Pustka rzeczywistości, szarość, nuda, tłum...
Jak uratować siebie?
Jak nadać sens temu wszystkiemu?
Jak uciec?
Michel Foucault w Historii szaleństwa przedstawił narodziny tej dżumy nowożytnego świata. Czy jednak, nauczeni wielowiekowym doświadczeniem, możemy nadać mu znak ujemny? W nowym tomie opowiadań Mariusz Sieniewicz szaleństwu i inności nadaje sens pozytywny. Mało tego. To jest właśnie ta ucieczka, wybawienie. Epifaniach szaleństwa potrafią pokazać rzeczy do tej pory zakryte. Świat w wykrzywionej groteskowo postaci straszy i obezwładnia. Jak choroba, jak szaleństwo. Inność boli, wbija się w ciało pazurami naznaczenia. Bycie Żydówką to jednak dużo, dużo więcej niż pogarda i nienawiść innych. Czuje i widzi się wtedy to, co do tej pory było zakryte. Żydówka to romantyczne dziecko, niewidomy, nadwrażliwy Orcio czy Karusia. Człowiek-Żydówka, którego portrety Sieniewicz rozpisuje na dłuższe opowiadania i krótsze interludia, staje się medium transcendencji, czuje całym sobą.
Co ważne, opowieści Sieniewicza dotyczą szaleństwa współczesnego. Szaleństwa pod znakiem ucieczki od Mcznaku, Mchipermarketu i Mcpapki. Czytelnik zarzucony jest obrazami niezwykle sugestywnymi, zazwyczaj bardzo okrutnymi. Tak, jak bohaterowie, błądzi po labiryntach ludzkiego id: tego, co obezwładniające, krwawe i atawistyczne. W opisywanych sytuacjach fantastyczna sfera świata (wizje, sny, metamorfozy) bierze górę nad szaro-burą rzeczywistością. Sieniewicz tnie tę rzeczywistość krwiożerczymi fantasmagoriami. Wizjami spłodzonymi przez jego nabrzmiałą, hipertroficzną wręcz wyobraźnię.
Jednak tym, co mi się w tej książce podobało najbardziej, są sprawnie napisane i głębokie pod względem stopnia refleksji na temat egzystencjalnej pustki SAME MOMENTY przeskoków rzeczywistość-fantazja, fantazja-rzeczywistość, a zwłaszcza te drugie. Gdy spada się w bagno normalności z wyżyn szaleństwa.Dominująca w tym tomie estetyka chorej wyobraźni naznaczonej szaleństwem – moim zdaniem dla koneserów. Gdybym miała jednak wskazać coś, dla czego jak najbardziej tę książkę warto przeczytać, niech będą to właśnie te momenty, jakby ktoś włączał i wyłączał światło.