Egmont nie przestaje rozpieszczać czytelników. "Daredevil: Nieustraszony!" wreszcie w Polsce
W tym miesiącu do księgarni trafił pierwszy tom długo oczekiwanego w naszym kraju "Daredevila" pisanego przez Briana Michaela Bendisa. To współczesna wersja przygód popularnego, a zaniedbywanego przez polskich wydawców, niewidomego herosa broniącego nowojorskie Hell’s Kitchen przed wszelkiej maści bandytami. Opowieści o Daredevilu nie dotyczą wielkich, spektakularnych kosmicznych bitew o losy wszechświata. Dzieją się głównie na brudnych ulicach i skupiają na walce z gangsterami (zarówno tymi maluczkimi jak i potężnymi bossami) i życiu prywatnym ukrywającego się pod czerwoną maską Matta Murdocka, który z zawodu jest prawnikiem.
Tom rozpoczyna się historią o tym, jak zaprzyjaźniony z naszym bohaterem dziennikarz Ben Urich pisze artykuł o pewnym chłopcu, który miał okazję spotkać Daredevila, co znacząco wpłynęło na jego życie. Opowieść ta została genialnie zilustrowana przez Davida Macka. Rysownik sięgnął po bardzo odważne środki i mieszane techniki, przez co szata graficzna tej historii ma wiele wspólnego z malarstwem impresjonistycznym. Komiks jest bardzo dobrze napisany i znakomicie poprowadzony od strony narracyjnej, ale to ilustracje sprawiły, że zostałem po prostu zwalony z nóg i obawiałem się, że dalsza część, narysowana przez innego artystę, nie zrobi na mnie już takiego wrażenia. Na szczęście miło się zawiodłem.
Mimo iż Alex Maleev operuje zupełnie innym, bardziej przyziemnym i tradycyjnym stylem, to jego realistyczna kreska świetnie sprawdziła się przy bardziej dynamicznych, pełnych akcji scenach, do których malarstwo Macka nijak by pasowało. Co istotne, jego prace idealnie współgrają z komputerowo nałożonymi kolorami – co niestety nie jest normą, bo zazwyczaj takie barwy niszczą, lub mocno degradują jakościowo prace nawet bardzo zdolnych grafików.
Po znakomicie napisanych ale nietypowych pierwszych zeszytach, będących jedynie przygrywką przed daniem głównym, historia wraca na bardziej tradycyjne tory. W dalsze części serii opowieść napisana przez Bendisa skupia się już głównie na śmiałku z Hell’s Kitchen. Scenariusz jest jednak starannie spreparowany i pojawiają się tu wszystkie najważniejsze postacie z bogatej mitologii Daredevila. W tle głównej intrygi związanej z Kingpinem znajdują się takie słynne persony jak Bullseye i Elektra. Niemniej są obecne tylko jako wspomnienia i to nie trykociarze są tu najważniejsi, bo fabuła to rasowy kryminał noir mocno nawiązujący do tego co z Daredevilem wiele lat temu uczynił wielki poprzednik Bendisa – Frank Miller. Od porównań z nim żaden scenarzysta pracujący przy tej serii się nie uwolni. Na szczęście opowieść pisana przez Bendisa, mimo iż porusza podobne tematy, nie wypada przy klasyce blado.
Komiks kończy się kolejną, tym razem niezbyt fortunną zmianą rysownika. Grafiką w dwóch zeszytach zajął się Manuel Gutierrez, który prezentuje poziom przeciętnego rzemieślnika. Następnie do akcji, na jedną odsłonę serii, wkracza Terry Dodson, który również odstaje od wysokiego poziomu swoich poprzedników. Niemniej zeszyty te nie są już w stanie popsuć dobrego wrażenia jakie zostaje po lekturze tego tomu.
Przyznam szczerze, że bardzo się cieszę, że ta seria się w końcu u nas ukazuje, bo przywróciła mi wiarę w komiks super bohaterski. Zamiast siermiężnej pulpy, do której przyzwyczaiły historie o trykociarzach, dostałem twór, który nie tylko umiejętnie pogrywa z tradycją opowieści o Daredevilu, ale i dojrzałe dzieło autorskie, które z powodzeniem mogę określić jednym z najlepszych komiksów jakie przeczytałem w tym roku.
Krzysztof Ryszard Wojciechowski