Gucci, wytatuowana brew i plaster na nos po operacji. Aleksandra wie doskonale, jak tak naprawdę wygląda życie w Iranie
- Mam wiele zdjęć z salonów piękności, których nie mogę nigdy opublikować. Ale gdybym miała opisać, jak wyglądają niektóre kobiety, to byłaby to Donatella Versace na planie Warsaw Shore. Chcą być kocicami, to mają do tego prawo – mówi Aleksandra Chrobak, autorka książki "Fashionistki zrzucają czadory".
Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Iran pokazywany jest w mediach zupełnie inaczej niż w twojej książce. Większości kojarzy się pewnie z wojnami, radykałami, z czadorami. A ty piszesz o Gucci w Teheranie i selfie w świątyni.
Aleksandra Chrobak: Iran jest postrzegany na Zachodzie często jako punkt na tzw. na osi zła. To bardzo krzywdzący i stereotypowy obraz. Chciałam pokazać Iran, który jest daleki od czarnego PR-u i nomen omen czarnego czadoru. Muzułmańska zasłona jest jak kurtyna, która oddziela nas od tego świata. Ten image tak się wbił w naszą świadomość, że nie widzimy, jaki naprawdę jest ten kraj.
Ktoś nazwał cię "tropicielką tajemnic Bliskiego Wschodu". Jaka była pierwsza, którą "wytropiłaś"? Co cię najbardziej zaskoczyło?
Do Iranu jeżdżę od ponad 10 lat. Na początku byłam przygotowana na czadory. Gdy przyjechałam tam pierwszy raz – w 2007 roku – czadory zastępowały już płaszczyki, manta. Jednak przeważnie w czarnym, konserwatywnym kolorze. Więcej fantazji miały chusty Iranek. Z każdym kolejnym przyjazdem do Iranu obserwowałam, jak niesamowicie się zmienia. Trencze zastąpiły kolorowe tuniki i kardigany, coraz częściej od lokalnych projektantek, noszone do jeansów rurek. Zmienia się światopogląd, zmienia się więc i to, jak Iranki wyrażają siebie poprzez strój. Krążą opinie, że Iranki są zastraszone i jeśli wystaje im kosmyk spod chusty, to nagle pojawia się policja i zabiera taką kobietę do więzienia. Wcale tak nie jest. Iranki chodzą z rozpuszczonymi włosami do pasa, a gdzieś tam na czubku głowy jest jakaś chusteczka – jak listek figowy. W dużych miastach, jak w Teheranie, zdarza się, że kobiety w ogóle nie zakrywają nawet skrawka włosów.
*W 2014 roku 3,6 mln kobiet było ukaranych za nieprzestrzeganie nakazu zasłaniania głowy. A dziś? *
W zeszłym roku weszło prawo, które zakazuje karania za niewłaściwy strój. I mowa nie tylko o przypadkach, gdy kobieta nie ma hidżabu na głowie. Mowa też o stroju jak przykrótka bluzka. A wiesz, dlaczego to się tak zmienia? Dzisiaj większość społeczeństwa irańskiego jest koło trzydziestki. To są młodzi ludzie i nie można już ignorować ich potrzeb. Jeśli rząd nie będzie ich słuchał, to się po prostu nie utrzyma przy władzy. Ta rewolucja obyczajowa dokonuje się głównie za sprawą kobiet, które nie chcą się ukrywać pod hidżabem. Myślę, że za kilka lat nie będzie w ogóle obowiązku noszenia chust w całym Iranie. Zaciera się granica pomiędzy tym, co prywatne, a tym, co publiczne. Pomagają w tym media społecznościowe. Iranki na Instagramie nie pozują zakryte.
W samym Teheranie mieszka 15 mln ludzi. To tłum, którego nie da się ściśle kontrolować na ulicach. I nie da się kontrolować już tego, jak ludzie myślą. Na każdym domu widać podłączoną satelitę, jest przepływ informacji, którego wcześniej nie było.
Wróćmy do tego, co było 10 lat temu. Jaki był Iran i Iranki za twoich pierwszych podróży?
Był zdecydowanie bardziej czarny. Niby studiowałam iranistykę, ale jechałam z nutką niepewności. Gdy przekraczałam granicę z Turcją, nie miałam pojęcia, jacy będą Irańczycy w realu. A okazało się, że są niesamowicie sympatyczni, wrażliwi i otwarci. Odbiegali od stereotypów, które do nich przylgnęły. Podczas pierwszej podróży zaprzyjaźniłam się z właścicielami kafejki internetowej. Zabrali mnie i towarzysza podróży na wycieczkę w góry. Potem się okazało, że żeby nas ugościć, musieli zamknąć swój interes. Fizycznie skrępowali nas w restauracji, żebyśmy nie mogli za siebie zapłacić. Tak bardzo chcieli nas ugościć w swoim kraju.
A kobiety? Starsze pokolenie nosiło czadory, młodsze – płaszczyki. Dzisiaj to ubiór konserwatywny. Jest dizajn, są ubrania z zagranicy. Czarne manta są passe. Irańskie fashionistki w tych swoich dzisiejszych strojach wypadałyby dobrze i w Nowym Jorku, i w Mediolanie. Co ciekawe, w Emiratach – gdzie nie ma nakazu noszenia chust – tradycja jest tak silna, że kobiety chodzą w czarnych abajach i chustach, mimo że teoretycznie nie muszą. Iranki za wszelką cenę omijają obowiązek noszenia hidżabu i często to tylko luźno zarzucona jedwabna apaszka. Muzułmanki np. z Malezji w ciasno zawiązanych chustach, gdy to widzą, są w szoku. Oburza je taki niby-hidżab, który niewiele zakrywa
W szoku jest pewnie wielu z turystów. Wyobrażamy sobie tłum czadorowych dam, a na ulicach miast pełno fantazyjnych futer z sieciówek, szpilek, tipsów i tresek w kolorze blond. W książce opisujesz sytuację, gdy jedna z kobiet mówi do swojej córki, by ta ubierała się tak jak ty.
Lubię długie kimona. To mój styl. Gdy jestem w Iranie, wyglądam bardziej konserwatywnie niż Iranki. Ale to wynika z tego, że mi nikt nie nakazuje, by tak się ubierać. Ja się nie muszę buntować. I to powiedziałam też tej dziewczynie, której mama postawiła mnie jako przykład.
Moda dla Iranek ma znaczenie polityczne?
Oczywiście. Widać to szczególnie w mniejszych miastach. Dziewczyna, która zakłada krótszy płaszczyk czy odkrywa włosy, manifestuje swoje poglądy.
A media społecznościowe, jaki mają udział w tych przemianach?
Ogromne! Irańskie fashionistki wzięły je szturmem. Jest mnóstwo kont poświęconych stylizacjom i zachodnim trendom, fitnessowi, gdzie trenerki ćwiczą z odkrytym brzuchem w ciasnych getrach, nie zakrywają się. A grupy dla miłośniczek kulturystyki to już w ogóle inny świat. Jest na przykład Shirin Nobahari, właścicielka instagramowego profilu "Shirin muscle king". Tam ćwiczy w kusych koszulkach i makijażu a'la Kim Kardashian! Ona bierze cały ten irański reżim na klatę i niczego się nie boi.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
*Można powiedzieć, że kobiety wracają do tego, co miały przed rewolucją z 1978 roku? Gdy w sieci pojawiają się zdjęcia sprzed rewolucji, mało kto wierzy, że tak odważnie mogły prezentować się kobiety. *
To niesamowite, że przez dwa lata rewolucji tak dramatycznie zmieniła się sytuacja kobiet. Ktoś dziś powie, że Iranki teraz fascynują się Zachodem i dążą do tego, by jak najwięcej tego Zachodu przemycić do swojego codziennego życia. Fascynacja Zachodem była w Iranie od dawna. Kobiety farbują włosy na blond, robią mocny makijaż, operacje plastyczne, tatuują brwi – dla nich to symbol wolności. Też trzeba zwrócić uwagę, że Iranki są aktywne zawodowo. Mogą sobie pozwolić na dbanie o swój wygląd. Mam wiele zdjęć z salonów piękności, których nie mogę nigdy opublikować. Ale gdybym miała opisać, jak wyglądają niektóre kobiety, to byłaby to Donatella Versace na planie Warsaw Shore. Mają pieniądze, mają możliwości, chcą być seksowne, nie są tłamszone przez mężczyzn. Chcą być kocicami, to mają do tego prawo.
Wspomniałaś o operacjach plastycznych. To też element politycznego sprzeciwu na konserwatyzm?
Operacje plastyczne były popularne w Iranie i wiele lat temu. W tym kraju mocno zakorzeniona jest potrzeba piękna. Nie tylko kobiety operują sobie nosy, ale i mężczyźni. Byłam kiedyś w gościach u bardzo religijnej rodziny. Najmłodszy syn był świeżo po korekcie nosa. Jego mama, w czarnym czadorze, pękała z dumy. Zapytałam ją, dlaczego jej syn zdecydował się na tak drastyczny krok. Ona na to: "jak to dlaczego? Dla urody". To nie jest luksus zarezerwowany dla bogaczy, ale codzienność. Prawie jak botoks u nas.
*Podaje się, że w Iranie robi się cztery razy więcej operacji plastycznych niż w Stanach Zjednoczonych. *
Ale mniej niż w Brazylii. Mnie tylko smuci, gdy tej modzie ulegają nastolatki. Marzą o skalpelu. Parcie społeczeństwa na młodych ludzi jest tak silne, że trudno znaleźć w Iranie kogoś, kto nie zoperował nosa. Robią to nawet dziewczyny w czadorach. To podbija ich prestiż. Mają większe szanse na dobre zamążpójście. Ale i "zwykły" sprzedawca warzyw chce być piękny i też pójdzie pod nóż. Nos to jedno. Popularny jest lifting twarzy, makijaż permanentny. Zoperowane ciało to symbol statusu. Z największymi sińcami na twarzy wychodzą do znajomych, żeby tylko się wszystkim pokazać. Tam nikt się nie wstydzi chirurgii plastycznej.
Skąd w takim razie bierze się ten rozdźwięk w pokazywaniu Iranu?
Wynika to moim zdaniem m.in. z sankcji i izolacji Iranu na mapie politycznej. Dziennikarze przez bardzo długi czas nie jeździli do Iranu i nie przywozili historii stamtąd. Relacje zatrzymały się na rewolucji. W filmach pokazuje się Iran za czasów Cyrusa Wielkiego albo Chomeiniego. Jakby nie było nic więcej. Ale teraz Iran się otwiera i coraz więcej ludzi tam podróżuje. Rozbijają powoli te krążące od lat stereotypy.
A co z historiami o zakazach obowiązujących kobiety?
Obowiązek noszenia chusty wciąż jest. Ale co tydzień jest coś takiego jak Biała Środa i kobiety z dużych miast wychodzą na ulice, by protestować przeciwko temu. Wywierają presję na rząd: "Co z nami zrobicie, jak wszystkie zdejmiemy chusty?". Rząd musi na to odpowiedzieć.
Wciąż jest problem z nierównością płac. Kobiety mogą prowadzić samochody. Mogą studiować. W Iranie jest więcej studentek niż studentów. Prawda jest taka, że im mniejsze miasto, tym te religijne nakazy i zakazy są bardziej wyraźne. Są miejsca, w których kobiety dalej nie mogą same w pełni decydować o tym, za kogo wyjdą za mąż. Są miejsca, gdzie wciąż wysyła się swatów. Postęp nie wszędzie doszedł. W dużych miastach pary mogą się spotykać, mogą trzymać się za ręce na ulicy, przesiadywać razem w kafejkach. Nikogo to już nie oburza.
*W mediach za to często podkreśla się, że kobiety w Iranie wciąż nie są odpowiednio chronione przed przemocą domową, przed gwałtami – także małżeńskimi. Zdarzają się przypadki ukamienowania. Amnesty International potępiło na początku października ukamienowanie kobiety skazanej za zasztyletowanie męża. *
To przypadek ekstremalny, bo mówimy o morderstwie. Nie kamienuje się tam kobiet za niewierność od dekady. Prawdą jest jednak, że w mniejszych miejscowościach zdarzają się kary batów za przestępstwa na tle moralnym. Mentalność dużych miast i wsi to trochę inne światy, tam zmiany zachodzą wolniej. Najczęściej jednak pary się po prostu rozwodzą. Publiczne egzekucje to już przeszłość.
Natomiast jest ogromny problem z traktowaniem osób LGBT. W dużych miastach łatwiej o anonimowość i znalezienie partnera czy partnerki, jednak nie ma w Iranie sprzyjającego klimatu na coming outy. W małych miastach w ogóle nie ma na to przyzwolenia społecznego. I to jest smutne. Społeczeństwo musi jeszcze dojrzeć, by te pary zaakceptować.
*Ale trzeba przyznać: przez ponad 30 lat od rewolucji społeczeństwo zmieniło się i to bardzo. *
Turyści po wyjściu z lotniska przeżywają szok. Nie ma wojska z karabinami. Nie ma morza czadorów. Są za to ciepli i gościnni Irańczycy, mnóstwo zabytków jak z "Baśni 1001 nocy", restauracji na europejskim poziomie, nawet i hipsterskie butiki można znaleźć. Myślę, że my Polacy mamy wiele wspólnego z Irańczykami. Też walczyliśmy o swoją wolność, też byliśmy zafascynowani Zachodem, też marzyliśmy o markowych ciuchach z metką. W Teheranie są np. całe galerie handlowe wypełnione podróbkami. Gucci jest wszędzie. Bo to ucieczka od szarzyzny, od reżimowej rzeczywistości.
Iran zmienia się na naszych oczach. Ale już są sygnały, że Ameryka zmieniła front. Barack Obama dążył do pokojowych stosunków z Iranem, obecny prezydent sympatyzuje z krajami nieprzyjaznymi Iranowi. To, jak to państwo będzie się zmieniało, może zależeć od polityki międzynarodowej. Sankcje wymierzone w Iran, mogą wpłynąć na zaostrzenie polityki względem społeczeństwa. Irańska noblistka Shirin Ebadi mówiła, że im bardziej przykręca się śrubę władzy, tym bardziej staje się ona konserwatywna. Mam nadzieję, że ten scenariusz się nie sprawdzi i młodzi ludzie będą mieli szanse na otwarty i nowoczesny Iran, o jakim marzą.
"Fashionistki zrzucają czadory. Moje odkrywanie Iranu" w księgarniach od 15 października 2018 roku. Autorka bestsellerowych "Beduinek na Instagramie" zaprasza czytelników w podróż do miejsca, które fascynuje ją od lat.