Halo Wikta! musiała swoje odstać na półce, żebym wreszcie po nią sięgnęła. Zakurzona, pożółkła, nieco przybrudzona i lekko zaczytana (jak widać, kogoś bardzo pochłonęła), ale jednocześnie krótka, jednodniowa… wciągająca. Kiedy Milena (czy też Lena), główna bohaterka, budzi się po utracie przytomności, nie pamięta kim jest i co robi w tak wielkim i luksusowym domu. Nie potrafi sobie przypomnieć, kim są ludzie ze świata, który ją otacza, kto znajduje się na zdjęciach w gabinecie i kim jest facet „ze szczęką wielką jak koparka”. Nie zaprzeczając nikomu i niczemu co się dzieje wokół, postanawia zdobyć jak najwięcej informacji o sobie i reszcie świata. Zgłębia tajniki Internetu, zaczyna się orientować, iż zmywarka to wcale nie kobieta do zmywania tylko automat, który może pomóc, a na pewno nie zaszkodzi. Lena całkowicie się zmienia- funduje sobie nową „siebie” poczynając od zakupów, kończąc na manikiurzystce i fryzjerce. Jest nie do poznania. Z czasem okazuje się, że Lena sprzed wypadku to żona gangstera,
szantażująca swojego męża, bardzo aktywnie uczestnicząca w gangsterskich porachunkach. Do przeczytania tej książki potrzeba godziny, może dwóch. Nie tylko dlatego, że jest krótka, ale również dlatego, że ciężko się od niej oderwać z uwagi na sposób prowadzenia akcji, niezwykłe zwroty sytuacji i bardzo zabawny język, którym posługuje się Pisarzewska. Na okładce znajduje się informacja, że książka czeka na ekranizację. Nie wiem, czy to się już dokonało, może coś przeoczyłam, nie zauważyłam, nie zainteresowałam się… Ponieważ książka faktycznie napisana jest w sam raz pod scenariusz filmowy, czytając, wyobrażałam sobie na przykład doskonałą Dorotę Segdę w roli Leny czy Marcina Dorocińskiego w roli gangstera. Cud miód!