Trwa ładowanie...

Jak Żydzi podbili Dziki Zachód. Recenzja "Lucky Luke: Ziemia obiecana"

Wierni czytelnicy przygód Lucky Luke'a zdążyli się już dawno przyzwyczaić, że pod opiekę dzielnego kowboja trafiają od czasu do czasu różnoracy osobnicy, którzy niezbyt są przystosowani do warunków panujących na Dzikim Zachodzie. Ameryka stwarzała wszak wiele nowych możliwości dla przybyszów z całego świata, ale czekały na nich tutaj równie liczne niebezpieczeństwa. W "Ziemi obiecanej" twórcy po raz kolejny sięgnęli po ten motyw i tym razem możemy z rozbawieniem obserwować, jak główny bohater na prośbę przyjaciela eskortuje w podróży przez Amerykę rodzinę Żydów aszkenazyjskich.

Jak Żydzi podbili Dziki Zachód. Recenzja "Lucky Luke: Ziemia obiecana"Źródło: Egmont
d10llwu
d10llwu

Szybko możemy się zorientować, że przed Luckym Lukiem stoi naprawdę trudne zadanie. Okazuje się bowiem, że Sternowie nie mają najmniejszego zamiaru w nowej ojczyźnie rezygnować ze swoich zwyczajów, więc na przykład konieczne będzie przetransportowanie na grzbiecie Lolly Jumpera kilkudziesięciu (sic!) niezbędnych według nich ksiąg religijnych.

To nie koniec niespodzianek czekających na prostego kowboja - wędrówki przez niegościnne obszary nie ułatwia wszak choćby konieczność spożywania tylko koszernego jedzenia czy zakaz podróżowania i rozpalania ognia w czasie szabatu. Z drugiej strony trudno nam się też nie roześmiać, kiedy żona Jakuba Sterna za wszelką cenę stara się nieco podtuczyć "zabiedzonego" Lucky Luke'a, a z kolei piękna Hanna jest nim wyraźnie zauroczona. Inną sprawą jest, że wprawdzie żydowskie zwyczaje mało pasują do scenerii Dzikiego Zachodu, ale mimo to ci przybysze radzą sobie tutaj zaskakująco dobrze. Dzieje się tak mimo tego, że cały czas ich tropem podąża para typków spod ciemnej gwiazdy, łudzących się, że Żydzi przewożą jakieś niezwykłe skarby. Jakby tego było mało, to szlak wiedzie przez terytorium Czarnych Stóp i - jak łatwo się domyślić - bez spotkania z Indianami się nie obejdzie (za to jego finał będzie dość zaskakujący).

„Ziemię obiecaną” czyta się niewątpliwie z przyjemnością, bo chociaż sama fabuła nie jest może nadzwyczaj oryginalna, to autorzy przygotowali tutaj dla nas całkiem sporo dość zabawnych scenek. Głównym źródłem komizmu jest wprawdzie kontrast między obyczajami Sternów a warunkami podróży przez Amerykę, ale na szczęście nie są to jedyne udane pomysły w tym albumie (wystarczy wspomnieć świetną scenkę, w której Lucky Luke mierzy spodnie wymyślone przez Leviego i Straussa, które według seniora rodu Sternów kompletnie się nie sprawdzą...). Czytelnicy nie mogę więc tym razem liczyć na jakieś fajerwerki fabularne, ale przynajmniej przyzwoity poziom został zachowany.

Ocena: 7/10

Marcin Mroziuk

d10llwu
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d10llwu