Karl Denke – kanibal z Ziębic. Ciała ofiar peklował w domowej kuchni
W grudniu 1924 r. na komisariat policji w Munsterberg (dzisiejszych Ziębicach na Dolnym Śląsku) wpadł przerażony Vincenz Oliver i oskarżył o próbę morderstwa jednego z szanowanych mieszkańców, Karla Denke. Funkcjonariusze w pierwszej chwili nie uwierzyli w zeznania mężczyzny, czas miał jednak pokazać, że ich poważany sąsiad stał za bestialskimi zbrodniami.
Karl Denke urodził się w dolnośląskiej wsi, znanej dzisiaj jako Kalinowice Górne. Miał starszego brata Adolfa, a jego rodzice prowadzili gospodarstwo, które zapewniało rodzinie dostatnie życie. Karl jednak nie był łatwym w wychowaniu dzieckiem. Uparty i zawzięty, sprawiał wiele kłopotów. Jego tragiczne stopnie sprawiły, że nauczyciele zaczęli podejrzewać, iż mógł być opóźniony w rozwoju.
Trudne relacje z rodziną doprowadziły do jego wydziedziczenia. Po śmierci rodziców okazało się, że ich gospodarstwo zostało w całości przepisane starszemu bratu Karla, on zaś został z niczym. Adolf postanowił ułatwić bratu nowy start i wypłacił mu sporą kwotę, w ramach "odszkodowania" za nieuwzględnienie go w testamencie. Postawił tylko jeden warunek – by noga Karla nigdy więcej nie stanęła w rodzinnej wsi.
W ten sposób Denke trafił do miasta Munsterberg, gdzie kupił duży dom z ogrodem. Jego życie na pozór wydawało się spokojne, a Karl szybko wyrobił sobie status szanowanego mieszkańca. Nie pił, nie palił i nie był widywany w towarzystwie pań lekkich obyczajów. W oczach sąsiadów uchodził za pobożnego i zrównoważonego ewangelika, który dodatkowo pomagał biednym oraz bezdomnym ludziom. Wśród mieszkańców miasteczka nazywano go "ojczulkiem Denke".
Karl prowadził dostatnie życie, które niestety się zmieniło wraz z zakończeniem I wojny światowej. Kryzys, jaki nawiedził Niemcy, nie oszczędził również Dolnego Śląska. Z powodu inflacji Denke stracił oszczędności i musiał sprzedać dom. Na szczęście nowy właściciel pozwolił mu zamieszkać w wydzielonej na parterze części budynku.
By przeżyć, Denke zajął się handlem obwoźnym. Sprzedawał plony z własnego ogrodu, skórzaną galanterię oraz okazjonalnie mięso. Z towarem jeździł po okolicznym targach, odwiedzając również te w Breslau (Wrocławiu). Pozwoliło to na podreperowanie jego budżetu.
Tajemnicze samobójstwo
Vincenz Oliver był jednym z wielu włóczęgów, którzy w powojennych Niemczech starali się jakoś związać koniec z końcem, wędrując od miasta do wsi i szukając szansy na zarobek. Tak też trafił do domu 64-letniego Karla, który poprosił mężczyznę o napisanie listu ze świątecznymi życzeniami do jego brata za 20 fenigów.
Denke zaczął dyktować swoją korespondencję od inwektywy, rozbawiając tym Olivera. Mężczyzna ze śmiechem na ustach obrócił się w stronę swojego gospodarza. W tym samym jednak momencie ogarnął go strach, gdyż zamiast spokojnego staruszka, zobaczył przed sobą napastnika z motyką gotową do zadania ciosu. Vincenz zdążył się uchylić – narzędzie tylko drasnęło jego czoło, jednak z rany buchnęła krew. Na szczęście udało mu się uciec z domu Karla i pobiec na pobliski komisariat.
W pierwszej chwili policjanci sceptycznie podeszli do jego zeznań, jednak krwawa rana zmusiła ich do ściągnięcia Karla na posterunek. Choć ten zarzekał się, iż atak był odpowiedzią na próbę kradzieży ze strony Olivera, to funkcjonariusze zdecydowali się zatrzymać go na noc w areszcie w celu dokładniejszego spisania zeznań i przyjrzenia się sprawie z samego rana. Niestety, nie udało im się tego dokonać, gdyż o poranku znaleźli Denkego martwego w celi. Mężczyzna powiesił się na chuście, którą przywiązał do okiennych krat.
Dom makabry
Dwa dni po tych wydarzeniach, w Wigilię 1924 r., funkcjonariusze policji wkroczyli do domu Karla. To, co w nim odkryli, wywołało w nich gwałtowne, nieopanowane torsje. W mieszkaniu ojczulka Denke znaleziono na wpół obrany z mięsa męski tors wraz z narzędziami rzeźniczymi. Prócz tego w pomieszczeniach znajdowały się również wszelkiego rodzaju ludzkie kości, kilkaset zębów, resztki ubrań oraz wiele dokumentów tożsamości, pozostałych po ofiarach Karla. W kuchni stały naczynia z peklowanym mięsem, a na ścianach wisiały wyroby galanteryjne – szelki wykonane z ludzkiej skóry i sznurówki z ludzkich włosów.
Odkryto również notatki Denkego, m.in. spis ofiar od numeru 11 do 31, przy czym ten ostatni był tylko oznaczony datą 22 grudnia 1924 r. W tym dniu miał zginąć Vincenz Oliver. Inne zapiski zawierały wszelkiego rodzaju pomiary w centymetrach i kilogramach sugerujące, że Karl prowadził analizy swoich ofiar. W kuchni odkryto również do połowy pusty słoik z ludzkim mięsem, na podstawie czego wysnuto teorię, iż Denke był nie tylko mordercą, ale również kanibalem.
Po tych wiadomościach w okolicy wybuchła panika. Sąsiedzi Karla byli zszokowani. Oczywiście nocami słyszeli z jego domu odgłosy piłowania, ale podejrzewali, że zabijał lokalne psy i przerabiał je na mięso na sprzedaż. Nie było w tym nic dziwnego, gdyż kryzys i bieda w powojennych Niemczech zmuszała ludzi do różnych rozwiązań. Nikt jednak nie spodziewał się takich rewelacji.
Ofiarami ojczulka byli przede wszystkim bezdomni, włóczędzy i prostytutki – ludzie, o których nikt nie dbał i nie szukał. Szacowano, że Karl odpowiadał za śmierć przynajmniej 30-40 osób, jednak nigdy nie poznano ich ostatecznej liczby. Na swoje ofiary zasadzał się m.in. na dworcu kolejowym. Nie wiadomo też, od jak dawna dokonywał zbrodni, ale z pozostawionych przez niego notatek wynikało, że działał na wiele lat przed wybuchem I wojny światowej.
Ludzie zaczęli przekazywać sobie plotki na temat Karla, które podsycała lokalna i krajowa prasa. Domniemywano, że mężczyzna sprzedawał ludzkie mięso zarówno na targu, jak i do lokalnej wytwórni. Z powodu tych opowieści sprzedaż wyrobów mięsnych zaczęła spadać tak gwałtownie, iż firma oraz okoliczni rzeźnicy byli na skraju bankructwa. Miejscowe władze stanęły przed nie lada zadaniem – musiały uciszyć całą sprawę, by ratować biznesy oraz dobre imię miasta. I ostatecznie im się udało.
Czytaj też: Bestia z Gévaudan
Zapomniany morderca
Karla Denkego pochowano w prostej trumnie, wczesnym rankiem na lokalnym cmentarzu. Przy jego grobie ustawiono wartę w obawie przed zbezczeszczeniem ciała. Zaczęto również dementować plotki, jakoby mężczyzna żywił się mięsem swoich ofiar lub handlował nim na targach. Nic nie potwierdzało tych teorii.
W uciszeniu skandalu pomogły również zbrodnie innych seryjnych, niemieckich morderców, których wypłynięcie zbiegło się w czasie ze sprawą kanibala z Ziębic. Jednym z nich był Fritz Haarmann, rzeźnik z Hanoweru, drugim Fritz Angerstein mordujący w Haiger. Ich czyny odciągnęły uwagę mediów od Denkego. Ostatecznie sprawę zakończył wybuch II wojny światowej, w wyniku której Dolny Śląsk przyłączono do Polski, zmuszając jego niemieckich mieszkańców do przesiedlenia.
Do historii Karla Denkego powrócono w latach 80., gdy na Uniwersytecie Wrocławskim odkryto przedwojenne przeźrocza, prezentujące obrazy z drastycznych oględzin domu mordercy oraz jego samego – w prostej, skromnej trumnie. Jest to jedyny wizerunek Karla, jaki przetrwał do naszych czasów.
Bibliografia
- Biały, "Z ciemnych kart historii Ziębic – Masowy morderca i kanibal Karl Denke", Uniwersytet Wrocławski, 2001.
- Barriga, "Wzorowy obywatel, seryjny morderca. Na targowiskach sprzedawał mięso swoich ofiar", TVN24 Wrocław (dostęp: 16.02.2021).
- "Karl Denke – Kanibal z Ziębic", Kryminatorium (dostęp: 16.02.2021).
Autor: Anna Baron - absolwentka Kulturoznawstwa na Uniwersytecie Śląskim. Pasjonuje się dziejami historii kultury Europy, pogmatwanymi losami europejskiej arystokracji, znanymi postaciami historycznymi oraz zaskakującymi zbrodniami. Czas wolny poświęca podróżom, literaturze oraz mrocznym ludowym opowieściom.