Pierwszy tom serialu „Sex”, za który odpowiedzialni są JoeJoe Casey (scenariusz) i Piotr Kowalski (rysunki), nie spełniał pokładanych w nim oczekiwań. Komiks w naszym kraju został przyjęty chłodno. W “Letnich uniesieniach” szwankował przede wszystkim scenariusz, który naładowany został sztampowymi i wtórnymi rozwiązaniami fabularnymi. Kolejna odsłona, o dziwo, wypada znacznie lepiej.
Konstrukcyjnie „Supercool” to jeden niemrawy wątek główny oraz cztery poboczne - bardzo mocne i interesujące. Nadrzędna nić fabularna nadal związana jest Simonem Cooke, który kiedyś był superbohaterem, a aktualnie stara się na nowo odnaleźć w świecie ludzi i biznesu jako zwykły człowiek. Ta postać wciąż wypada blado - koleś snuje się sennie, ma problemy z wykrzesaniem z siebie życia, wyraźnie się nudzi. A to nudzi także czytelnika, który nie poświęca mu żadnej ciepłej myśli. Ciężko się utożsamiać z postacią, która nie radzi sobie z rzeczywistością, ponieważ wmawia sobie, że została stworzona do większych i znaczących celów. Ale z jakiegoś powodu nie idzie tą drogą. Może gdybyśmy poznali bezpośrednie motywy odwieszenia peleryny na kołek, to Cooke byłby nam bliższy. Niestety w bieżącym tomie nie dowiadujemy się w tej sprawie niczego.
Dlatego naturalnym jest, że cała uwaga czytelnika skupia się na wyrazistych postaciach, którym poświęcone zostały wątki poboczne. Pierwszy dotyczy Keenana Wade’a, byłego pomocnika Świętego w Pancerzu, który na własną rękę próbuje zwalczać złoczyńców w Saturn City. Chcąc być bardziej skutecznym w swym działaniu, wstępuje do gangu Łamignatów, by - w założeniu - rozwalić go od środka. Drugi dotyczy psychopatycznych braci Alfa, którzy knują, manipulują i mordują, aby poszszerzyć strefę swoich wpływów.
Saturn City odrysowane przez Kowalskiego jest miastem wieżowców, kolorowych reklam i banerów. W bieżącym tomie akcja często rozgrywa się w mroku brudnych i wilgotnych uliczek. Robi się klimatycznie, wizualnie akcenty przesuwają się w stronę opowieści noir, szkoda tylko, że scenariusz w niewielkim stopniu podąża w tym kierunku. Dobrze też wypadają retrospekcje, rysowane przez gościnnie występujących artystów. Zabieg jest ciekawy, bo stawia aktualne wydarzenia w szerszym kontekście.
Jednakże wspomniane powyżej zabiegi narracyjne to za mało, aby uratować cały album. Nadal nie wiadomo, co ma być główną atrakcją komiksu, bo przecież nie sceny seksu, które są jedynie retorycznym i pustym ozdobnikiem. Mam nieodparte wrażenie, że zostały dołożone do scenariusza na siłę i w miejscach, które średnio uzasadniają ich pojawienie się. Po lekturze „Supercool” trudno jest zakładać, że Casey i Kowalski będą w stanie nas jeszcze pozytywnie zaskoczyć.