Henryka Krzywonos: Jeśli Jankowski jest winny, to ja jestem za ofiarami
- Był burżujem. Kochał złoto - mówi o ks. Jankowskim Henryka Krzywonos. Legendarna działaczka Solidarności znała osobiście oskarżonego o pedofilię księdza, którego pomnik w Gdańsku wzbudza kontrowersje.
Sebastian Łupak: Jak pani zapamiętała prałata Jankowskiego?
Henryka Krzywonos: Baron…
Baron?
Baron. Biznesmen. Sprzedawał wino Monsignore. Był burżujem. Kochał złoto. Podśmiewaliśmy się z jego sekretarzy i kierowców, że skakali koło niego. Ja go znałam od 1980 roku.
Spotykała go pani wtedy często?
W czasie strajku sierpniowego 1980. On trzymał pieniądze, które żeśmy dostali. Pamiętam, jak z Anką Walentynowicz jechałyśmy do niego, zawoziłyśmy pieniądze. I te pieniądze zostawały u niego.
W latach 80. kryzys, a on wydawał wystawne obiady.
Restauratorzy z Gdańska dostarczali mu jedzenie.
Pani prowadziła przez 15 lat rodzinny dom dziecka dla 12 dzieci. Prałat wam pomagał?
Nigdy moje dzieci od niego nic nie dostały poza skrzynką mandarynek. Ja mówię: dziękuję za te mandarynki! A Jankowski: daj spokój, tyle tego mi dowieźli, zapieprzyli mi całą piwnicę! Nie miałem co z tym zrobić…
Niezbyt hojny.
Ale pomógł mi w 1982 roku. Kiedy dostałam nakaz opuszczenia Gdańska i zakaz podejmowania pracy w PRL, to on mi dał pieniądze na wyjazd. Pojechałam do województwa olsztyńskiego.
Wierzy pani w zarzuty Barbary Borowieckiej opisane w "Wyborczej"?
Nie jestem w stanie powiedzieć ani tak, ani nie. Nie mówię, że wierzę, bądź nie wierzę. Ja nic nie wiedziałam. Jeśli jest winny, trzeba to wyciągnąć i go zganić. Ale jeśli nie – to trzeba będzie jego rodzinę przeprosić.
Niczego podejrzanego pani nigdy nie zauważyła?
To, co było opisane w "Wyborczej", nijak się ma do tego, co ja widziałam. A ja tam chodziłam. Bywałam na jego imieninach. Nikt niepełnoletni wódki tam nie nalewał. Do nas też przychodził do domu. Gdybym ja zobaczyła, że on wziął moje dziecko na kolana i zachował się nie tak, to bym go na kopach - mimo, że ksiądz - wyniosła z mojego domu! Ale nie było czegoś takiego. Jankowski chodził też do Leszka Wałęsy. Tam też były dzieci. Też nie wierzę w to, żeby Danusia nie zrobiła z tym porządku, gdyby cokolwiek zobaczyła…
Danuta Wałęsowa mówiła, że używał obleśnych słów…
Tak. Do dziś jestem zażenowana.
(Do rozmowy włącza się mąż Krzywonos – Krzysztof Strycharski)
Krzysztof Strycharski: Jankowski opowiedział nam raz taki dowcip: Dziadek i babcia postanowili sobie "ulżyć". Dziadek rozpuścił odpowiednią tabletkę w wodzie na te sprawy. Dzwonek do drzwi. Dziadek poszedł odebrać rentę. Wraca – woda wypita. Pyta: babka, gdzie jest ta szklaneczka z wodą? Babka mówi, że wypiła, bo chciało jej się pić. Na to dziadek: No to teraz pieprz się sama!
Wierzy pani ofiarom księdza?
Jedna rzecz mnie bulwersuje… Osiem lat Jankowski już nie żyje. Można było powiedzieć to rok po jego śmierci, a nie teraz. No i gdzie byli wtedy rodzice tych dzieci skrzywdzonych?
Ojciec Pani Barbary był alkoholikiem. A matka by ją zbiła i tyle, nie wierzyła jej.
Ale ja też jestem z rodziny patologicznej. Gdyby mnie cokolwiek się stało, to ja bym głośno krzyczała. My jako dzieci byliśmy przyzwyczajeni: nie mów nikomu, co się dzieje w domu! Ale jeśli ktoś z zewnątrz by robił coś złego, to wtedy głośno krzycz!
Wszyscy mogliście wiedzieć, co tam się działo: pani, Wałęsa, Aleksander Hall, Jerzy Borowczak, inni opozycjoniści...
Nieprawda! Ja byłabym pierwsza, która by wszystko wtedy wykrzyczała. Ale ja nic nie wiedziałam!
Mieliście z prałatem dobre relacje?
Raczej tak. Jak miał problemy, bo powiedział w mediach czy na kazaniu coś głupiego, to dzwonił do mnie i błagał, żeby przyjść. Ja go zawsze broniłam z tych wszystkich rzeczy. Ale któregoś roku przystroił Grób Pański na Wielkanoc koszulą Kuronia i moją brązową sukienką w kwiaty. I napisał na tym "Żydzi".
Żydzi?!
On miał świra na punkcie Żydów. Ja go pytam: a co moja sukienka tu robi? A on: ja nie wiem, ja jej tam nie kładłem! On taki był. Niereformowalny.
Jego pomnik w Gdańsku zostawiamy?
Jeśli był winny, to pomnik trzeba usunąć, bo straszy dzieci. Ale jeśli nie jest winny, to nie mam zielonego pojęcia.
Co powinien zrobić Kościół w sprawie Jankowskiego?
Jeśli Kościół ma archiwa, to powinien je ujawnić. Ludzie powinni zobaczyć, jakiego kapłana mieli i do kogo chodzili się spowiadać. Kuria powinna to powyciągać. Ja jestem wierząca: ksiądz przy ołtarzu łączy mnie z Bogiem. Ale jak odchodzi od ołtarza, jest takim samym śmiertelnikiem, jak ja i pan. Zawsze uważałam, że księża powinni mieć rodziny.
Ksiądz Jankowski chrzcił pani dziecko?
Tak – Łukasza. W 1995 roku. Szanowałam go wtedy jako księdza, byliśmy na "ty". Łukasz mówił do niego: wujku.
A dziś dalej go pani szanuje?
Jeśli on jest winny, to ja jestem za ofiarami. Absolutnie nie za nim! Ale rozsądek mi podpowiada, że trzeba to wszystko dokładnie sprawdzić. Bo ludzie dziś wyciągają różne brudy – na Wałęsę, na mnie.