To była jej młodość. Jej dzieciństwo i dojrzewanie, którego nie powinno się oceniać. Ból i cierpienie, które przekształciły się w wygnanie duszy, energia i dziewczęca radość, którą zastąpiły starcze znerwicowanie i nieobliczalne, niezrozumiałe szaleństwo. Starość, która nadeszła zamiast pierwszej miłości. Opisu właśnie tego: uczuć, które miotały jej osobą, które zmuszały jej ciało do odmawiania czegoś tak podstawowego, nieskomplikowanego jak pożywienie, oczekiwałam. Pragnęłam pocieszenia, egoistycznie, tego, że ktoś mi powie, iż to minie... ale się nie doczekałam. Nie tym razem, nie w tej książce. Choroba Balińskiej, która stała się przyczynkiem do napisania tego pamiętnika, w rzeczywistości gdzieś po drodze zniknęła. Została przywalona rodową dumą, przy której nawet zmagania z nie rozumiejącej jej rodziną, gdzieś zniknęły, skryły się, jakby były tak wstydliwe. Bo i zresztą, jeżeli chodzi o rodzinę, to naprawdę jest się czym pochwalić. Pradziadek naszej pisarki założył UNICEF, a ona sama, urodzona w USA,
stała się w końcu dumną kobietą „świata”.
Ale zaraz, przecież miało być o anoreksji – chorobie ciała i duszy. O strachu i niepewności, o tym wszystkim, co stało się udziałem tak wielu, doprowadzając zbyt często do... śmierci. A tu otrzymujemy raczej opowieść historyczną, biografię rodową, w którą wkroczyła choroba tak niezrozumiała. Choroba dziwaczna, tym bardziej, gdy spojrzymy na nią w wymiarze ogólnoświatowym, gdy spojrzymy na tych, którzy głodują, bo muszą... w tych czasach zmuszanie się do wymiotów – bulimia, czy anoreksja – dobrowolne odmawianie pożywienia, są nawet śmieszne. Dla zbyt wielu. Niestety ta książka nie zmieni spojrzenia innych na tę chorobę. Ale na pewno na plus książce należy zapisać to, że nie uczy jak zostać anorektyczką, oraz to, iż odkrywa prawdę: lekarze wciąż nie potrafią słuchać i nie potrafią nam, chorym, pomóc.
Książkę Balińskiej poprzedza wstęp Katarzyny Korpolewskiej, opisującej samą chorobę, wstęp bardzo istotny, gdyż uświadamiający wciąż ogromną bezsilność, gdy dochodzi do zmagań duszy i ciała. Marta Aleksandra Balińska straciła młodość, ale odzyskała w końcu swoje życie, może być z siebie dumna. Czy warto szukać wciąż powodów? Ciągle pytać dlaczego? Ja już nie szukam. Otrzymałam wyrok: „Pani nie można już pomóc, pani dąży do samodestrukcji”. To słowa lekarza, które wielu z nas, gdyż na anoreksję zapadają zarówno kobiety, jak i mężczyźni, słyszy coraz częściej. Czy się poddam? Zobaczymy. Na pewno zauważycie, gdy zniknę, wątpię, czy ktoś zapłacze.