Co siódmy Polak odwiedził wróżkę, ponad połowa czyta horoskopy, a jeden na sześciu ma magiczny amulet. Wróżka Agnieszka z Warszawy opowiedziała, czy z wróżbiarstwa można się utrzymać, kto korzysta z jej usług i co myśli o telewizyjnych wróżach?
Wróżkę Agnieszkę i jej partnera Leszka poznajemy w książce Tomasza Kwaśniewskiego - "W co wierzą Polacy? Śledztwo w sprawie wróżek, jasnowidzów, szeptuch…". Dzięki uprzejmości wyd. ZNAK poniżej publikujemy jej fragment.
Namiar na wróżkę Agnieszkę dostałem od profesor Anny Mikołejko. To ona jej wywróżyła, że ktoś bliski zniknie z jej otoczenia, i tak się też stało. A potem że ktoś w rodzinie umrze, i tak też się stało.
Zaraz po spotkaniu z profesor Mikołejko napisałem do wróżki Agnieszki z prośbą o spotkanie, zgodziła się bez problemu. Pozostała tylko kwestia uzgodnienia terminów, trochę to potrwało. No, ale już jestem, znaczy wchodzę do klatki jednego z ogromnych bloków na warszawskim Służewcu, ostatni numer na domofonie to tysiąc sto.
Wróżka Agnieszka jest niewysoka, jej partner Leszek ma długie oprószone siwizną włosy. Siadamy w wykuszu, bardzo przyjemnym, dostaję herbatę z miodem. Później będzie mi wolno przejść się po mieszkaniu, a nawet zrobić zdjęcie kącika, w którym pracuje wróżka. Niewielkie biurko i dwa ustawione w literę "L" regały, wypełnione od góry do dołu ezoterycznymi księgami, obrazkami, świecami, butelkami i buteleczkami pokrytymi różnymi dziwnymi znakami i symbolami. A nad tym wszystkim obraz w stylistyce fantasy: wielki zegar, pod nim drzwi świetliste, do których prowadzą schody. U ich podstawy, po lewej, postać w chińskiej szpiczastej czapce oraz coś jakby kościotrup, po przeciwnej anioł z mieczem.
Ale póki co siedzimy, państwo się przedstawiają. Najpierw Leszek: sześćdziesiąt trzy lata, nie jest ani wróżem, ani jasnowidzem, w ogóle nikim takim, ale się zna, interesuje.
– Bo jak by to mogło być inaczej, skoro cały czas jest przy mnie – mówi wróżka Agnieszka i dodaje, że Leszek jest świetny jako psycholog.
– Czasem tylko spojrzy i już ma czytelny obraz psychologiczny. Oczywiście ja też potrafię psychologicznie rozgryźć człowieka, ale Leszek jest dla mnie takim jakby drugim…
– Spojrzeniem – wtrąca się Leszek, a wróżka kiwa głową.
Jeśli chodzi o wykształcenie, Leszek ma je dość skomplikowane, znaczy próbował sił na farmacji, nie skończył. Chciał się dostać na uniwersytet, na filozofię, bez skutku. A potem na psychologię, podobnie. Za to skończył szkołę dla charakteryzatorów i nawet czas jakiś pracował w zawodzie. Był też scenografem oraz nauczycielem plastyki w szkole podstawowej. Na stare lata, jak mówi, zafundował sobie studia podyplomowe: nawigatorzy jutra.
– To jest połączenie nowej ekonomii i ezoterycznego podejścia do rzeczywistości. Coś wspaniałego! – wyjaśnia.
– Leszek ma bardzo szerokie zainteresowania, ale cóż się dziwić, zodiakalny Bliźniak – tłumaczy partnera wróżka Agnieszka. A Leszek dorzuca już tylko tyle, że tak naprawdę to sam się wszystkiego uczy, nie dbając o dyplomy.
– U mnie jest znacznie prościej – mówi wróżka Agnieszka. – Bo jestem z rodziny artystycznej, mój ojciec jest artystą malarzem. Poszłam jego śladem, skończyłam malarstwo na ASP w Warszawie. A potem, na początku nowego wieku, miałam wtedy dwadzieścia pięć lat, trzyletnie kolegium psychotroniczne, też w Warszawie. Tej szkoły, niestety, już nie ma, zamknęli ją za Giertycha. A jeśli chodzi o stricte wróżenie, to przez wiele lat robiłam to nieprofesjonalnie. Czyli za darmo. Na przykład na imprezach. Na początku z ręki…
– Chirologia typowa – wtrąca się Leszek.
– I też karty – uzupełnia wróżka Agnieszka. – A klientów miałam mnóstwo, bo jak za darmo, to wiadomo, każdy chce wiedzieć. Choć były też sytuacje, że ktoś mi się odwdzięczał prezentem, a nawet pieniędzmi, bo widział, jak dużo emocji w to wkładam.
– Potem był tarot – wtrąca się Leszek.
– Wtedy zajęłam się też robieniem amuletów i talizmanów. Na blaszce miedzianej, mam tu taki rylec, grawerowałam runy. Czyli specjalne symbole magiczne, odpowiednio dobrane do osoby, pod kątem jej problemów. Na przykład miłosnych. Zasada jest taka, że za talizman nie powinno się płacić, to ma być dar. Inaczej nie będzie działał. Robiłam więc tak, że brałam pieniądze za wróżbę, a talizman dodawałam już od siebie. A potem skończyłam kolegium ezoteryczne, zajęłam się astrologią. I od tamtej pory to już musiałam brać pieniądze, bo astrologia wymaga czasu. Horoskop urodzeniowy trzeba przecież dokładnie opracować, do tego ludzie mają pytania, na przykład: czy mam wyjechać, gdzie powinienem mieszkać, bo jest taka technika, relokacja, że można sprawdzić, gdzie jest to miejsce na świecie najlepsze dla mnie do życia. To jest naprawdę ogromna praca i ja już nie mogę sobie pozwolić, żeby poświęcać aż tyle czasu, nie mając nic w zamian.
Zobacz także: Potrafi zabijać. Ale wyszkolono go, by ratował życie
– Na szczęście dziś to się robi przy użyciu programów komputerowych – wtrąca się Leszek. – Bo kiedyś, jak wszystko liczyło się na piechotę, to trwało tygodniami.
– Zacznijmy od tego, że są rzeczy…
– Dwie – wtrąca się Leszek.
– Których nie robię – mówi wróżka Agnieszka. – Nie przyjmuję pytań o śmierć, czyli kiedy umrze babcia, dziadek, wujek. Bo są tacy, co chcieliby to wiedzieć, licząc na przykład na spadek.
– A w sumie czemu nie? – pytam.
– Bo to niesmaczne. Niechętnie przyjmuję też pytania, ale tu już nie jestem aż tak restrykcyjna: czy będziemy mieć dzieci, kiedy, jakie i jaka płeć? Bo to jest, po pierwsze, bardzo trudne, wymaga ogromnej precyzji. Po drugie, ludzie często nie to, że chcą mieć dzieci, tylko czują przymus środowiskowy. Jak więc poczuję presję, to nie chcę się tym zajmować. Natomiast wszystkie inne pytania, nawet o innych ludzi, są u mnie możliwe. Ktoś kogoś poznał, a jako że szuka właściwej partnerki na życie, pyta, czy to jest ta. To, czego wtedy potrzebuję, to jeśli wróżę z kart: jej miesiąc i dzień urodzenia. A jeśli przygotowuję horoskop, to jeszcze dokładniej: godzinę. Oczywiście nie zawsze jest to możliwe, żeby na pierwszych randkach to wyciągnąć, zresztą ludzie dość często nie wiedzą, o której się urodzili. Wtedy o przyszłość związku pytamy się tarota. A jeśli mamy dokładną datę z godziną włącznie, to możemy nie tylko zrobić dokładny horoskop tej osoby, ale też go zestawić z horoskopem osoby pytającej.
– I wtedy wychodzi, gdzie się zazębiają, a gdzie na pewno nie będzie to kompatybilne – wtrąca się Leszek. – I mamy mnóstwo przykładów, że ludzie już planowali ślub, już mieli termin, a było widać, że nic z tego nie będzie. I nawet coś tam delikatnie im tłumaczyliśmy, ale nie, ludzie wiedzą lepiej, i za rok rozwód.
– Ludzie pytają też często o pracę – mówi wróżka Agnieszka. – Czy ją dostanę, czy zostanę z niej wyrzucony, co mam zrobić, żeby awansować, do czego się nadaję? Co myśli o mnie mój szef, czy jest zadowolony? Rodzice pytają o dzieci: do jakiej szkoły je posłać, jak w nie inwestować, jakie są ich zdolności? O zdrowie: co tak naprawdę mi dolega, czy powinienem poddać się operacji czy też jakiejś innej terapii, na przykład psychologicznej? Jaki będzie tego skutek, a może lepiej będzie, jak dam sobie spokój? O rodzinę, o dziadków: co zrobić, żeby nasze relacje się poprawiły?
– Bo ludzie mają pewne odczucia, ale nie wiedzą, czy prawidłowe, przychodzą więc do wróżki, żeby się upewnić – wtrąca się Leszek.
– I bardzo często okazuje się, że mieli dobre.
– Bo podświadomość im podpowiada – tłumaczy Leszek.
– A z takich dziwnych pytań? – pytam.
– O UFO, czy to, co widziałem, to rzeczywiście było UFO czy jakiś inny obiekt?
– I pani wtedy?
– Rozkładam karty i widzę, czy się człowiekowi zdawało, bo na przykład był pijany albo naćpany. Czy też rzeczywiście tam coś takiego było. Ludzie w ogóle dość często pytają o przeszłość, jaki był sens tego, co się wydarzyło, dlaczego w ogóle do tego doszło. Bo nie rozumieją.
(…)
– Kto najczęściej przychodzi? – powtarza pytanie wróżka Agnieszka.
– Ponad osiemdziesiąt procent to kobiety – odpowiada Leszek.
– Dwadzieścia, trzydzieści parę lat. Wykształcenie wyższe – uzupełnia dane wróżka Agnieszka.
– Choć ostatnio częściej nam się zdarzały kobiety koło sześćdziesiątki i więcej.
– Niektóre z tych osób są dosyć znane – dorzuca wróżka Agnieszka.
– A niektóre to aż dziwne, że do tego stopnia wierzą w astrologię. W jej skuteczność. Na przykład ostatnio była u nas pani doktor…
– … medycyny.
– Która ma chorą córkę wymagającą operacji oczu. A jako że ma dojścia, może załatwić, żeby operacja odbyła się konkretnego dnia, a nawet o konkretnej godzinie. Przyszła więc zapytać, kiedy jest ten najkorzystniejszy czas, żeby to wszystko się udało, nie było komplikacji. I Agnieszka jej to powiedziała, ona to załatwiła, wszystko poszło świetnie.
– Ustalaniem, kiedy coś najlepiej jest zrobić, zajmuje się astrologia elekcyjna – wyjaśnia wróżka Agnieszka. – Dzięki niej maksymalizujemy zyski, minimalizując straty.
– A jak w ogóle często ktoś tu przychodzi? – pytam.
– Niezbyt często, powiem szczerze. A to dlatego, że nie jestem osobą, która się lansuje, na przykład w mediach. Ja chcę pomagać tym, którzy naprawdę tego potrzebują, a to oznacza, że muszą się natrudzić, żeby do mnie trafić.
– Czasami miesiąc nikogo nie ma – wtrąca się Leszek. – A czasami są dwie osoby w tygodniu.
– Góra! I dobrze, bo to jest jednak dość męczące.
– A co pani myśli o tych, co w telewizji wróżą?
– Szanuję, że próbują zarobić, ale to nie są prawdziwe wróżby. Bo te prawdziwe zakładają jednak bezpośredni kontakt. W każdym razie dla mnie to nie do pomyślenia. W tym czymś brakuje… No, magii, tak naprawdę! Ja powinnam czuć człowieka. Że on tu jest, do mnie przyszedł. Móc mu zajrzeć w oczy. Z nim porozmawiać. Odpowiedzieć na wszystkie jego pytania.
– A ile u pani to kosztuje? – pytam.
– To zależy, zazwyczaj sto pięćdziesiąt złotych – odpowiada wróżka Agnieszka.
– Dwieście maksymalnie – dorzuca Leszek.
– Za wszystko: horoskop, karty, odpowiedzi na pytania…
– Można się z tego utrzymać?
– Nie bardzo.
– To jak sobie radzicie?
– Jestem na rencie – mówi Leszek.
– A ja dorabiam, opiekując się zwierzętami. Karmię koty, psy, wyprowadzam je na spacery.
(…)
– A są takie wróżki, wróże, jasnowidze, którzy kantują? – pytam.
– Oczywiście, to tak jak wszędzie – odpowiada wróżka Agnieszka.
– Jak ich rozpoznać?
– Jak ktoś się lansuje, opowiada mnóstwo niestworzonych historii, typu przewidziałem World Trade Center, przychodzą do mnie znani politycy i tak dalej, to się powinna zapalić czerwona lampka. Że to jest raczej gadacz niż jasnowidz. Kolejny sygnał ostrzegawczy: nadmierny materializm. Bywają też wampiry energetyczne, które nie tylko chcą pieniędzy, ale też wysysają klientów energetycznie. Bioenergoterapeuci dość często tak robią.
(…)
Powyższy fragment pochodzi z książki "W co wierzą Polacy" Tomasza Kwaśniewskiego, która ukazała się nakładem wyd. ZNAK.
O autorze:
Tomasz Kwaśniewski - Laureat nagród: Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, Nagrody im. Teresy Torańskiej oraz Amnesty International. Reporter "Dużego Formatu".