Źle się dzieje w świecie baśni, który ulega wymogom kultury masowej i ogólnej pogoni za pieniądzem. W opowiadaniach z Linii ognia trudno czasem poznać postaci znane z kart bajek H. Ch. Andersena czy Ch. Perrault, kiedy np. księżniczka na ziarnku grochu stała się prostytutką, zaś krasnoludki zajęły się handlem narkotykami. Także para głównych bohaterów, mimo iż budzi sympatię, to raczej świadectwa moralności by nie otrzymała. Dziadek Mróz wprawdzie dostarcza dzieciom prezenty (oczywiście na Nowy Rok), to jednak w pozostałej sferze jego działalności bliżej mu do rosyjskiego gangstera, niż do poczciwego staruszka z workiem podarków na plecach. Z kolei przygarnięta przez Dziadka dziewczynka nie przypadkiem przybrała imię Matyldy na wzór postaci z „Leona Zawodowca", jej zamiłowanie do pociągania za spust może spowodować, że czytelnikowi czasem przejdą ciarki po plecach.
Kilka pierwszych opowiadań z Linii ognia jest wyraźnie zdominowanych opisami realizacji przez Dziadka Mroza i Matyldę ich wspólnej misji zwalczania bajkowych postaci, które sprzeniewierzyły się swojemu wizerunkowi i „tylko ogłupiają dzieci”. Niestety wydaje mi się, że tak naprawdę temat ten to w sumie materiał na jedno, góra dwa teksty, dlatego też już przy trzecim z kolei, tytułowym opowiadaniu zaczynałem odczuwać coraz mniejsze zainteresowanie, kto tym razem zostanie eksterminowany. Na szczęście autor również dostrzegł, że wątku tego nie da się ciągnąć w nieskończoność i postanowił temu przeciwdziałać w dwojaki sposób. Po pierwsze w ramach urozmaicenia wprowadził kolejną postać, Jagodę, dzięki czemu pojawił się wątek rywalizacji między dwiema kobietami (Matylda w międzyczasie troszkę podrosła) o względy Dziadka Mroza („Łysa Góra” i „Ścieżki wiedźm”). Po drugie zaś umieścił akcję następnych opowiadań w odmiennych plenerach - a to Irak („Skarby pustyni”), a to Afryka („Dobre Mzimu”) oraz skierował
akcję na nowe tory („Bajki dla dorosłych”). Niestety przedwczesna śmierć autora nie daje nadziei na kontynuację ciekawie się zapowiadającego cyklu.
Tomasz Pacyński skonstruował swoje opowiadania głównie poprzez umieszczenie bajkowych postaci we współczesnych realiach oraz wykorzystanie elementów, które zadomowiły się w kulturze masowej, a w szczególności bawił czytelników nawiązaniami do znanych filmów sensacyjnych, zaś całość doprawił swoistym połączeniem poczucia humoru i pesymistycznego spojrzenia na współczesność. Poszczególne opowiadania można czytać wprawdzie jaką odrębną całość, jednak razem komponują się one w cykl opowiadający o kolejach losu pary głównych bohaterów. Dzięki temu wszystkiemu Linię ognia czyta się szybko, łatwo i przyjemnie – wprawdzie nie jest to może zbyt odkrywcza czy wizjonerska fantastyka, ale z pewnością jest to przyzwoicie napisana literatura rozrywkowa.
Wątpliwości moje budzi jedynie to, czy w sumie dość ponura i okrutna wizja świata, w którym nie ma miejsca na dziecięcą naiwność i radość życia, to jest właśnie to, o czym chciałbym czytać. Mimo to sądzę, że Linia ognia może być z pewnością interesującą lekturą dla osób lubiących fantastykę w wersji humorystycznej, zaś dla Dziadka Mroza i Matyldy znajdzie się miejsce w panteonie bohaterów polskiej fantastyki - gdzieś między Geraltem a Jakubem Wędrowyczem.