Panuje boom na Harrego Pottera. Spieranie się o to, czy słusznie czy nie, nie należy do zakresu moich obowiązków ani zainteresowań. Ale otwarcie mogę przyznać (niektórzy uznają to za odwagę, głupotę, literackie samobójstwo, nic mnie to nie obchodzi), że czytałam. Każdą część. Może przesadą będzie stwierdzić, że z zapartym tchem. Raczej z czystej ciekawości. Dziś wiem, że tamten czas był zupełnie stracony. Zagłębiałam się w lekturę, która stanowi jeden wielki splot jakichś czarownych (tak, czarownych, bo innego określenia nie obrażającego nikogo nie znajdę) wydarzeń, bohaterów, miejsc, środków i Bóg wie czego jeszcze. Ale znalazłam książkę lepszą! Lepszą pod każdym względem! Książka ta wygląda zwyczajnie. Bohaterami są zwykłe dzieci, które mają raczej zwykłych rodziców, mieszkają w zwykłym mieście, uczą się w zwykłej szkole, noszą zwykłe ciuchy, tylko... No właśnie. Nietypowe są ich przygody.
Można by tę książkę porównać do Potterów. Ale raczej Harry wypadłby blado. Dlaczego? Bo Felix, Net i Nika nie uciekają się do czarów. Stawiają czoło losowi za pomocą, że tak powiem, środków istniejących, dających się zważyć, zmierzyć, wyobrazić sobie. Jeden z chłopców zna się na oprogramowaniu, drugi na robotyce. No może Nika nie wyróżnia się jakoś w tym gronie, ale przecież nie każdy mężczyzna uważa, że dziewczyna cokolwiek, poza wyglądaniem, potrafi. Kobieta po prostu zawsze musi być! Niby jak jest - to źle, ale jak nie ma - to jeszcze gorzej. Opowieść jest o przygodach trzynastolatków. Ale ja, chociaż już mam dwa razy po trzynaście, dałam się wciągnąć już od pierwszych stron. Na każdej czai się jakaś przygoda, coś wyjątkowego, niepozorny detal, klucz do dalszego rozwiązywania zagadki.
No właśnie, zagadka. Przyjaciele szukają rozwiązania zagadki. Dorośli rozwiązać jej nie potrafili. Dzieciaki być może też by nie odkryły wyjaśnienia, gdyby nie fakt, że owa Teoretycznie Możliwa Katastrofa wciągnęła ich. I to w sensie dosłownym. Muszą ratować siebie, wykorzystując sporo nowoczesnego sprzętu, pomysłowość i zwyczajne szczęście. Na swojej drodze spotykają zarówno dobrych jak i złych ludzi. Jedni im pomagają, anonimowo lub nie, inni rzucają kłody pod nogi. Ciągle się coś dzieje. Daje się wyczuć napięcie nawet w chwilach pozornej stagnacji wydarzeń. Z całą pewnością opowieść tą można uznać za bajkę. Dla dzieci, młodzieży, troszkę starszych, jeszcze starszych i najstarszych. Książka ta nie jest bowiem samą rozrywką. Jest w niej troszkę historii. Spełnia się więc funkcja edukacyjna literatury. A czy jakaś inna współczesna lektura czegoś uczy? No oczywiście poza wymachiwaniem miotłą, lataniem na różdżce, bądź też odwrotnie. A ja ją sobie cenię. Mało tego, daję jej stałe, niezmienne i zaszczytne
miejsce w mojej biblioteczce. A to już o czymś świadczy.