Trwa ładowanie...

Kalina Jędrusik klęła jak szewc, ale jedno słowo nie mogło jej przejść przez usta. Młynarski musiał zmieniać tekst!

Była jedną z gwiazd konstelacji Jeremiego Przybory. To właśnie dzięki niemu publiczność odkryła w niej poza seksapilem także wrażliwość, liryczność i uduchowienie. Chociaż... dość dobrze je kryła.

Za Jędrusik dosłownie szalały tłumy
fot. Karewicz/AKPAZa Jędrusik dosłownie szalały tłumy fot. Karewicz/AKPAŹródło: AKPA
d4mz96n
d4mz96n

4 marca przypada 20. rocznica śmierci Jeremiego Przybory. Twórca legendarnego Kabaretu Starszych Panów. Niekwestionowany geniusz słowa o wyrafinowanym poczuciu humoru, poeta (choć sam wolał określenie: lirycysta). Przedwojenny dżentelmen, przystojny i szarmancki, uroczy i kochliwy. Jego sercem rządziły kobiety, niekwestionowaną królową była Agnieszka Osiecka. Prawdziwą miłość i szczęście znalazł dopiero w trzecim małżeństwie, z Alicją Wirth. Publikujemy fragment książki "Żuan Don" Marii Wilczek-Krupy barwnego, wielowymiarowego i nieoczywistego portretu jednego z najciekawszych artystów powojennej Polski.

Historia Jeremiego Przybory, rozpięta na tle trzech epok, to również opowieść o ludziach (Jerzym Wasowskim, Kalinie Jędrusik, Irenie Kwiatkowskiej, Edwardzie Dziewońskim, Magdzie Umer, Grzegorzu Turnale i wielu innych). Opowieść o ponadczasowej konstelacji gwiazd, która fascynuje do dziś.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jeremi Przybora i Kalina Jędrusik - To będzie miłość nieduża

Z Kaliną było jak z zimą i kabaretową miłością, o których wspominał Pan B – cokolwiek chciało się o niej powiedzieć i w jakimkolwiek języku, okazywało się, że ktoś to powiedział już wcześniej. Wiadomo było wszem wobec, że epatowała seksem, miała wydatny biust i wielkie bursztynowe oczy, zdaniem Kutza przypominające sowie. Że traciła poczucie czasu, spóźniała się i za nic miała zasady panujące w zespole. Że była zjawiskowa i śpiewała z feelingiem, który rzucał na kolana każdego, nawet tych, co mieli duszę jak stal. Że do perfekcji opanowała sztukę postsynchronu i idealnie wpasowywała się w playback, za to w studiu trzeba było dać jej wyraźny znak, kiedy powinna wejść. Że klęła jak szewc i "miała niewyparzony jęzor" – jak skwitowała to, nie owijając w bawełnę, Krafftówna:

d4mz96n

 – Bluzgała, i to jak! Gdyby tego bluzgania nie było, nie byłaby Kaliną. Używała takich zwrotów, które do dziś nie są przyjęte w użytku, ale jej uchodziło wszystko. Tego się właściwie nie słyszało.

 – Miała niepowtarzalny styl i przeklinała fenomenalnie, z nutą ero­tyz­mu i wdziękiem. Ona tym wulgaryzmom nadawała wręcz prawo istnienia – dopowiadała Kucówna, która pamiętała ją jeszcze z czasów studenckich w Krakowie.

Nie dało się opowiadać o Kalinie bez bluzgów i grzechem byłoby pisanie o niej, wykropkowując przekleństwa. Była jednym ze zjawisk, o których Jan Miodek mówił, że tłumaczą zastosowanie "łaciny":

d4mz96n

 – Zasadniczo jestem przeciwny wulgaryzmom i w ogóle zaśmiecaniu języka. Są jednak sytuacje, w których nie da się tego uniknąć, na przykład opowiadając dowcip, który bez użycia przekleństwa nikogo by nie rozśmieszył – uważa językoznawca.

Tak właśnie przedstawiała się rzecz z Kaliną.

Potrafiła uwodzić nie tylko powłóczystym spojrzeniem czy gestem (Jeżak twierdził, że jej seksapil tkwił przede wszystkim w oku), ale właśnie ostrym, niewybrednym słowem. (...)

d4mz96n

Każdy, kto ją znał, miał w zanadrzu ulubioną historyjkę z jej niepowtarzalną ripostą w tle. Zofia Kucówna zapamiętała na przykład scenę rozgrywającą się w centrum zatłoczonej Warszawy – Kalina jechała samochodem na pasażerskim siedzeniu, auto zaś prowadziła jej koleżanka o imieniu Baśka. W pewnym momencie dziewczyny zatrzymała milicja, twierdząc, że jadą od jakiegoś czasu pod prąd. Baśka tłumaczyła, że nie widać znaku, że kiedyś ruch był zorganizowany inaczej, że one się spieszą do pracy. Kalina zaś nachyliła się w stronę okienka kierowcy i zarządziła ze swadą:

– Milicjanciku, odp***ol się od mojej Baśki. Baśka, jedź!

Takich odzywek pani Dygatowa miała na podorędziu mnóstwo i nie było istotne, czy ich adresatem był milicjancik, kelner w restauracji czy ksiądz. Była jednakże jedna dziedzina, w której nie tolerowała przekleństw ani rynsztokowego języka. Poezja. Dlatego któregoś dnia storpedowała tekst piosenki "Z kim tak ci będzie źle jak ze mną", informując Młynarskiego, że nie są to słowa dla damy. "Przez kogo w pół się golić przerwiesz, na deszcz wybiegniesz zarośnięty, zły, kto będzie zdrowie miał i nerwy na takie ścierwo jak ty?".

d4mz96n

Nie było to coś, co mogłoby oburzyć wyzwoloną Kalinę, a jednak słowo "ścierwo" nie chciało przejść przez jej usta. A kiedy Młynarski tłumaczył, że to taka konwencja, że wynika z kontekstu i że ona zaśpiewa to wprost fantastycznie, zniesmaczona odwróciła się do Agnieszki Osieckiej z konstruktywną, jak zawsze, uwagą: "No patrz, k***a, a ten, k***a, nic nie rozumie". I to był koniec rozmowy.

W ostateczności pan Wojciech zgodził się na zamianę "ścierwa" na "zero", i w takiej odsłonie Kalina zaśpiewała ten utwór na festiwalu opolskim w 1964 roku.

Ale nie tylko język Kaliny bywał zaskakująco wulgarny. Lubiła prowokować strojem – to oczywiste. Głębokie dekolty odsłaniające biust (i krzyżyk na piersiach, za który telewizja nałożyła na nią w końcu embargo), golfy z odkrytymi plecami, szpilki do samego nieba – to był image Kaliny Jędrusik, chociaż zdarzało jej się wystąpić także w uświnionym dresie. (...)

d4mz96n

Innego rodzaju szok przeżyła Krafftówna w pociągu relacji Drezno–Warszawa, kiedy konduktor zamknął ich przedział od zewnątrz. Kalina, będąc w pilnej potrzebie, wpadła na genialny plan: okno! Jej przyjaciółka nie mogła uwierzyć, że ona naprawdę to zrobi. To znaczy wystawi "goły zad" za okno, a jej przypadnie w udziale trzymanie jej za bety i pilnowanie, żeby ludzie stojący przy torach nie oberwali sikami. A jednak. (...)

Jak to się stało, że prowokująca i wulgarna Kalina, grająca wcześniej – jak sama żaliła się ojcu – "głównie same k***y", zaistniała w Kabarecie Starszych Panów jako najbardziej liryczna, subtelna, zmysłowa jego część? Jeremi pisał w Memuarach, że kiedy szukali z Jerzym obsady do tęsknie brzmiącego bluesa "Nie odchodź!", Rysia Lankiewicz zaproponowała właśnie ją. Inna, mniej nośna legenda głosi, że to Jerzy Wasowski był cichym orędownikiem talentu i matowego głosu Jędrusik (choć jednocześnie uważał, że nie wyczuwa swinga) i że to on optował za powierzeniem jej roli panienki urodzonej w łazience z siódmego kaloryferowego żeberka. Tak czy inaczej, Kalina propozycję przyjęła, a jej próbna wersja "Nie odchodź!" dosłownie wysadziła panów J z wytwornych przedwojennych butów. (...)

d4mz96n

Widownię – czy to w teatrze, czy w filmie – pani Jędrusik miała podzieloną. Część jej nie cierpiała (Dziewoński wspominał o "babach, co pisały listy do telewizji, żeby nie puszczać Kaliny, bo nie wytrzymywały ciśnienia gapiących się na ekran chłopów"), a część dałaby się za nią pokroić. Rzadko kto pozostawał obojętny względem jej kreacji. (...) Ostatni taki gwizdek zabrzmiał jesienią 1968 roku, kiedy Dygatowie urządzili imprezę pożegnalną dla żydowskich przyjaciół opuszczających Polskę. Jeremi był na niej z Alicją, a później rozmawiał już ze Stasiem wyłącznie przez telefon. (...)

- Wszyscy mamy jakiś obowiązek zapisywania tego czasu, tak jak umiemy. Z tego powstaje nasza historia. A Jeremi ma wielki, święty obowiązek złamać się i zmusić, chociażby mu było bardzo przykro i źle, i pisać, pisać to wszystko po swojemu – (Kalina - przyp. red.) mówiła z mocą w chwili, w której Starszy Pan B wycofywał się powoli z tworzenia.

On sam nigdy by nie przypuszczał, że pozostawał jej bliski, aż w dniu, w którym astma i uczulenie na kocią sierść odebrały jej dech (zmarła w sierpniu 1991 roku w wieku sześćdziesięciu jeden lat), przyśniła mu się, zapraszając na pogrzeb i prosząc, by szedł z nią za trumną, pod rękę.

- Ogarnęło mnie wielkie, przynoszące ulgę w smutku wzruszenie, że muszę być jej dużo bliższy, niżby na to wskazywały nasze niezbyt ożywione ostatnio kontakty, skoro chce, żebym szedł z nią wspartą na moim ramieniu za jej trumną – pisał w Memuarach.

Bez wątpienia zawdzięczała mu wiele. Chociażby wyciągnięcie na arystokratyczny poziom telewizyjnej hierarchii, ale także to, że tak się "odnalazła w piosence".

wyd. Znak Materiały prasowe
wyd. ZnakŹródło: Materiały prasowe

W 50. odcinku podcastu "Clickbait" zachwycamy się serialem (!) "Pan i Pani Smith", przeżywamy transformacje aktorskie w "Braciach ze stali" i bierzemy na warsztat… "Netfliksową zdradę". Żeby dowiedzieć się, czym jest, znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d4mz96n
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4mz96n