Dwanaście godzin między nogami kobiet. Doświadczona położna zdradza sekrety swojej pracy
Kolejny dzień, kolejna pochwa. A na dokładkę dwanaście godzin dyżuru, podczas którego może wydarzyć się naprawdę wszystko. O tajemnicach pracy położnych i niewiarygodnych historiach prosto z porodówki przeczytacie w książce Leah Hazard.
Układały w głowie treść wypowiedzenia jakieś milion razy. Wracają do swoich domów wycieńczone i przeciążone, a w nocy podczas snu po raz kolejny przeżywają historie swoich pacjentek. Każdego dnia zastanawiają się też, czy dadzą radę przeżyć kolejny dyżur i nie zwariować. Czego wymagają od nich pacjenci i ich bliscy? Oczywiście nieustannego uśmiechu i wsparcia w najważniejszych momentach z życia rodziny.
"Zawód położna” Leah Hazard przedstawia szpitalny świat od kuchni, a ten okazuje się być znacznie ciekawszy i dużo dziwniejszy niż fikcja. Z wielkim humorem i dystansem, ale też bezlitosną surowością i rzeczowością obnaża bolączki, z którymi muszą mierzyć się akuszerki każdego dnia: brak wystarczającej ilości personelu, odpowiednich narzędzi, szpitalnych łóżek oraz ogromny stres i zmęczenie, które towarzyszą im na co dzień.
Gdy ludzie dowiadują się, że jestem położną, reagują̨ zwykle na dwa sposoby: 1) To pewnie niesamowite, cały dzień odbierać porody, 2) To pewnie strasznie miłe, cały dzień tulić dzieci.
Położna to łagodna i empatyczna pielęgniarka, która z czułością i spokojem asystuje przy porodzie? Realia okazują się być nieco inne. Ogromne tempo i oszałamiająca ilość spraw, z którymi pielęgniarki radzą sobie podczas dyżurów sprawiają, że zawód położnej można zaklasyfikować jako jeden z najtrudniejszych w medycznym krajobrazie. Często przez to borykają się z wypaleniem zawodowym i nierzadko odchodzą z pracy z dnia na dzień.
Odsunęłam zasłonę otaczająca łózko numer cztery. Na łóżku klęczała na czworakach kobieta w długiej fioletowej koszuli nocnej, wypięta pupą w moją stronę, z głową do dołu, z setką ciasno splecionych czarnych warkoczyków rozsypanych na wykrochmalonej poduszce.
Bo dyżur położnej to nie rurki z kremem. Ciężarne kobiety pokładają całe swoje zaufanie w tej jednej pielęgniarce, która w konkretnym momencie zajrzy między ich nogi i pomoże wydać im na świat człowieka. Każdy poród jest przy tym osobną, niesamowitą historią i niestety niewiele z nich można podpiąć pod kategorię szybkich i bezproblemowych. Komplikacje, krwawienia, nieplanowane choroby, przedwczesne lub przetrzymane rozwiązania to chleb powszedni dla pielęgniarek. Podobnie jak sam widok pochwy, który z biegiem lat staje się równie pospolity jak obraz czyjejś dłoni lub twarzy.
Kobiece genitalia różnią się barwą, kształtem czy proporcjami, ale wszystkie są tak samo zbudowane, stąd ziarno pocieszającej prawdy w stwierdzeniu, że ten, kto widział jedną cipkę, widział wszystkie.
Zdarzają się jednak widoki lub sytuacje całkiem nietypowe, nawet dla tych położnych, które zjadły zęby na pracy w szpitalu. Na przykład pacjentka należąca do wciąż rosnącej grupy trafiających na porodówki na całym świecie pacjentek obrzezanych w dzieciństwie. W przypadku takich kobiet niektóre zabiegi wykonywane są zupełnie inaczej. Albo rzadkie choroby, takie jak „Pierścień Bandla”, czyli niewidoczny sznurek zaciągający się̨ wokół brzucha ciężarnej, który jest rzadko obserwowanym objawem zatrzymanego porodu.
A scenografią dla tych przypadków jest sala porodowa, w której każdego dnia dopisywane są nowe historie o przychodzących na świat maluchach i ich matkach.
Z mojej perspektywy ten pusty pokój zaludniają widma wszystkich kobiet, którymi dotąd się w nim opiekowałam. Noworodków, które gorączkowo rozcierałam ręcznikiem na stanowisku do resuscytacji, modląc się, by wydały pierwszy krzyk. Rozbryzgów krwi, które ścierałam z podłogi. Nierównego tętna wszystkich płodów, którego nasłuchiwałam w środku nocy, trzymając kciuki i z niepokojem zagryzając wargi.
Rzadko mówi się o tym, jak praca odbija się na zdrowiu położnych, o tym, że lęki dopadają je często w środku nocy a kołatanie serca towarzyszy im przy pracy niemal codziennie. Swój stres rozładowują poczuciem humoru, siarczystymi przekleństwami i żartobliwymi docinkami, które serwują sobie wzajemnie wypełniając czas pomiędzy kolejnymi rodzącymi kobietami.
"Zawód położna” pozwala wejść za zamkniętą kurtynę świata, o którym zupełnie nie myślimy, dopóki sami nie stajemy się rodzicami. I nawet jeśli historie przedstawiane w książce są brutalne i surowe, to nie można odmówić autorce umiejętności przekazania czytelnikowi swojej fascynacji i pasji do pracy z kobietami. Bo przy całym ogromie bólu i nieprawdopodobnym wysiłkiem, jaki wiąże się z wydaniem na świat człowieka, jest to wydarzenie absolutnie dzikie, piękne i niezapomniane.
Każdy poród jest inny i każdy wiąże się z inną historią. Matki, które rodzą przez kilkadziesiąt godzin albo rodzą przedwcześnie, kiedy ciąża nie została jeszcze donoszona i muszą korzystać z dobrodziejstw współczesnej neonatologii. Matki zbyt młode i matki bardzo dojrzałe, które korzystały z zapłodnienia zewnętrznego i po latach prób w końcu rodzą swoje pierwsze maleństwo. Singielki, żony mężów albo… żon.
W książce znajdziemy takich opowieści wiele. Jest Crystal, zaledwie piętnastoletnia dziewczynka w piżamie z Myszką Miki, która rodzi przedwcześnie, w dwudziestym trzecim tygodniu ciąży. Jest Eleanor i jej partnerka Liz, chora na raka piersi. Albo Olivia, którą matka próbuje przekonać do karmienia piersią, mimo że sama zainteresowana, doszczętnie wycieńczona kilkudziesięciogodzinnym porodem, marzy tylko o tym, żeby dać swojemu dziecku butelkę i iść spać.
Położna często musi pełnić rolę psychologa, mediatora rodzinnego oraz informatora, odpowiadając na pytania typu: „Czy zaszkodzę dziecku, jeśli pofarbuję włosy na blond?” lub „Czy zaszkodzę dziecku, jeśli wpuszczę sobie oliwę do ucha?” (sic!).
Zajęłam się położnictwem w nadziei na otaczanie ciężarnych niespieszną, empatyczną opieką, lecz gdy szpital jęłczał pod brzemieniem pracy, ten cel stał się wprost niemożliwy do osiągniecia. Noce i dnie zlewały się̨ w jedną rozmytą plamę̨. Pod koniec dyżuru ledwie pamiętałam imiona i historie kobiet, z którymi zetknęłam się̨ na początku.
Leah Hazard pisze wprost, że niejednokrotnie zastanawiała się nad zmianą zawodu, jednak ostatecznie nigdy nie podjęła takiej decyzji. Jej zaangażowanie w wykonywaną pracę, miłość do nieprawdopodobnych opowieści, które kobiety ze sobą przynoszą, momenty smutku, przerażenia, radości i ulgi z uratowanego życia utrzymują w niej pasję do bycia położną. Wszystkie te emocje można znaleźć w jej fascynującej książce.