"Indyjska włóczęga" – recenzja komiksu wydawnictwa Egmont
Jestem przekonany, że "Indyjska włóczęga" Ayrolesa i Guarnidy będzie w grudniu wymieniana w każdym zestawieniu najlepszych komiksów 2020 r.
I absolutnie mnie to nie zdziwi, bo pod każdym względem jest to album doskonały. Począwszy od treści i oprawy, a na edycji kończąc. Ale po kolei.
Juanja Guarnidy nikomu przedstawiać nie trzeba. Zilustrowany przez hiszpańskiego rysownika "Blacksad", czyli antropomorficzny noir o kocim detektywie, to klasyka europejskiego komiksu.
Choć poziom scenariuszy Juana Diaza Canalesa w poszczególnych tomach bywał dyskusyjny, to warstwa graficzna zawsze stała na najwyższym poziomie. I pewnie wielu wyda się to niemożliwe, ale w "Indyjskiej włóczędze" Guarnido wyprzedził samego siebie o kilka długości.
"Indyjska włóczęga" to, jak informują w przedmowie autorzy, kontynuacja słynnej XVII-wiecznej powieści łotrzykowskiej "Żywot człowieka niepoczciwego" pióra hiszpańskiego klasyka baroku Francisca de Quevedy.
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku
Akcja komiksu rozpoczyna się w momencie, gdzie kończy się powieść. Jej bohater, rzezimieszek Pablos dostaje się na okręt płynący do Ameryki, zwanej wówczas Indiami. Swoje niezwykłe perypetie w Nowym Świecie opowiada urzędnikowi króla Filipa IV, rozciągnięty na łożu tortur. Pablos jest bowiem kluczem do rozwiązania zagadki śmierci pewnego nobliwego szlachcica, który udał się na poszukiwania mitycznego Eldorado.
Porywający scenariusz autorstwa kompletnie u nas nieznanego Alaina Ayrolesa na każdym kroku zaskakuje rozmachem, misterną konstrukcją, kolejnymi zwrotami akcji i fabularnymi przewrotkami. W "Indyjskiej włóczędze" spotykają się wielka przygoda, satyra, wnikliwie oddane realia epoki i wyjątkowo gorzka refleksja nad porządkiem świata. Całość spaja piękna klamra kompozycyjna wchodząca w dialog z jednym z najsłynniejszych obrazów epoki.
Odnośnie przywołanej na wstępie warstwy wizualnej to Juanjo Guarnido wychodzi z siebie. I dobitnie widać, że miał kilkuletni romans ze studiem Walta Disneya. Jego rysunki w każdym aspekcie są zachwycające – począwszy od postaci, nawet tych na odległym planie, poprzez dopieszczoną do granic scenografię, a skończywszy na bajecznych pejzażach tętniącej życiem amazońskiej dżungli.
Do tego dochodzi jeszcze nietypowa edycja. "Indyjska włóczęga" została bowiem wydana w potężnym formacie (245x332 mm) i gabarytami kojarzy się bardziej z albumem poświęconym malarstwu, aniżeli powieścią graficzną. Wrażenia dopełnia okładka ze złotymi tłoczeniami. Róbcie więc miejsce na półce i nawet się nie zastanawiajcie. Ten komiks trzeba mieć.