Tragedią Tomka Mackiewicza na początku ubiegłego roku żyła cała Polska. Nie udało mu się wrócić z wyprawy na Nanga Parbat. Dominik Szczepański napisał o nim książkę. "Czapkins. Historia Tomka Mackiewicza" będzie mieć premierę 23 stycznia. Dziś publikujemy jej fragmenty.
PROLOG. SPOTKANIE
Ania idzie kamienną uliczką, jej serce przyspiesza. Jest połowa lipca 2018 roku. Zmierza w kierunku domu kobiety, która jako ostatnia widziała jej ukochanego. Nigdy się nie spotkały. Wcześniej wymieniały tylko e-maile i esemesy. Najważniejsza wiadomość dotarła do Ani wieczorem 25 stycznia 2018 roku:
"Tomek potrzebuje szybkiej pomocy. Jest odmrożony, nic nie widzi. Proszę, spróbujcie coś zorganizować, jeśli się da, to helikopter". Elisabeth Revol
Élisabeth Revol. Tak nazywała się autorka wiadomości. W kilkudziesięciostopniowym mrozie ściągnęła rękawiczki i wystukiwała litery sztywniejącymi palcami. Była na wysokości 7522 metrów. Kilka godzin wcześniej wraz z Tomkiem stanęła na szczycie Nanga Parbat. Nagiej Góry.
Adresatów było troje. Drugi to Ludovic Giambiasi, niski, drobny Francuz, który stał się nieformalnym kierownikiem akcji ratunkowej. To przyjaciel Eli, wspinała się z nim od kilkunastu lat. Trzecim adresatem był Jean-Christophe, mąż Eli. Właśnie jedzie tą kamienną uliczką na rowerze. Ania go poznaje, zapamiętała jego twarz z telewizji. Niewysoki brunet na moment się zatrzymuje, wita i bez słowa jedzie dalej. Jego żona jest drugą kobietą w historii, która weszła zimą na ośmiotysięcznik. On prowadzi antykwariat i zna tylko kilka angielskich słów.
Ania pamięta, że wiadomość o tym, iż Tomek traci wzrok i nie może dalej schodzić, najpierw ją sparaliżowała. Ale potem dodała sił. Przez kilka kolejnych dni, nie śpiąc, niemal nie pijąc i nie jedząc, walczyła o życie ukochanego. Pamiętała jego słowa o tym, żeby wszystko, co ważne, robić do utraty tchu, całym sobą przesuwając granice.
– Obiecałam Tomkowi, że wszędzie go odnajdę, że zawsze zdążę na czas, gdy będzie potrzebował pomocy – mówi Ania. – Przecież kiedy się poznaliśmy, obydwoje czuliśmy, że całe życie zmierzaliśmy ku sobie.
Tamtej nocy Ania poczuła, jakby ktoś wyrywał jej serce i zabierał część duszy. Uliczka kończy się widokiem na wapienne skały wyrastające znad pól dojrzałej lawendy. Ania nikogo więcej już nie mija, kawiarnie są zamknięte, otworzą się dopiero za kilka godzin. Jest na miejscu. Nie ma dzwonka, trzeba pukać. Drzwi do mieszkania otwiera niewysoka, filigranowa brunetka. Przytulają się długo, bez słowa, a potem zamykają za sobą drzwi.
ATAK
– Tyle razy tu przyjeżdżałem, wystarczy. To bardzo ważne, żebym w tym roku zdobył szczyt – Tomek kijem miesza popiół w ognisku.
Chata w Kutgully szczelnie wypełniona jest dymem.
– Nie możesz myśleć, że to siódmy raz i teraz musi się udać. Nie ryzykuj – odpowiada Atta.
– Zobaczysz, w tym roku się uda. Jestem pewny. Nanga mnie wzywa. Mówi: "Co ty robisz w Kutgully? Wracaj do mnie".
– Kiedy ci tak powiedziała?
– We śnie. Ale musimy poczekać na dobrą pogodę. Ludzie giną tutaj, bo wspinają się, choć pogoda jest fatalna.
Tomek dużo przesiaduje też z kucharzem Shakharem. Pieką ziemniaki i rozmawiają do rana. Wiatr ryczy nad wierzchołkiem. Mijają dni, a Tomek i Eli tracą aklimatyzację. Muszą się ruszyć.
Mimo podmuchów wychodzą na 6000 metrów. Zostawiają tam trochę jedzenia i schodzą. Potem jeszcze raz są w górze. Wieje 70 kilometrów na godzinę – tak mocny wiatr potrafi obniżyć temperaturę o 25 stopni Celsjusza. Z minus 20 robi się nagle minus 45. Są jednak zdeterminowani, by jeszcze raz dotrzeć do 6000 metrów i tym razem spędzić tam noc. Udaje się.
Po powrocie do Kutgully Tomek znów siedzi do rana przy ognisku z Shakharem i swoim przyjacielem Abdulem Ghanim. Jest jeszcze jeden Pakistańczyk, wpadł na chwilę pogadać ze starym znajomym. Tomek obiecuje Ghaniemu, że kiedy zdobędzie Nangę, nauczy go angielskiego i pomoże znaleźć pracę w Europie. Piją herbatę, słuchają muzyki, oglądają filmy na komórce. Jest wieczór.
Ghani idzie po drewno, Elisabeth grzeje się przy ognisku, a Tomek kolejny raz na tej wyprawie opowiada, że Simone Moro nie zdobył Nangi. Pakistańczycy przyznają, że nie lubią Włocha. Jeden z nich wyciąga dwie tabletki i mówi, że jeśli kiedyś Simone wróci pod Nangę, to wrzuci mu je do wody. A wtedy nie będzie mógł się wspinać.
Eli idzie spać po 22. Tomek zasypia o 5. Rankiem jest przerażony.
– Eli, widziałaś te tabletki? Jakby nam je podał, byłoby po wyprawie.
DROGA
Z bazy grań wygląda na bardzo wąską, ale tak naprawdę jest kolosem.
– Dużo na niej kamieni, trudno znaleźć właściwą drogę – wspomina Elisabeth.
Zanim na nią wejdzie, wyciąga kamerę. Jest na wysokości 8035 metrów. Czeka na Tomka.
– Był jakieś 15 minut pode mną – mówi. Lekko pomarańczowe słońce nurkuje w kierunku grani Mazeno, niebo jest niebieskie, cień Elisabeth się wydłuża. Przez chwilę widać jej zamrożoną twarz, a potem czarny punkcik. To Tomek. 50 metrów niżej? Może trochę więcej.
Elisabeth wyciąga inReach, połączenie GPS i nadajnika satelitarnego, który może wysyłać i odbierać esemesy. Sprawdza godzinę. 17.15. Do szczytu jeszcze niemal 100 metrów. Znad grani Mazeno nadciągają chmury. Od rana obserwowała, jak się wznosiły coraz wyżej i wyżej. "Pewnie zaraz tu dotrą" – myśli. "Ale nie wyglądają źle. To tylko chmury. Ze szczytu pewnie nic nie zobaczymy, strona Rupal będzie ukryta. A tam, trudno, Kilian Jornet wszedł na Everest w nocy i też niczego nie widział".
Elisabeth ściąga na moment rękawiczkę, żeby wysłać koordynaty do męża. W tym czasie dochodzi do niej Tomek.
– Widziałam chmury – mówi Eli. – Pewnie nie będziesz w stanie na szczycie nakręcić takiego wideo, jak chciałeś. Ale szczyt już niedaleko. Jak zapadnie noc, zrobi się zimniej, ale może nam się udać.
Tomek przytakuje.
– Jak się czujesz? – pyta Francuzka.
– Dobrze, dziś dobrze, chcę iść – mówi Tomek.
Kiedy Elisabeth pół roku później wspomina tę rozmowę, mówi, że nie zauważyła niczego niepokojącego.
– Decyzję podjęliśmy wspólnie. Jak zwykle. Nie skarżył się na nic. Nie było też po nim widać, że ma jakieś problemy z oddychaniem czy z żołądkiem. Nie był zbyt szybki, ale też nie był wolniejszy niż zwykle.
Słońce szybko znika. Kuluar prowadzi ich jeszcze przez 50 metrów, potem skręcają w prawo. Śnieg przeplata się ze skałą, ale droga nie jest trudna. Eli wchodzi na grań i czuje uderzenie wiatru, który wieje znad doliny Rakhiot. Wcześniej chroniła ich piramida szczytowa, teraz są odsłonięci. Wiatr jest bardzo mocny.
– Zmroziło nas. Warunki zrobiły się okropne – wspomina Elisabeth.
Wyciąga z plecaka maskę, żeby ochronić twarz. Tomek tego nie robi. Idzie powoli. Eli czeka na niego wiele razy. Partner pojawia się po dwóch-trzech minutach. Francuzka wie, że jest późno, muszą być ostrożni i trzymać się razem do samego końca.
SZCZYT
Najpierw widzi tybetańskie flagi, potem łachę śniegu. Stawia na niej stopę, nie myśląc o niczym konkretnym. 18:00, może 18:15, nie sprawdza. Czuje, że jest miło, ale emocje nie wybuchają. Czasami na szczycie chce się jej płakać, zrobić coś dziwnego, a tym razem zdobywa górę w ciszy.
– Było zbyt zimno, nie mogłam ściągnąć rękawiczki, zrobić zdjęcia, nakręcić filmu, czekałam aż przyjdzie Tomek i spróbujemy zrobić zdjęcie razem. Teraz tego żałuję – opowiada. "Trzeba szybko zejść, warunki są kiepskie" – to jej jedyna myśl.
Dwie minuty później Tomek staje obok niej. Dotarł na szczyt. Po ośmiu latach od chwili, kiedy po raz pierwszy zobaczył Nangę. 10 lat po swojej pierwszej zdobytej górze. 25 lat po tym, jak znalazł się na samym dnie.
EPILOG. ZA DRZWIAMI
Jest lipiec 2018. Ciepłe lato w malutkiej francuskiej miejscowości. Drzwi się zamykają. Élisabeth i Ania patrzą na siebie. Obie bały się tego spotkania. W ostatnich miesiącach dużo do siebie pisały, próbując się poznać i dowiedzieć, czy potrafią ze sobą rozmawiać.
Élisabeth mogła się bać oskarżeń. Ania swoich emocji, tego, jak zareaguje ciało i czy uda się jej zapytać Eli o to, co dręczy ją od dawna. Nie wiedzą, czy stać, czy usiąść. W końcu Eli zaprasza ją na kanapę i siada obok. Pyta, co u Ani, jak sobie radzi, co u dzieci. Trzeba jakoś zacząć. Nie wiedzą, czy uda im się przejść do rozmowy o tym, czego obie się boją.
Na razie wspominają Tomka – Ania opowiada, jak się z nim żyło, Élisabeth o wspinaniu. Ania uważnie przygląda się Eli. Wydaje się jej krucha, bezbronna, przerażona, obolała, skulona w sobie, jakby oczekiwała ciosu. Drzwi na moment się otwierają – mąż Eli przynosi truskawki i stawia je na stole. Wstają z kanapy, siadają naprzeciw siebie i zaczynają rozmawiać o tym, co się wydarzyło. Dzielą się rozpaczą.
Kolejne słowa czynią ją wspólną. Ania w końcu pyta, czy umieranie w górach jest bolesne. Eli kuli się w sobie. Parę miesięcy wcześniej doświadczyła tego
stanu. Odpowiada, że człowieka zalewa ciepło. Jest bardzo kuszące, trzeba walczyć, żeby w nie nie odpłynąć. Zawiesza głos. Przysiadają się do siebie i długo płaczą. Ania ma wrażenie, że głaszcze po głowie małą dziewczynkę, a nie dorosłą kobietę, która była przy jej ukochanym tuż przed śmiercią. Kobietę, która wyszła z tego wszystkiego cało dzięki niewyobra żalnej sile.
Ania pyta o ostatnie chwile, których wizje szarpią nią od kilku miesięcy. Co czuł? Czy się bał? Czy coś mówił? Eli znów płacze. Odpowiada, że powinna tam z nim zostać i umrzeć, ale wierzyła, że jeśli zacznie schodzić, to po Tomka przyleci helikopter. Ściągają z siebie kolejne ciężary.
Po kilku godzinach Ania wstaje.
– Wiesz, kiedy odchodziłam, on spał – mówi Eli. Anię zalewa ulga. Wychodzi z domu na małą kamienną uliczkę z poczuciem, że ich wspólna historia wcale się tutaj nie kończy. Są połączone z Élisabeth już na zawsze.
Książka "Czapkins. Historia Tomka Mackiewicza" Dominika Szczepańskiego ukaże się nakładem Wyd. AGORA 23 stycznia 2019 r.
Dominik Szczepański. Dziennikarz, przez ostatnie lata związany z "Gazetą Wyborczą". Jego wywiady i reportaże były publikowane w "Dużym Formacie", "Magazynie Świątecznym", "Wysokich Obcasach", "National Geographic Traveler". Autor i współautor książek "Na oceanie nie ma ciszy. Biografia Aleksandra Dobry, który przepłynął Atlantyk kajakiem" (Wyd. Agora, 2015), "Nanga Parbat. Śnieg, kłamstwa i góra do wyzwolenia" (Wyd. Agora, 2016), "Spod zamarzniętych powiek" (Wyd. Agora, 2017) – biografii Adama Bieleckiego. Z bazy pod Nanga Parbat relacjonował pierwsze zimowe wejście na szczyt. Członek trzech wypraw eksploracyjnych do Parku Narodowego Chiribiquete w Kolumbii, gdzie szukał nieodkrytych jeszcze malowideł naskalnych – wyprawa została nominowana do nagrody Travelera "National Geographic".