„Wszystko się zaczęło w dniu, w którym ktoś nie utrzymanym pierdnięciem, spowodował Wielki Wybuch”. Tak mogłoby się zacząć, ale jednak nie zaczęło, choć... czy tak naprawdę znamy swoje początki? Nawet jeżeli, to czy jest dla nas jasne, jak zakończymy własną, marną egzystencję? A sama jej kontynuacja? Wewnętrzność, bujność rozwojowa... Czy jest prawdziwa? Czy jest przewidywalna? Czy my w ogóle istniejemy, a nasze istnienie jest samo w sobie ISTOTNE? Ale przecież zawsze możemy przeprowadzić się do Londynu. Pierwsze lata mogą przyjść normalne, nieciekawe i zwyczajne, jak u wszystkich nudnych ludzi, których znamy. Lata pogoni za pieniądzem, startowania w zawody o to, kto usiądzie wyżej w społecznej hierarchii... I nagle zdarzy się coś, co wszystko zmieni. Zauważymy osobę, której nie powinniśmy widzieć albo tylko kątem oka zauważyć i od razu o niej zapomnieć. Osobę na poły magiczną. Pochodzącą z tego samego miasta, nawet z tej samej ulicy, a jednak z innej strony świata, do którego pasuje określenie odległy,
niezbadany i daleki, a przecież rozwijający swe podwoje tuż POD naszymi stopami. A jednocześnie nad...
Ponad naszymi umysłami, ponad granicami zrozumienia. Tylko naszego. Taka jest książka Neila Gaimana. Należąca do kanonu urban fantasy, bajkowa, a jednocześnie codzienna. W kilku słowach: jest to opowieść o młodym mężczyźnie, Richardzie, który właśnie okrzepł w Londynie. Znalazł tutaj pracę i miłość w osobie zwiewnej, ale lodowatej Jessiki. Wszystko w jego życiu wyznaczają mu linie metra, godziny pracy, czas spędzany z ukochaną... aż pewnego dnia spotyka na swej drodze Drzwi. Drzwi, które otworzą się właśnie dla niego, sprawiając, że dla zwyczajnego Londynu przestanie istnieć. Przestanie być widzialny w pracy, czy we własnym mieszaniu. Stanie się nikim tylko dlatego, że poprzez wyciągnięcie pomocnej ręki, wpadnie w sidła innego czasu, innego świata. Świata będącego tutaj, a jednocześnie nie trzymającego się ram czasowych. Pełnego postaci z legend, podań, bajek i pradawnych opowieści. Drzwi przeniosą Richarda w inne realia, jednocześnie wtapiając w okropną kabałę, w której naprawdę nie ma ochoty
uczestniczyć. Bo i przecież nie tak łatwo w to wszystko uwierzyć. W świat równoległy, świat zagubionych postaci rodem z koszmarów, świat indywiduów o pociesznych, w swym czarnym odcieniu, rysach charakteru. Tutaj nie ma dwóch takich samych postaci. Każdy jest odmienny, zachwycający, a jednocześnie nurtujący i nigdy do końca nierozpoznawalny. Tak jak same Drzwi - ponętne, a jednocześnie zawsze niedostępne. Dziwne i nurtujące w swej odmienności, ale i przerażające tam, gdzie kończą się granice Richardowego rozumowania.
To książka porywająca, od której nie można się oderwać. Nagle sprawi, że na wszystko i wszystkich zaczniemy spoglądać inaczej. Zaczniemy szukać wokół siebie tych, którzy dotąd byli dla nas niewidzialni, zdawać sobie sprawę z muśnięć tak lekkich, że prawie niewyczuwalnych. Ze zmian temperatury, nagłych i szybkich, jakby ktoś właśnie zamachał nam przed oczyma szerokim płaszczem, owijając nim swoje dziwne ciało. Zaczniemy znowu pamiętać i przypominać sobie, bojąc się, że zapominamy... Jedyne zastrzeżenie do tego tomu: Proszę nie czytać na początku wstępu Andrzeja Sapkowskiego. Jest cudowny, bajeczny, ale jednocześnie zbyt wiele odkrywa. Staje się momentami drobnym streszczeniem książki. A wiedzieć zbyt wiele, przed przeczytaniem, nikt nie powinien. Naprawdę nikt. Choć i tak nie wiem, czy tego właśnie będziecie się spodziewać?