Trwa ładowanie...

Jan Brzechwa nie dla dzieci. Zaczął pisać, by poderwać przedszkolankę

Dał dzieciom "Kaczkę dziwaczkę", "Stonogę", "Akademię pana Kleksa", "Na wyspach Bergamutach" i wiele innych ponadczasowych utworów. Choć dziś uchodzi za klasyka poezji i literatury dziecięcej, to Brzechwa wcale nie zaczął pisać z myślą o młodych odbiorcach. Był wręcz oskarżany o demoralizowanie dzieci, "wplatanie" nieprzyzwoitych słów i wątków pornograficznych.

Jan Brzechwa (1898-1966)Jan Brzechwa (1898-1966)Źródło: domena publiczna
d1nygl7
d1nygl7

Z biografii autorstwa Mariusza Urbanka dowiadujemy się, że zanim Jan Brzechwa objawił się jako genialny bajkopisarz i autor wierszyków, który razem z Juliuszem Tuwiem pozostaje niedościgłym wzorem, było trzech innych Brzechwów. "Był adwokat, doskonale zarabiający, brylujący na salach sądowych, ceniony na świecie autorytet w dziedzinie prawa autorskiego. Był poeta. Pisał wiersze przez dwadzieścia pięć lat; na kolejnych dwadzieścia poezja poszła w zapomnienie. Pod koniec życia wrócił do liryki. I był satyryk. Przed wojną autor skeczy i piosenek bawiących kabaretową publiczność, po wojnie przedstawiciel satyry walczącej, twórca propagandowych utworów, które przeciwnicy będą mu wypominać jeszcze wiele lat po śmierci".

Jan Brzechwa, jakiego zna większość z nas, "narodził się" dopiero przed czterdziestką. I to w bardzo wyjątkowych okolicznościach. Jako poeta zadebiutował w wieku 28 lat i choć recenzje pierwszego tomiku wierszy nie były optymistyczne i wytykały brak nowatorstwa (zarzucano mu kopiowanie Bolesława Leśmiana), to ambitny prawnik nie przestał pisać i wydawać.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Akademia Pana Kleksa": Reżyser zaprasza na casting

"Niepozbawiona wdzięku i urody"

Nobilitacją dla młodego poety była publikacja na łamach miesięcznika "Skamander", co jednak nie równało się z pozytywnymi opiniami jego kolejnych wierszy. Dopiero po kilku latach wydał tomiki, które spotkały się z ciepłym przyjęciem i uznaniem. I choć Brzechwa dążył do tego, by zostać zapamiętanym jako autor "poważnej" poezji, to dopiero wiersze dla dzieci przyniosły mu wielki rozgłos.

d1nygl7

Jak to się stało, że prawnik dobijający czterdziestki, który za dziećmi nie przepadał ("doświadczenie w kontaktach z nimi miał niewielkie") zaczął dla nich tworzyć ponadczasowe utwory? Urbanek przytacza dwie wersje. Ta bardziej oficjalna, którą Brzechwa przedstawiał w wywiadach, mówi o wakacjach w Zaleszczykach w roku 1934 albo 1935. Poeta miał wtedy napisać kilka żartobliwych wierszy, by rozerwać... dorosłych. Inna wersja mówi o pobycie w pensjonacie w Otwocku, gdzie Brzechwa chciał zdobyć względy pewnej "niepozbawionej wdzięku i urody" przedszkolanki.

Nowy rozdział w karierze

Czy żartobliwe strofy podziałały i udało się ją uwieść? Tego nie wiemy. Pewnym jest natomiast, że po powrocie z wczasów Brzechwa zaniósł swoje wiersze do wydawnictwa. I usłyszał odmowę. Dopiero Janina Mortkowiczowa poznała się na wartości tych utworów i to ona uzmysłowiła Brzechwie, że stworzył fantastyczną poezję dla dzieci. Mortkowiczowa nie tylko chciała wydać książeczkę z myślą o młodych czytelnikach, ale zaczęła szukać ilustratora. Po dwóch latach wybór padł na Franciszkę Themerson. "Tuż przed gwiazdką 1937 r. w księgarniach pojawiła się pierwsza z dwu przedwojennych książek Brzechwy dla dzieci - 'Tańcowała igła z nitką'".

- Jeszcze bardziej zdziwiłem się, kiedy Leśmian powiedział mi, że dopiero te moje wiersze są całkiem dobre i oryginalne - mówił Brzechwa, cytowany przez Urbanka. Po tej zachęcie wziął się za pisanie "Kaczki dziwaczki", która od razu "zrobiła fantastyczną karierę i była kilkakrotnie wznawiana".

Jan Brzechwa w 1964 r. (dwa lata przed śmiercią) Domena publiczna
Jan Brzechwa w 1964 r. (dwa lata przed śmiercią)Źródło: Domena publiczna

Brzechwę komplementował nie tylko Leśmian, ale także inni koledzy i koleżanki z branży. Książeczki się sprzedawały, grono wielbicieli rosło, a wraz z nim grupa krytyków. W środowisku literackim nie brakowało opinii, że Jan Brzechwa niesłusznie zdobył uznanie jako autor poezji dla dzieci, bo jego wierszyki nie są odpowiednie dla młodych czytelników i słuchaczy.

d1nygl7

Pornograf i deprawator młodzieży

W poważnych publikacjach zarzucano, że jego poezja "niby dla dzieci" jest abstrakcyjna, za bardzo groteskowa i przesycona absurdalnym humorem. Wytykano Brzechwie stosowanie niezrozumiałej gry słów, a przede wszystkim jego wiersze były niepedagogiczne, bo "nie kończyły się chwalebnym morałem, promowały niewłaściwe zachowania, a opisywane w nich zwierzęta (np. stonoga) nie budziły sympatii".

Mało tego. Przez niektóre środowiska autor "Kaczki dziwaczki" był atakowany za "deprawowanie dzieci i przemycanie pod pozorem niewinnych wierszyków pornografii". Brzechwa miał się tego dopuścić w wierszu "Nie pieprz Pietrze", w którym mowa była o "pieprzeniu wieprza pieprzem, żeby mięso było lepsze". Ale zdaniem krytyków Brzechwa chodziło o przemycenie innego znaczenia "pieprzenia".

Inni ciskali też na niego gromy za podrzucanie młodym czytelnikom rymów, "przywodzących na myśl brzydkie słowa". Takiego "haniebnego" czynu dopatrzono się w utworze "Na straganie", w którym Brzechwa zrymował "Na co wasze swary głupie, wnet i tak zginiemy w zupie...". Dostało się też "Sroce", która "siedzi na żerdzi i twierdzi".

Audioteka Materiały prasowe
AudiotekaŹródło: Materiały prasowe

Sukces, który odniósł Jan Brzechwa jako bajkopisarz i autor poezji dla dzieci, zmienił go nie do poznania. A raczej pomógł mu odkryć swoje prawdziwe oblicze, o czym wspominał Ryszard Matuszewski. Młodszy kolega Brzechwy, eseista, krytyk literacki, autor podręczników szkolnych mówił, że "w miejsce mecenasa w todze udrapowanej na młodopolską pelerynę lub płaszcz i szpadę Don Juana pojawił się Brzechwa prawdziwy, taki, jakim był jako człowiek: dowcipny pan, już wtedy w średnim wieku, bardzo bystro obserwujący świat, który go otaczał, bardzo tego świata ciekawy, bardzo nim rozbawiony".

d1nygl7

Jan Brzechwa przeszedł do historii jako genialny bajkopisarz, choć, jak przekonuje autor "Brzechwy nie dla dzieci", "do końca życia nie uwierzył, że to właśnie jest jego przepustka do wieczności". Mariusz Urbanek w swojej książce, którą można odsłuchać jako audiobook w usłudze Audioteka, przedstawia barwne losy legendarnego pisarza. Człowieka o wielu twarzach i wielu talentach.

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" masakrujemy "Warszawiankę" z Szycem, chwalimy "Sortownię" z Chyrą, głowimy się nad "Flashem" z Michaelem Keatonem i filmami Wesa Andersona, z "Asteroid City" na czele. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d1nygl7
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1nygl7