Do bycia indywidualnością podobno ma prawo każdy człowiek. Przecież skoro zachwyca nas mak czy chaber w łanie zboża, tak i odmienność drugiego człowieka powinna budzić w nas , jeśli nie sam zachwyt, to przynajmniej szacunek dla odrębności. Co jednak, gdy owa INNOŚĆ w naszym „normalnym” świecie jest traktowana jak chwast? Zielsko, które trzeba jak najszybciej wyrwać i wyrzucić na śmietnik? Chwast Iwony Banach to przede wszystkim książka o naszych ludzkich bezsumieniach na to, co inne. Wykorzystywanie seksualne sierot. Gwałt na własnej, upośledzonej córce, którą na co dzień nazywa się gównem. Ograniczanie wolności drugiego człowieka, bo ktoś musi rządzić w tym „humanitarnym”, „ludzkim” świecie. Wreszcie, przewijające się historie o psychicznym i fizycznym zabijaniu dorosłych i dzieci naznaczonych nieakceptowaną społecznie innością: choroby, sieroctwa, biedy. Tak maluje się świat w powieści Banach. Nasz „perfekcyjny” świat zza okna, pełen pozorów, fałszu, dwulicowości i egoizmu.
Z tego zamkniętego hermetycznie przez sztuczne reguły pudełka, z ziemskiego piekła, ucieka chora na raka Hanka ze swą upośledzoną córką Agatką. Tylko jak i gdzie uciec? Za każdym rogiem czają się ludzie. Ci, którzy dopiero co wyszli z kościoła, by za chwilę rozłożyć ręce, po „bratersku” splunąć w twarz, uderzyć słowem, gestem, pogardliwym wzrokiem inność Agatki. Gdzie ich Bóg? Gdzie miłosierdzie, zrozumienie i miłość dla bliźniego? Czemu nikt nie dostrzega piękna, dobroci Agatki? Czemu wszyscy widzą jedynie jej zewnętrzną odmienność? A TY, BOŻE?! Jeśli jesteś, to czemu tak okrutny? Dałeś dziecko i co dalej? Szesnaście lat życia Agaty, największa radość Hanki za to, że mimo wszystko ona jest. Największa kara, że inni mają ją za nic, za chwast, nie dostrzegają piękna, nie akceptują. Zbliża się śmierć i co dalej? Gdzie wiara, nadzieja, miłość? Gdzie TY, BOŻE? Przez całą powieść słyszymy wołanie chorej kobiety, by ktoś kochał, akceptował, by dał nadzieję. Nie wyartykułowany krzyk matki, która bierze się w
swych myślach za bary ze światem, Bogiem i bezdusznością ludzi. Którą w życiu odrzucali po kolei: własna matka, mąż, wreszcie chyba sam Bóg. Pytania: dlaczego, za co, co dalej, czy jest dalej i czemu roją się na kartach tej przejmującej książki. Powieści o ogromnej samotności i zezwierzęceniu w ludzkim świecie. O niezrozumieniu inności związanej z chorobą, umywaniu rąk od tego, co niechciane i obrazie ogromniejącego lęku gasnącej matki o przyszłość upośledzonego dziecka.
Banach w krótkich, ostrych jak nóż zdaniach rysuje przed czytelnikiem małe, a przecież tak wielkie, dramaty naszego świata. Wytyka palcami znieczulicę i pseudochrześcijańskie czynienie dobra. Przykuwa uwagę odbiorcy od pierwszych do ostatnich zdań swojej powieści. I choć wiele tu cierpienia, niewiary, samotności i okrucieństwa, to jednak Chwast potrafi rozświetlić mroki, wydobyć nadzieję. „Po tej lekturze trudny jest powrót do wygodnej codzienności. Książka rodzi w czytelniku natychmiastową chęć niesienia pomocy” – jak pisze Krystyna Januszewska. Mi pozostaje mieć nadzieję, że Chwast Iwony Banach dotrze do sporego grona czytelników i skutecznie odchwaści nasze sumienia.