau, Calvino i Matthewsa)
jedną z najważniejszych postaci, kojarzonych z grupą OuLiPo ('Warsztat Literatury Potencjalnej'), gromadzącą pisarzy i matematyków, którzy zamierzali stworzyć nowy typ literatury, oparty na formalnych zabawach. Korzystali przy tym z algebry, teorii gier, sztucznych języków i tym podobnych dalekich – z pozoru – od pisarstwa zagadnień. Ze znakomitymi, zaiste, osiągnięciami.

W przypadku Życia. Instrukcji obsługi wszystko zaczyna się od kwadratu złożonego z 10x10 kratek, wyobrażającego przekrój przez wielką, XIX-wieczną francuską kamienicę z czasów Hausmannowskiej przebudowy Paryża (przekrój dokonany konkretnego dnia – 23. czerwca 1975 roku, przed ósmą wieczór). Każda kratka oznacza jeden pokój (przy czym niektóre mieszkania są obszerne, niekiedy dwupoziomowe, i składają się z pięciu czy sześciu pomieszczeń: kuchni, jadalni, salonu, sypialni, łazienki, itp., tymczasem inne są jednoizdebkowymi klitkami, dawnymi służbówkami; do tego dochodzą schody, kotłownia, piwnice, stróżówka i sklep, czyli wszystko, co w porządnej paryskiej kamienicy mieścić się musi. Autor – a my wraz z nim – skacze po kwadracie-kamienicy ruchem konika szachowego, zaglądając po kolei do każdego ze stu pomieszczeń i odsłaniając stopniowo rozległą strukturę wzajemnych powiązań, łączących ze sobą dawnych i obecnych mieszkańców.

Osią całej opowieści jest swoisty totalny projekt artystyczny, łączący czterech bohaterów. Percival Bartlebooth, obrzydliwie bogaty Anglik, nie mógł sobie znaleźć w życiu celu, który byłby wystarczająco ekscytujący, by podporządkować mu całą egzystencję; postanawia zatem poświęcić całe swoje zdrowie i pieniądze na: 1.) dziesięcioletnią naukę malowania akwarelą u Serge'a Valene, 2.) dwadzieścia lat podróżowania po całym świecie w towarzystwie kamerdynera Smautfa i namalowanie 500 widoków portów, które zostaną następnie zapakowane do jednolitych kopert i posłane do Paryża, gdzie rzemieślnik Gaspar Winckler przerobi je na 500 układanek złożonych z 750 elementów każda, 3.) złożenie wszystkich 500 układanek, które będą systematycznie klejone w niezwykle wyszukany, nie pozostawiający śladu, sposób, i posyłane do miejsca wykonania, gdzie specjalnym preparatem wywabi się z nich farby, tak, by powstało z powrotem 500 kart czystego papieru akwarelowego. W ten sposób – zdaje się mówić Bartlebooth i, zarazem, Perec –
całemu bezsensowi ludzkiego życia postawi się kunsztowny, acz zupełnie niewidoczny pomnik.
Im dłużej jednak Winckler pracuje nad kolejnymi puzzlami, tym czyni je bardziej przekornymi i trudnymi dla układającego, tak, że kiedy trafią po latach w ręce Bartleboota, z każdym tygodniem będzie mu coraz trudniej dotrzymać narzuconych sobie terminów.

I rzeczywiście, cała ta przedziwna książka jest misterną układanką, którą każdy z czytelników może montować sobie inaczej na własny użytek: czy to utartymi ścieżkami (czytając stronę za stroną), czy posługując się kryterium daty (według chronologicznego spisu wydarzeń we wszystkich historiach), czy tworząc zupełnie inne systemy lub też odkrywając systemy zakodowane przez autora.

d4ebcl0

Georges Perec urodził się w 1936 roku w Paryżu w rodzinie żydowskich emigrantów z Polski; kiedy rodzice zginęli w czasie wojny (ojciec jako żołnierz broniący Francji, matka w Auschwitz), wychowywaniem chłopca zajęło się wujostwo; fakt, że musiał ukrywać swoje pochodzenie miał wpłynąć na naturę jego pisarstwa, w którym często borykał się z kwestiami zagadek, ukrywania, straty (by wspomnieć choćby przedziwną powieść-lipogram La Disparition, napisaną w całości z pominięciem najczęściej używanej w języku francuskim litery alfabetu, czyli e, co było interpretowane jako metafora utraty najbliższych, bowiem w książce nie mogły paść słowa takie jak père, mère, parents, famille). Najsłynniejszym jednak dziełem Pereca pozostaje Życie. Instrukcja obsługi, owa ogromna powieść-niepowieść, narracyjny diagram, który otwiera się na najróżniejsze pola interpretacyjne.

Możemy czytać Życie... jako summę, próbę złożenia w jednym tomie całości doświadczeń – jeśli nie doświadczeń ludzkości, to doświadczeń dwudziestowiecznego paryskiego mieszczaństwa różnych szczebli. Możemy także tropić ludzi przez pryzmat rzeczy: Perec z dokładnością kartografa opisuje każde ze stu wnętrz, każdą ze stu kratek, umieszczając na tych kilkuset stronach nie tylko niezliczone opowieści o swoich bohaterach, ale i – a może: przede wszystkim – tworząc katalog rzeczy, rozmaitych gratów, bric-a-brac, durnostojek: porcelanowa popielniczka w kształcie głowy rozwścieczonego do ostatecznych granic buldoga w kolczatce na szyi sąsiaduje tu z satynowym szlafrokiem z wyhaftowanym na plecach kotem oraz znakiem zwanym w kartach pik, kunsztowna kiść winogron z baniek dmuchanego szkła z teorbanem w owalnym pudle, a erotyczna grafika japońska, przestawiająca leżącą na plecach kobietę, darzoną względami przez sześciu karłów o pooranych zmarszczkami obliczach – z zardzewiałą drabinką. Autor pokazuje potop rzeczy,
który zalewa każdego z nas niezliczonymi zbędnymi obiektami, do których przywiązujemy się z czasem, których pragniemy, których nie potrafimy wyrzucić, które gromadzimy z obsesyjnym oddaniem. Istotą arcydzieła Pereca jest jej totalność, próba zgromadzenia wszystkiego, zbudowania swoistej arki; Życie, to, podobnie jak życie, zbieranina – zbieranina historii, postaci, przedmiotów, języków. Znajdziemy tu obok siebie fragment zapisu nutowego, listę zakupów i wydatków, biogram, zadanie matematyczne, menu i przepis na krem muślinowy z poziomek, anons prasowy, tabliczki i napisy z wind i makatek, drzewo genealogiczne, katalog wysyłkowy firmy produkującej narzędzia, szyldy, legendę mapy, tekst luterańskiego chorału, listy, folder dewelopera, i tak dalej. Przede wszystkim jednak jest to zbiór opowieści.

Rozdział LI to opis mieszkania nauczyciela Bartlebootha, starego malarza Valene (stojącego za sztalugami i malującego to, co czytamy: diagram kamienicy), a zarazem spis 179 bohaterów pobocznych opowieści, które tworzą tkankę książki: Młoda blondynka załatwiająca zawarcie paktu z Mefistofelesem, Były profesor tańca zatłuczony laską przez trzech złoczyńców, Żona prezesa trybunału dostrzegająca po pożarze czarne perły, i tak dalej, i tak dalej. Podobnie jak campowe były obmyślane przez Pereca przedmioty, tak i campowe i kuriozalne są opowieści; to w nich autor ujawnia swój nadzwyczajny talent narracyjny, który sprawia, że jeśli nawet przez jakiś czas rozkoszujemy się przemyślaną konstrukcją, tropimy rozsypane po książce niezliczone cytaty, słowem: bierzemy udział w OuLiPowskich zabawach, o tyle każdego chyba w pewnym momencie porywa narracyjny żywioł tej książki, przypominający nieco podejrzany czar powieści groszowych i bulwarówek. Można powiedzieć, że Życie. Instrukcja obsługi jest instrukcją do obsługi
zarazem życia (w jego niezmierzonej obfitości i niezmierzonej groteskowości), rzeczy (w ich niezmierzonej obfitości i groteskowości) i literatury (w jej niezmierzonych możliwościach i zawrotnej pełni.

Należy dodać, że do naszych rąk trafia reedycja; książkę w niewielkim nakładzie wydało w 2001 roku środowisko Literatury na Świecie w tym samym (acz później nieco dopracowanym) tłumaczeniu Wawrzyńca Brzozowskiego – i właściwie momentalnie stała się ona białym krukiem, wycenianym w antykwariatach i na Allegro na 300-400 złotych. I nic w tym dziwnego. Trudno mi sobie wyobrazić czytelnika, który, przeczytawszy kilka stroniczek, mógłby odrzucić działo Pereca na półkę „do ewentualnego przeczytania na emeryturze”, z łatwością natomiast mogę sobie wyobrazić czytelnika, który mogąc zabrać jedną książkę na bezludną wyspę, albo jedną tylko książkę wynieść z płonącego mieszkania, wybrałby właśnie tę.
Ostatecznie, „Kto ocala jedno Życie, ocala cały świat”.

d4ebcl0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ebcl0