Trwa ładowanie...
felieton
26-04-2010 12:21

Drugi felieton nocny: Noc, która nachodzi niektórych i bierze ich we władanie

Powieść Littella zbyt bogata jest, zbyt wielowątkowa, wielopiętrowa, zbyt otwarta na rozmaite odczytania, by odpowiedzieć na te pytania w kliku słowach.

Drugi felieton nocny: Noc, która nachodzi niektórych i bierze ich we władanieŹródło: Inne
d2icwzn
d2icwzn

Łaskawe, powieść napisana po francusku przez Amerykanina (dodajmy gwoli ścisłości, że mieszkającego od 3. roku życia we Francji), entuzjastycznie przyjęta przez krytykę, porównywana z dziełami Manna i Tołstoja, wyróżniona nagrodą Goncourtów i Grand Prix Akademii Francuskiej, w ubiegłym roku trafiła i na polski rynek, zajmując sporo miejsca na księgarskich półkach – bo też tysiąc (z małym haczykiem) stron książki Jonathana Littella to nie literacka przekąska, ale solidne danie, które trawi się długo i pracowicie – choć niekoniecznie przyjemnie, bo też monologi nazistowskich zbrodniarzy nie należą do przyjemnych lektur.

Maximilian Aue, który (pod zmienionym nazwiskiem) dożywa swoich dni jako dyrektor fabryki koronek na północy Francji, jako ten krzepki pączek w maśle dostatku, postanawia opisać swoją burzliwą młodość spędzoną na trudnym odcinku produkcyjnym: przetwarzania ludzi w zwłoki. Doktorant prawa, skaptowany szantażem przez Sicherheistdienst (służbę bezpieczeństwa w ramach SS), trafia w tryby nazistowskiego aparatu zbrodni. Nie zajmuje w nim jednak żadnego poczesnego stanowiska; owszem, pnie się po stopniach kariery, dostaje odznaczenia i awanse, ale wojna miota nim to tu, to tam: zawsze jest trochę z boku, trochę zbędny – coś tam obserwuje, pisze jakieś raporty, ale raczej daje się unosić prądom (niespecjalnie zresztą dbając o siebie i o innych) niż te prądy wzbudza. Aue najpierw nadzoruje Einsatzgruppen, rozstrzeliwujące Żydów na Ukrainie (między innymi w Żytomierzu i podkijowskim Babim Jarze), potem trafia pod Stalingrad, skąd, ciężko ranny wraca do Berlina. Tam, po okresie rekonwalescencji, zajmuje się
obozami koncentracyjnymi: wykrwawiająca się Trzecia Rzesza potrzebuje na gwałt siły roboczej, a to kłóci się z planem natychmiastowego uśmiercania kolejnych transportów w komorach gazowych, Aue zatem wizytuje kolejne obozy, próbując zmienić zagłodzonych więźniów w ludzi zdolnych do pracy; bezskutecznie, rzecz jasna. Uciekając przed nadchodzącym frontem trafia z powrotem do zrujnowanego Berlina, gdzie jest świadkiem ostatecznego upadku Rzeszy (z czego, jak wiemy, udaje mu się wyjść bez szwanku).

Ale Aue ma również życie osobiste. Po szczegółowości opisu działań niemieckiego aparatu przemocy widać, że Littell przez pięć lat pracy nad książką przekopał się przez ogromną ilość źródeł (książek historycznych, wspomnień, świadectw) i zjeździł wszystkie miejsca, do których posłał swojego bohatera; jednak wymyślając życie osobiste Auego mógł sobie pozwolić na pełną dowolność. Choć i tu, rzecz jasna, od razu rozpoznajemy wzorzec: młodzieniec o homoseksualnych skłonnościach, owładnięty kazirodczą miłością do siostry-bliźniaczki i nienawiścią do matki (która wprawdzie nie zabiła swojego męża fizycznie, ale, opuszczona przez niego, załatwiła sądowne uznanie go za zmarłego, by zawrzeć drugie małżeństwo) to oczywiście zakochany w Elektrze Orestes (jego przyjaźń z Pyladesem była bardziej niż bliska), który w końcu morduje Klitajmestrę i Ajgistosa. O ile jednak Orestes, rozdarty między sprzecznymi imperatywami etycznymi i poleceniami bóstw, prześladowany przez Erynie, budzić może współczucie, o tyle Maximilian
Aue jawi się raczej jako ktoś o zupełnie zaburzonej psychice, splot sprzeczności: subtelny miłośnik Rameau i Flauberta biorący udział w masowej eksterminacji cywilów (to akurat klisza, do której jesteśmy przyzwyczajeni; najbardziej parszywy esesman zawsze słucha Schuberta), zdystansowany, chłodny kronikarz wydarzeń, który od kilkudziesięciu lat, od czasów pierwszej masakry cierpi na nawracające torsje (jakby jego własne ciało nie mogło znieść obrzydzenia czynami, w których wzięło udział); seksualny obsesjonat, urządzający wielodniową onanistyczną orgię w opuszczonym domu siostry, który całymi miesiącami żyje zupełnie bez seksu; opanowany organizator, wpadający w napady niekontrolowanego, morderczego szału… owszem, widać, że Littell wyraźnie łączy „życie osobiste” z „życiem zawodowym” Auego, ale odczytanie tego powiązania zostawia w całości czytelnikowi. Czy, jak Orestes, dotknięty jest wraz z całym rodem Atrydów jakąś pradawną klątwą (którą możemy rozciągnąć albo na rodzinę bohatera, albo, w zależności od
naszych interpretacji, na wszystkich Niemców)? Czy stłumione w dzieciństwie popędy zmieniają go w zbrodniarza? Czy też przyszedł na świat z wstukanym w matrycę zachowań kodem zła, który najpierw skazał go na kazirodczy związek, a potem na całą serię okrutnych zbrodni? Czy my, czytelnicy, mamy posadzić na kozetce psychoanalityka samego Maximiliana, czy całe Niemcy, a może całą ludzkość nawet? Nie wyjaśnia nam również, wedle jakiej tradycji mamy rozumieć tytuł. Łaskawe to Eumenidy, czyli boginie zemsty i wyrzutów sumienia. Wedle pewnych przekazów ścigające mordercę groźne Erynie zmieniają się w dobroczynne, kojące Łaskawe, kiedy morderca zmaże swą winę – Aue otrzymałby zatem przebaczenie, a jego spokojne powojenne życie to życie oczyszczonego. Wedle innych Łaskawe to tylko eufemizm, którego używa się, by nie wymieniać złego imienia (bo to, wedle przesądu, może mieć straszne skutki); w takim razie Aue, ścigany przez Erynie pisze swoje wspomnienia z powodu wyrzutów sumienia (choć nie potrafi się do tego
przyznać) ale ukojenia nigdy nie odnajdzie.

Powieść Littella zbyt bogata jest, zbyt wielowątkowa, wielopiętrowa, zbyt otwarta na rozmaite odczytania, by odpowiedzieć na te pytania w kliku słowach. Rzeczywiście, przypomina wielkie XIX-wieczne i XX-wieczne kolubryny powieściowe w swojej niezmiernej obfitości, która nie jest obfitością zbędną. Nawet dłużyzny, których w tej – skądinąd wartko napisanej książce – jest całkiem sporo, nie są po prostu słabszymi partiami książki, ale elementami koniecznymi w jej tektonice (tak, jak to bywa u Manna czy Tołstoja); gdyby nie one, obraz byłby niepełny.

d2icwzn

Obok bowiem Auego mamy w Łaskawych całą galerię rozmaitych postaci, częściowo prawdziwych, jak Hitler, Frank, Eichmann, Hoess, Speer, Globocnik, Himmler, Heydrich, częściowo fikcyjnych, które są nierzadko znacznie ciekawsze niż opisani tyle razy celebryci ludobójstwa. I tak Aue na swojej drodze spotyka Vossa, bibliofila, miłośnika kaukaskich języków; swojego szwagra von Üxülla – pruskiego junkra, sparaliżowanego od czasów I wojny światowej, cierpiącego na twórczą niemoc awangardowego kompozytora; Ilję Prawdina, krasnoarmiejskiego politruka, który, przesłuchiwany, wygłasza teorię o bliźniaczych podobieństwach stalinizmu i hitleryzmu; nieszczęsnego inżyniera, który marzył o budowaniu mostów, a przez całą wojnę musi je wysadzać w powietrze, jeden za drugim, co za każdym razem sprawia mu ogromne cierpienie; tajemniczego dr. Mandelbroda, przypominającego nieco szwarccharaktery z Bonda rozfasowanego grubasa, który rezyduje w luksusowym gabinecie (otoczony przez niezliczone koty i ostre jak stal, acz nieco
rozerotyzowane sekretarki), z którego zakulisowo steruje najważniejszymi wydarzeniami w Trzeciej Rzeszy; dwóch upartych śledczych, którzy przypominają trochę postaci z Procesu Kafki, trochę – Erynie, a trochę – Rosenkrantza i Guildensterna. A to dopiero wierzchołek góry lodowej, Littell bowiem nie tylko opisuje wojnę i ludobójstwo, ale i (a być może: przede wszystkim) strukturę, która za nimi stoi.

Państwo Hitlera to nie piramida z jasno ustaloną hierarchią, ale kilka hierarchii zwalczających się nawzajem i nawzajem blokujących swoje działania: struktura państwowa, struktura partyjna, armia, wywiad, SS z SD, gestapo i policja, do tego rozległa sieć tajemniczych powiązań biznesowych i osobistych, które jeszcze zaciemniają obraz całości. To, co w książce Littella jest najbardziej przejmujące, to doskonałe zrekonstruowanie umysłu ludobójcy-biurokraty; kogoś, kto niekoniecznie pociąga za system, po prostu pracuje w przedsiębiorstwie Zagłada: zajmuje się transportami, „rozwiązywaniem kwestii”, roztrząsaniem, czy jakieś kaukaskie plemię wyznające judaizm należy etnicznie do Żydów (a tym samym: powinno zostać wygubione), czy może nie; troszczy się o przenoszenie akt, wysyłanie raportów, omijanie towarzyskich raf i wrogich koalicji biurowych. Tymczasem przez świat przetacza się niszczący walec; postaci, do których zdążyliśmy się (wraz z Auem) przyzwyczaić, nagle przepadają bez śladu i pojawiają się znikąd
trzysta stron dalej, miotane bezładnie przez potężne siły epoki.
Albo zostają nieoczekiwanie skoszone przez przypadkową kulę czy zmienione w krwawą pulpę przez tłumek dzieci, bardzo poważnie traktujących zabawę w wojnę.

Wszystko się kłębi w głowie Auego: sztuka i zbrodnia, zadziwienie powszechnością śmierci; biurokracja, która pozwala (pozornie) oderwać działania od ich etycznego sensu; znieczulica, postępująca wraz z pomnażaniem skrajnych doświadczeń; sekretny splot wewnętrznych, tajemnych targnięć duszy z doniosłymi życiowymi wyborami (zwłaszcza w czasie próby); zimna obserwacja i niezwykłe urojenia (skądinąd dwie oniryczne sekwencje, stalingradzka i pomorska, należą do najciekawszych i najbardziej przejmujących w całej książce); zazębienie się popędów, seksu z okrucieństwem; życie śmiertelnych jako parodia czy nędzna imitacja życia wielkich bohaterów – na tysiącu stron Łaskawych Littell otwiera niezliczone drzwi i stawia niezliczone pytania. Przykre, drażniące, nurtujące. Oto jedna z najbardziej posępnych, przerażających i najlepiej napisanych książek w ostatnim czasie, dzieło na swój sposób pomnikowe.

d2icwzn
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2icwzn