Horror korporacyjny. Recenzja "The Black Monday Murders"
Nowa oficyna Non Stop Comics pogrywa odważnie i wciąż wprowadza na rynek premierowe tytułu ze stajni Image Comics. Przypatrzmy się następnej serii z ich katalogu, mrocznemu komiksowi napisanemu przez Jonathana Hickmana i zilustrowanemu przez Toma Cokera.
"The Black Monday Murders" należy do bardzo rzadkiego gatunku horroru korporacyjnego, którego bogiem jest ponury pisarz Thomas Ligotti – twórca bardziej wpływowy niż słynny. Niemniej, mimo iż znajduję tu kilka cech wspólnych z jego dziełami, to trudno się tu dopatrywać bezpośrednich nawiązań do dorobku tego współczesnego mistrza grozy. Komiks napisany przez Hickmana to autonomiczna i bardzo oryginalna pozycja, której nie przyrównałbym do czegokolwiek co do tej pory czytałem.
Wszystko zaczyna się od morderstwa jednego z potężnych rekinów finansjery, a śledztwo poprowadzi detektyw, który prócz tradycyjnych metod nie boi się sięgać po sposoby z asortymentu bardziej pasującego do Johna Constantine, słynnego egzorcysty z komiksu "Hellblazer", niż zwykłego policjanta. Skomplikowana intryga, miesza aspekty ekonomiczne z okultyzmem i bazuje na jednej z teorii spiskowych o tym, że światem rządzi ogromna, wszechmocna organizacja finansowa. W historii tej legenda dodatkowo ubrana została w mistyczne szaty, gdyż w świecie tu przedstawionym istnieje magia. W komiksie Hickmana, krachy na giełdzie (zdaje się, że tytuł serii wziął się od wariacji na temat "czarnego czwartku") ukazane są jako przypieczętowane krwawymi rytuałami złowieszcze tąpnięcia w rzeczywistości, które wpływają na losy ludzi na całym świecie. Pieniądz jest Bogiem i żywiołem któremu nic nie może się oprzeć, a zwykli obywatele zaledwie niewolnikami pracującymi na chwałę czegoś wielkiego, mrocznego i potężnego, co wykracza poza pojmowanie przeciętnego umysłu.
Opowieść snuta przez Hickmana jest bardzo mroczna i tajemnicza, jednak nawet w połowie nie byłaby tak klimatyczna jak jest gdyby nie rysunki Tom Cokera. Realistyczna kreska, okraszona ciemnymi, zgaszonymi barwami nałożonymi przez Michaela Garlanda znakomicie podkreśla atmosferę tej historii. Warstwa plastyczna, mimo iż została w całości stworzona na komputerze wygląda znakomicie, i spokojnie postawiłbym Cokera obok współczesnych tuzów komiksu realistycznego takich jak Sean Phillips czy Michael Lark.
"The Black Monday Murders" nie należy do lekkich lektur. Wątków i postaci jest tu dużo, a atmosfera jest dość zawiesista. Niemniej jest to też lektura inteligentna, intrygująca i bardzo satysfakcjonująca. Co prawda tytuł ten nie stara się być dziełem artystycznym, ale zamiast tego znakomicie odnajduje się na przecięciu gatunkowym, między komisem komercyjnym a ambitnym autorskim dokonaniem.
Krzysztof Ryszard Wojciechowski