Norman Davies jest moim zdaniem jednym z najlepszych speców od marketingu wśród współczesnych historyków i – zapewne - jednym z najlepszych historyków wśród speców od marketingu. Ma znakomite wyczucie rynku i potrzeb czytelników, ponadto wybornie potrafi „pójść za ciosem”, czego dowodem było chociażby napisanie książki Jak powstawało „Powstanie '44. Kolejnych części tej powstańczej sagi na razie się nie doczekaliśmy, bowiem autor stwierdził, że mimo iż nastał XXI wiek, wielu myślących ludzi wciąż próbuje zmierzyć się z pokłosiem II wojny światowej. Ponieważ przynależność do homo sapiens do czegoś zobowiązuje, na półki księgarskie trafiła właśnie jego najnowsza książka zatytułowana Europa walczy 1939-1945. Nie takie proste zwycięstwo.
Davies przytoczył w tym dziele anegdotę, jakoby Michael Caine wysłał swoje dzieci z powrotem do Wielkiej Brytanii, gdy w amerykańskiej szkole nauczono je, że II wojna rozpoczęła się w 1941 roku. Oprócz tego problemu, na który uwagę zwracało już wielu badaczy, autor zauważa równie istotny aspekt „spetryfikowanej perspektywy historii zwycięzców”. Obok siebie istnieje zatem punkt widzenia Zachodu oraz perspektywa Wschodu, podług której Niemcy uderzyli na Polskę, a Rosjanie się zdenerwowali i masowo zaczęli wyzwalać wszystkie kraje, w niektórych zaś tak bardzo się im spodobało, że zostali na dłużej. Paradygmaty te mają co najmniej jedną cechę wspólną – oto jesteśmy My i Oni, odpowiednio ci dobrzy i ci źli, zaś cały świat jest dychotomiczny, polarny i zbudowany na tej prostej biegunowości. Davies postanowił wbić klin w to zerojedynkowe spojrzenie i dowieść, że stalinowski reżim również kwalifikuje się jako „zło” w taki sam sposób, jak i III Rzesza. Ponadto stwierdził, że siły zbrojne „złego” reżimu odegrały
główną rolę w zwalczeniu sił zbrojnych drugiego „złego reżimu”. Nie wiem, czy po zimnej wojnie, Archipelagu Gułag i setkach książek o stalinowskim koszmarze jest to szczególnie konieczne, ale Brytyjczyk postawił sobie przy okazji jeszcze jeden cel, moim zdaniem o wiele istotniejszy, niźli udowadnianie, że Wujaszek Soso wcale takim dobrym wujkiem nie był. Otóż Davies zapragnął skonkretyzować zasady, które należałoby zrewidować, by zbudować ramy rzetelnej, pełnej historii II wojny światowej, nie tyle skupiając się na ukazaniu nowych, spektakularnych faktów, ile zestawiając i integrując te już ustalone, które dotąd skutecznie rozdzielano. Wdrożywszy przeto zabieg, który wydawałby się oczywisty, postanowił zachować proporcje, weryfikując normy leżące u podstaw forsowanych sądów. Innymi słowy, uznał, że nie może być tak, że masowy mord dokonany przez wroga jest dowodem na jego wynaturzenie, zaś masowy mord dokonany przez sojusznika jest li tylko drobną skazą na jego wizerunku, którą na pewno da się jakoś
usprawiedliwić „wyższą koniecznością”, „działaniami prewencyjnymi” albo nokautując interlokutora przysłowiem o Kubie i Bogu.
Krótki przegląd aspektów II wojny światowej, przedstawiony w książce Europa walczy, podzielony jest na sześć części: Interpretacja, Wojenne rzemiosło, Polityka, Żołnierze, Ludność cywilna oraz Portrety.
W pierwszej z nich Davies zdefiniował poszczególne ośrodki, centra narracji oraz scharakteryzował pięć czynników, które należy brać pod uwagę pisząc o tym konflikcie zbrojnym, wymieniając główne strefy wojenne, omawiając kolejne parametry wojskowe, ramy ideologiczne i kontekst polityczny oraz moralny. Szczególną uwagę zwróciłem na ten ostatni, który, jak nadmieniłem, był jednym z bodźców do napisania omawianej książki. Stosowanie wspomnianych podwójnych standardów nazwał wręcz obrzydliwością i stwierdził, że na norymberskich ławach oskarżonych, podczas tej „makabrycznej farsy”, winni siedzieć również niektórzy z przedstawicieli oskarżających. Zachód bowiem nie ma tu monopolu na cnotę, co Davies bardzo wyraźnie podkreślał. Część zatytułowana Wojenne rzemiosło to chronologiczny przegląd działań zbrojnych – przegląd bardzo pobieżny, zdawkowy i skrótowy. Pomimo tego, że autor założył, iż będzie się skupiał przede wszystkim na roli głównych graczy: Rzeszy, ZSRR, USA i Wielkiej Brytanii, aż za bardzo wyraźnie
widać, że na potrzeby nadwiślańskiego czytelnika dodał ok. 100 akapitów traktujących o Polsce, umieszczając je pod koniec większości rozdziałów, w których omawiał operacje wojskowe. Nie są one praktycznie wplecione w narrację, więc stwarzają wrażenie sztucznych, upchniętych na siłę. Co ciekawe jednak, kiedy omawia skutki układu monachijskiego, o Polsce i Zaolziu dziwnym trafem już nie wspomina. Wspomina za to, i to niezmiernie wylewnie, o słynnym „dziadku z Wehrmachtu” – nawet najwybitniejszym dowódcom Davies nie poświęca tyle miejsca, co życiorysowi antenata pana Tuska, konstatując, że ataki nań były rodzajem logiki w komunistycznym stylu, podnoszącym swój ohydny łeb podczas demokratycznych wyborów – zaiste, modelowe wręcz zachowanie proporcji. W trzeciej części Davies wyszedł z założenia, że działania polityczne lat II wojny światowej stanowią wycinek kontinuum obejmującego okres 1918-1948, po czym opisał kolejne perturbacje polityczne i konferencje aliantów. Dziwi mnie jego opinia o Churchillu, jakoby
był on wielkim człowiekiem, z którego emanował buntowniczy nastrój. Pogląd ten polecam skonfrontować ze świetną książką Lynne Olson zatytułowaną Buntownicy. Część Żołnierze zawiera opisy procedury poboru, udziału kobiet w wojennym rzemiośle, szkolenie, charakterystykę broni, dyscypliny, kontroli politycznej, kadry oficerskiej, odznaczeń oraz poszczególnych formacji. Davies ukazał tu również sytuację jeńców wojennych i na wybranych przykładach opisał żołnierskie miejsca pochówku. W części traktującej o ludności cywilnej uznał, że biegunowy podział na Europę okupowaną i nieokupowaną jest zbyt uproszczony, przez co niewłaściwy. Zdefiniowawszy zatem pięć stref różniących się wojennymi doświadczeniami, scharakteryzował owe doświadczenia – od bombardowań, po gwałty, egzekucje, czystki etniczne i obozy koncentracyjne. Zatrzymując się na tym ostatnim aspekcie słusznie zauważył, że należy uwypuklić różnicę pomiędzy obozami koncentracyjnymi a obozami śmierci. W jednym z podrozdziałów autor pokusił się nawet o
alfabetyczne zestawienie grup ludzi w wojennej Europie, począwszy od artystów, a skończywszy na związkowcach – nawet znalazło się miejsce dla miłośników muzyki. Zestawienie to jednak, podobnie, jak i cała książka, nosi piętno zdawkowości i pobieżności. Część Portrety to już omówienie filmów, fotografii, plakatów, karykatur i książek, powstałych zarówno w latach 1939-1945, jak i po zawierusze wojennej. Wygląda na to, że Davies nie tylko nie przepada za swoimi kolegami-historykami, ale i nie jest wielbicielem współczesnej kinematografii drugowojennej, w większości zarzucając jej prozachodnie odchylenia. Nawet naszemu dzielnemu Szarikowi się dostało – Brytyjczyk stwierdził, że Czterej pancerni i pies to skrzyżowanie Kompanii braci i Lassie wróć.
Autor nie ustrzegł się, niestety, nieścisłości oraz błędów. Na przykład głównym oskarżycielem w Norymberdze nie był Geoffrey Lawrence, nie jest również prawdą, że Niemcy nie starali się pozyskać greckich ochotników do Waffen-SS, podobnie, jak i dyskusyjną jest kwestia wspinania się Polaków na Bramę Brandenburską 30 kwietnia 1945 roku. Ciężko również zgodzić się z tym, że Fallschirmjäger zostali uziemieni po 1941 roku – wystarczy wymienić choćby zrzut spadochroniarzy w 1943 roku celem wysadzenia mostu i linii kolejowej w Afryce Północnej, kampanię sycylijską, bitwę o Leros, kampanię Rosselsprung w 1944 roku czy operację Stosser w ramach bitwy ardeńskiej w 1945. Błędnym jest stwierdzenie, jakoby całą flotę w Mers el-Kebir zatopiono, wszak pięć okrętów wypłynęło z portu i przedarło do Tulonu. Oddawać życia za Gdańsk natomiast nie chciał przede wszystkim w swoim eseju Deat, a nie „jeden z francuskich posłów” przemawiający do Zgromadzenia Narodowego – kiedy powstało RNP, Francuzi mieli już trochę inne
problemy, niźli umieranie za to urocze miasto. Davies wielokrotnie wspominał o stratach ludności cywilnej podczas powstania warszawskiego, z tym że raz jest to liczba 200 000, później zaś 150 000. Rotmistrz Pilecki nie został skazany na śmierć przez powieszenie, „Wilhelm Gustloff” nie był w 1945 roku pasażerskim statkiem liniowym, który „został przez kapitana jasno oświetlony” itd. itp. - podobnych błędów w pracy Daviesa jest wiele. Pomimo dużego uznania dla pracy tłumacza, który tę książkę opatrzył znaczną ilością przypisów, ciężko nie zwrócić uwagi na to, że Niemcy nie pływali na „statkach podwodnych”, który to zwrot stosowany jest notorycznie, sprawą dyskusyjną jest również to, czy ASDIC był organizacją, która wynalazła sonar. Jeśli już jesteśmy przy przypisach, bardzo martwi mnie fakt, iż autor postanowił ich liczbę ograniczyć do minimum, wyszedł bowiem z – kuriozalnego moim zdaniem - założenia, że „nie ma większego sensu opatrywać przypisami co drugiego zdania, po to, aby te fakty można było
zweryfikować”.
Davies zdążył już zapewne przyzwyczaić czytelników, że jego książki zawierają często dość wiele truizmów i zdań co najmniej dziwnych. Do tej pory wydawało mi się, że prym wśród nich będzie wiodła myśl z Powstania '44, jakoby o przebiegu działań w Warszawie decydowały „sprzeczne cele walczących”, jednak w Europie walczy znalazłem kilka kandydatek na strącenie jej z piedestału. Ciekawą sentencją jest na przykład następująca: „zabijanie na wojnie to normalna rzecz” oraz „w czasie wojny idzie przede wszystkim o to, aby walczyć i zabijać”, próbuje im dorównać „posiadanie nieruchomości jest w czasie wojny niebezpieczne. Niszczą je bomby”, ale chyba na pierwsze miejsce wybija się ta: „wojenne mechanizmy – nienawiść, gniew, potrzeba dominacji – nie są mechanizmami miłości”. Niewiele jej ustępuje jednak wielce złowrogie i poetyckie zdanie „Śmierć zbierała swoje żniwo, raz po raz machając kosą, bez wyraźnego planu”. Zastanawia mnie opinia Daviesa, że wojaczka w siłach zbrojnych Zachodu nie była szczególnie
niebezpieczna, bowiem niebezpieczeństwo, iż żołnierz zginie lub zostanie ranny kształtowało się jak 1:23, a jego krewny przez całą wojnę się opalał i pływał motorówką, nie ujrzawszy wroga. Duże wrażenie robi szereg zestawień i tabel – oczywiście nie mogło tu zabraknąć ulubionego porównania powstania warszawskiego do zamachów 11 września – jednak moim zdaniem momentami widać tu pewną manipulację. Jakże bowiem można na przykład zestawiać liczbę ofiar nalotów trwających pięć lat z bombardowaniem Drezna, które zostało przeprowadzone w ciągu jednej nocy i wyciągać na tej podstawie wnioski o stronniczości informacji? Nie zgodzę się również z poglądem, jakoby naziści byli „autorami ludobójstwa”, a wcześniejsze przypadki to „rozmaite precedensy, choć żaden nie wydaje się w pełni adekwatny”. Doprawdy, nie wiem, co jest nieadekwatnego chociażby w rzezi Wandei czy masakrze Ormian.
Podsumowując, jeśli historiografię porównamy do galerii obrazów, które dotychczas były uszeregowane jedynie podług narodowości twórców, to możemy sobie wyobrazić, że nagle znalazł się ktoś, kto wszystko poprzestawiał układając tę kolekcję wziąwszy pod uwagę nie pochodzenie malarzy, ale uprawiany przez nich styl. I mimo tego, że w zasadzie ów człowiek niczego nie dodał, perspektywa i ogląd zbioru znacznie się zmieniły, ukazany on został w odmiennym świetle, niż zazwyczaj. Niestety, ów quasi-nowator część obrazów przesadnie wyeksponował, część mozolnie poukładał jeden na drugim za najgrubszym filarem w ciemnym kącie galerii, o niektórych w ogóle zapomniał, niektóre zaś błędnie podpisał – jedne zapewne dlatego, że mu tak pasowało do ogólnej koncepcji, inne pewnie dlatego, że spieszyło mu się do domu. A w domu być może czekał nań zachęcająco mrugający ekran, na którym znajdowała się nowa strona edytora tekstu opatrzona tytułem Jak powstawała „Europa walczy” – ot, prawa rynku. Jeśli przymkniemy oko na niektóre,
czasami zbyt naciągane, wnioski i trywializację, na nieścisłości, błędy oraz tendencyjność pomimo zapewnień o obiektywizmie i właściwych proporcjach, otrzymamy nieźle napisaną historię II wojny światowej w pigułce. Historię zawierającą, jak to u Daviesa bywa, wiele pysznych ciekawostek wplecionych w tekst oraz kilka istotnych refleksji na temat metodologii pracy historyka i niezmiernie selektywnego postrzegania dziejów. Bardzo ciekawe wnioski można wysnuć na podstawie lektury fragmentów dotyczących opinii Daviesa na temat krytycznych recenzentów – otóż twierdzi on, że ta garstka wrogich głosów, która zabrzmiała na tle „chóru przychylnych recenzji” wynikała z irytacji członków brytyjskiego obozu patriotycznego, zawiści zazdrosnych historyków oraz rozdrażnienia obrońców Holocaustu – cóż, jak widać Brytyjczyk nie ma problemów z przesadną skromnością i samokrytycyzmem. Nie da się jednak ukryć, że podjęcie próby zerwania z podwójnymi standardami i zdefiniowania na nowo konfliktu zachowawszy odpowiednie,
zobiektywizowane standardy jest niezmiernie ważne i należą się za nie autorowi ogromne brawa. Za wykonanie już trochę mniejsze.