Trwa ładowanie...
recenzja
26-01-2015 16:04

Cormoran też człowiek

Cormoran też człowiekŹródło: "__wlasne
d53amig
d53amig

Amatorzy kryminałów wcale nie są grupą tak jednorodną, jak by się mogło zdawać. Jedni preferują wartką akcję, gdzie niemal co chwilę pojawiają się nowe informacje powodujące zwrot w toku śledztwa (niekoniecznie w pożądaną stronę), inni powolne i mozolne rozpracowywanie wszelkich śladów i poszlak. Jedni czują satysfakcję, gdy sami są w stanie odkryć tajemnicę, inni – gdy autorowi udaje się ich zwodzić do samego końca, a jeszcze inni wolą konstrukcję akcji typową dla thrillera, gdzie zagadka jest mniej ważna, niż próba sił między zbrodniarzem a stróżami prawa. Są tacy, którzy wymagają bogato nakreślonego tła – drobiazgowych opisów miejsc i sytuacji, porządnego scharakteryzowania postaci, paru wątków pobocznych (najlepiej związanych z życiem osobistym kogoś z prowadzących śledztwo lub z poszkodowanych) – i tacy, którzy uważają za zbędne każde zdanie niemające bezpośredniego związku ze śledztwem.

Nie należy się więc dziwić, że w najpopularniejszych portalach czytelniczych nawet przy tytułach ze stosunkowo wysoką średnią ocen zawsze znajdziemy opinie klasyfikujące je jako nudne, sztampowe, nieudane. Najnowszą powieść Roberta Galbraitha (który, jak wiemy, jest literackim alter ego Joanne K.Rowling) prawie 14 tysięcy użytkowników goodreads.com uznało za zasługującą na ocenę maksymalną (5/5), a prawie 11 tysięcy za przeciętną (3/5), słabą lub beznadziejną (1-2/5). A jaka jest szansa, że my dołączymy do jednych lub drugich?

Początek Jedwabnikaod początku Wołania kukułki dzieli zaledwie osiem miesięcy. W tym czasie Cormoran Strike zdążył się trochę (choć nie do końca…) pozbierać po rozstaniu z narzeczoną, a co ważniejsze, rozwiązać - nie bez wydatnej pomocy swojej nowej asystentki - zbagatelizowaną przez policję sprawę śmierci top modelki Luli Landry, dzięki czemu „przez kilka tygodni był najbardziej znanym prywatnym detektywem w metropolii”. Choć jego biuro nadal mieści się w skromnym lokaliku przy Denmark Street, już się nie musi uganiać za zleceniami – ba, nawet może w nich przebierać. Więc wcale nie ma konieczności, by angażował się w poszukiwanie zaginionego męża zabiedzonej kobieciny, która zjawia się pewnego ranka w jego gabinecie. Tym bardziej, że owym mężem jest pisarz-skandalista, prowadzący raczej swobodny tryb życia i nie pierwszy raz opuszczający dom bez wyjaśnienia na kilka dni. Jednak tym razem z nieobecnością Owena Quine’a wiążą się pewne nietypowe zjawiska: osamotnionej małżonce wydaje się, że śledzi ją obca
kobieta, a do skrzynki na listy ktoś systematycznie wrzuca… psie odchody. Zaś jego zniknięcie poprzedziła awantura z agentką, która najpierw zachwyciła się jego najnowszym dziełem, po czym niespodziewanie zmieniła front i odmówiła przedstawienia powieści wydawcom. Strike decyduje się pomóc kobiecie, choć ma pewne wątpliwości zarówno co do sensu poszukiwań, jak i co do możliwości wyegzekwowania należnego wynagrodzenia, które, wedle słów Leonory Quine, ma uiścić wspomniana agentka. I oczywiście instynkt go nie zawodzi… przynajmniej jeśli chodzi o konieczność rozwiązania sprawy, bo co do zapłaty, to może wyglądać nieco inaczej... Wkrótce bowiem okazuje się, że zaginiony padł ofiarą okrutnego morderstwa; ma ono bez wątpienia ma związek z treścią feralnego utworu, noszącego enigmatyczny tytuł „Bombyx Mori”, a zawierającego wyjątkowo obrzydliwe karykatury wielu osób ze środowiska denata. Jednak podejrzenia policji i Strike’a co do osoby mordercy wykazują diametralną rozbieżność. Dążąc do udowodnienia swojej racji,
Cormoran sam narazi się na niebezpieczeństwo, a razem z nim i Robin, która – ku niezadowoleniu narzeczonego – już nie wyobraża sobie pracy jako zwykła sekretarka czy urzędniczka działu kadr…

Czytelnicy, którzy od kryminału wymagają, by działo się w nim dużo i szybko, bez zbędnego gadania, mogą się poczuć nieco zawiedzeni, podobnie jak ci, dla których liczy się tylko pomysłowo skonstruowana intryga. Bo chociaż Jedwabnik (tak, jak i Wołanie kukułki) bez wątpienia jest powieścią kryminalną, to – paradoksalnie – sam wątek kryminalny może być najtrudniejszy do przełknięcia. W ramach mozolnego dociekania tożsamości zabójcy musimy się bowiem zapoznać ze streszczeniami dzieł zamordowanego pisarza, co doprawdy do przyjemności nie należy, a opis sposobu, w jaki Quine’a pozbawiono życia i tego, co zrobiono z jego szczątkami, może co wrażliwszego czytelnika pozbawić apetytu na najbliższy posiłek.

d53amig

Zdecydowanie większa część uroku Jedwabnika tkwi w obudowie i wątkach pobocznych. Na pierwszy plan wysuwa się sceneria. Że jedną ze specjalności Rowling są wyraziste, plastyczne opisy, wiedzą wszyscy czytelnicy serii o Harrym Potterze, czemużby więc miała tej umiejętności nie wykorzystać, przyjąwszy tożsamość Galbraitha? W efekcie czytelnik z łatwością jest w stanie wyobrazić sobie wygląd bohaterów i odwiedzanych przez nich miejsc (w tym – niestety, bo jest to obraz wyjątkowo nieapetyczny – miejsca zbrodni), odczuć klimat londyńskiej ulicy w deszczowy listopadowy dzień, korka na zaśnieżonej autostradzie, pubu, ekskluzywnej rezydencji… A także nabrać pewnego pojęcia o relacjach międzyludzkich panujących w specyficznym światku literatów, ich agentów i wydawców, z poprawką na niewątpliwą perspektywę krzywego zwierciadła.

Również i sam Strike będzie miał pewnie tyluż przeciwników, ilu zwolenników – tak jak Kurt Wallander, Malin Fors, Annika Bengtzon czy Adam Nowak, jednym słowem, wszyscy ci powieściowi policjanci i detektywi, których powikłane życie osobiste i/lub problemy zdrowotne momentami wysuwają się na pierwszy plan. Przeciwnicy powiedzą: guzik nas to obchodzi, że ten za dużo pije, a tamtą mąż zdradza, oni mają skutecznie tropić zbrodniarzy, a nie epatować swoim pechem i ułomnościami charakteru! Zwolennicy będą odpierać atak stwierdzeniem, że te wszystkie nieszczęścia, przypadłości i przywary urealniają bohaterów, uświadamiają nam, że ci, którzy mają zwalczać zło na Ziemi – nieważne, z dobrego serca czy za pieniądze – to nie herosi z planety Krypton, tylko zwyczajni ludzie. Czy Strike stałby się nam tak bliski, gdyby miał aparycję młodego Brada Pitta, sprawność kaskadera i spory mająteczek po rodzicach? Tymczasem, owszem, natura uczyniła go postawnym i silnym, ale przodkowie dali mu w spadku tylko traumę dorastania bez
ojca u boku nieobliczalnej matki, udział w wojnie afgańskiej zapewnił mu dożywotnie zmagania z niedogodnościami inwalidztwa, kobieta, którą kochał przez dwie trzecie swojego dotychczasowego życia, pozostawiła go z obolałym sercem, a ta, która (przecież to czujemy!) mogłaby choć częściowo uleczyć te rany, jest szczęśliwą narzeczoną innego… I rozumiemy go, i współczujemy mu, i jeszcze bardziej chcemy, żeby mu się udało…i nawet mniej nas drażnią wulgaryzmy, którymi zdarza się rzucać niejednej postaci, tudzież (co już od Galbraitha nie zależało) zgrzytliwe spolszczenia w rodzaju „lanczu”.

A kiedy już przewrócimy ostatnią kartkę, zaczniemy myszkować po sieci, żeby sprawdzić, czy aby nie powstaje już kolejna część cyklu…

AUDIOBOOK:

Interpretacja Macieja Stuhra może się podobać wielbicielom jego głosu i poczucia humoru, ja jednak mam do niej pewne zastrzeżenia. Aktorowi nie udaje się pozostać przezroczystym, przez co cały czas mamy wrażenie, iż nie słuchamy "Jedwabnika", a "Jedwabnika" czytanego przez Macieja Stuhra. Drażniły mnie też udawane głosy - szczególnie w przypadku postaci kobiecych brzmiały one niemal karykaturalnie. (dop. Tomasz Pstrągowski)

d53amig
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d53amig