Trwa ładowanie...

Córka Marlene Dietrich: "Sodoma i Gomora znajdowały się w Berlinie"

Marlene Dietrich mawiała: "Tylko cioty wiedzą, jak wygląda seksowna kobieta". Jej 96-letnia córka wspomina, że matka słynęła z ciętego dowcipu, zmysłowej swobody i uznania dla biseksualności, choć bez epatowania wulgarnością. I pasowała idealnie do powojennego Berlina, gdzie "wszystko było dozwolone, a im bardziej erotyczne, sprośne i niemoralne, tym bardziej akceptowane".

Marlene Dietrich w filmie "Błękitny anioł" (1930)Marlene Dietrich w filmie "Błękitny anioł" (1930)Źródło: Domena publiczna
dzgqu6b
dzgqu6b

Maria Riva – jedyne dziecko Marlene Dietrich – od najmłodszych lat towarzyszyła matce na przyjęciach i w aktorskiej garderobie. Na planie filmowym zawsze czekała w gotowości z lusterkiem do poprawienia makijażu. Nikt nie znał Marlene tak jak jej córka.

Dzięki uprzejmości wyd. Znak publikujemy fragment książki "Marlene Dietrich. Prawdziwe życie legendy kina" (tłum. Dorota Pomadowska, Natalia Wiśniewska, Monika Skowron), w której Maria Riva opisała życie i twórczość swojej matki.

BERLIN

Do tysiąc dziewięćset dwudziestego drugiego roku Marlene biegała po całym Berlinie i grała każdą kobietę, której akurat potrzebowano. Miała energię, zaangażowanie, dyscyplinę i najwspanialszy prywatny sklep z rekwizytami w mieście. Pozostawało wyłącznie kwestią czasu, kiedy ta zmyślna sierżant zaopatrzenia o czarującym obliczu zanurzy się we wciąż jeszcze nowym świecie produkcji filmowej. Wokół Berlina firmy kinematograficzne wyrastały niczym grzyby po deszczu.

Każdy porzucony magazyn mógł się zamienić w fabrykę snów. Brak luksusu kalifornijskiego słońca sprawiał, że każda duża konstrukcja ze szklanym dachem stawała się skarbem wartym zdobycia. Firmy takie jak Ufa budowały ogromne szklane szopy, które przepuszczały bezcenne światło, tak istotne dla filmu.

dzgqu6b

Skoro dźwięk nie stanowił przeszkody, w każdej szopie można było tworzyć jednocześnie osiem obrazów. W jednym boksie komik odgrywał przerysowany gag, upuszczając wysoki stos talerzy, kiedy tuż obok kobieta rwała sobie włosy z głowy, zawodząc nad utraconym kochankiem przy akompaniamencie krzyków dziesiątki jej dzieci. Po sąsiedzku kwartet smyczkowy wprowadzał aktorów w nastrój odpowiedni do odegrania intymnej sceny lirycznej namiętności.

Marlene Dietrich w latach 20. XX w. Domena publiczna
Marlene Dietrich w latach 20. XX w.Źródło: Domena publiczna

W pobliżu rozanielonych gołąbeczków szalała burza śnieżna i wyły mokre husky, podczas gdy za rogiem wrzeszczący tłum odprowadzał na szafot Marię Antoninę, a bawarscy chłopi tańczyli wokół słupa majowego do muzyki ośmiu akordeonistów, których nikt nie miał nigdy usłyszeć. W tym szklanym igloo, w samym środku niemieckiej zimy, setki przemarzniętych, rozgorączkowanych ludzi pędziły, z szalonego chaosu wydobywając magię, którą chcący uciec od rzeczywistości ludzie mogli później oglądać w zamian za kilka fenigów.

Kiedy Lena wybrała się na przesłuchanie dla statystów, była ubrana w kapelusz piracki i aksamitny płaszcz skompletowany z kawałkiem futra z dyndającymi czterema łapami, który kiedyś był rudym lisem, a za dodatek do kreacji służył solidnie osadzony monokl jej ojca. Dostała angaż. W takim stroju nie przegapiłby jej żaden kierownik obsady. Chociaż zabrali jej kapelusz i martwe zwierzę, zostawili monokl i upchnęli ją razem z nim na widowni w scenie rozgrywającej się w sądzie. Za drugim razem czuła już odrobinę wzgardy dla tego nowego medium, uważanego za dość wulgarne w porównaniu z prawdziwym teatrem. Marlene zawsze wypowiadała słowo "teatr" tak, jakby stanowiło część solennej mszy papieskiej w bazylice Świętego Piotra w Niedzielę Wielkanocną.

dzgqu6b

(…)

Berlin w szalonych latach dwudziestych był naprawdę szalony. Chicago mogło mieć swoje meliny, chłopczyce, dziewczyny gangsterów i bardzo dzikie kobiety, ale Sodoma i Gomora znajdowały się w Berlinie. Prostytutki wystawały na rogu każdej ulicy. Ich charakterystyczny biały makijaż doskonale uzupełniał wyzywające stroje. Z piórami, łańcuchami, frędzlami i biczami paradowały po mieście niczym rajskie ptaki.

Marlene i jej przyjaciele, ściśnięci w małym kabriolecie Rudiego, uwielbiali krążyć po ulicach o każdej porze dnia, podziwiając to darmowe show. Marlene miała szczególny dar rozpoznawania transwestytów na tej rewii. Twierdziła, że tylko oni wiedzą, jak stylowo nosić obowiązkowy pas do pończoch. Najbardziej podobała jej się blondynka, której znakiem rozpoznawczym były cylinder z białej satyny i falbaniaste majtki, które zachwycały Marlene w szczególności.

dzgqu6b

"Tylko cioty wiedzą, jak wygląda seksowna kobieta", brzmiał jeden z jej znanych komentarzy. Słynęła z ciętego dowcipu, zmysłowej swobody i uznania dla biseksualności, choć bez epatowania wulgarnością. Kusząca mieszanka, zwłaszcza w powojennym Berlinie, gdzie wszystko było dozwolone. A im bardziej erotyczne, sprośne i niemoralne, tym bardziej akceptowane.

Marlene Dietrich w 1936 r. Domena publiczna
Marlene Dietrich w 1936 r.Źródło: Domena publiczna

Rudi zawsze szczycił się nienagannym gustem. W dodatku mógł się pochwalić zdumiewająco błyskotliwym instynktem, który podpowiadał mu, co pasuje do zawodowego wizerunku jego żony i sprawdzi się w tym zakresie. Wiedział, że zabawa z wulgarnością będzie jej atutem tak długo, jak długo ona sama nie stanie się wulgarna.

dzgqu6b

Wyznaczył jej cel, aby zdumiewała i intrygowała, nie tracąc przy tym wyniosłości prawdziwej arystokratki. Choć tak naprawdę nie rozumiała tych subtelności, Marlene uwielbiała jego koncepcje i wskazówki. Razem z Rudim bywali w licznych kabaretach, gdzie gromadzili się i występowali transwestyci. Traktowali ją jak swoją ukochaną siostrę i często prosili o radę.

– Marlenchen, czy ta szminka mi pasuje?

– Jak myślisz, więcej tuszu?

dzgqu6b

– Czy te jaskrawozielone rękawiczki do tej sukienki to już przesada?

– Co mam zrobić z tym cholernym boa? Cisnąć nim, kiedy wyjdę na scenę, czy je za sobą ciągnąć?

– Ciągnij je! Skarbie... ciągnij je!... Aplikacje z czarnej satyny w kształcie łabędzi? Nie, nie. Nie dla ciebie, złociutka, zbyt tandetnie. Powinnaś występować wyłącznie w czerwieni. Niech to będzie twój kolor. Czerwona szminka! Wszystko... buty, pończochy, pas do pończoch. Wszystko! Och, i powiedz Stefanowi, żeby nie zakładał sukienki z rozcięciem do pępka, jeśli zapomina golić nogi!

dzgqu6b

U krawca Rudiego zamówiła męski garnitur wieczorowy. Olśniewająca w cylindrze, białym krawacie i fraku, przychodziła na tańce ze swoimi wystrojonymi w pióra kumplami. Uwielbiali ją. Była ucieleśnieniem wszystkiego tego, czym oni pragnęli być, najwspanialszą mieszanką płci.

(…)

Tego wieczoru Tami ugotowała swój wyśmienity boeuf Stroganow. Pan von Sternberg był nim zachwycony. Po puddingu z czerwonych porzeczek z sosem waniliowym matka objęła szczupłe ramiona Tami i wyprowadziła ją z jadalni, zamykając za sobą dwuskrzydłowe dębowe drzwi. Nieopatrznie zostawiono mnie w pokoju z dwoma dżentelmenami. Mój ojciec otworzył swoją złotą papierośnicę, wysunął ją w stronę von Sternberga, sam też się poczęstował, po czym podpalił oba papierosy odpowiednio dobraną zapalniczką Dunhill.

– Jo, czy miałeś czas na zwiedzanie miasta? – zapytał.

– Niewiele, ale wystarczająco, aby wiedzieć, że nie warto tracić energii. Dzięki Bogu za Ericha Pommera. Bez niego nic nie byłoby możliwe... Gdybyśmy mieli więcej producentów takich jak on, jakie filmy moglibyśmy tworzyć! On ma gust i rozumie proces twórczy. Ogromna rzadkość w naszej branży.

marlene Domena publiczna
Źródło: Domena publiczna

– Jo – ojciec postukał końcem papierosa o brzeg dużej szklanej popielnicy – właśnie o tym chcę porozmawiać... O procesie twórczym... Obraz, nawet z dźwiękiem, nadal stanowi trzon naszego zawodu...

– Trzon? To życiodajna krew! Bez obrazu nie ma nic. Oczy widzą na długo przed tym, zanim usłyszą uszy.

– Jo, czy myślałeś o tym, żeby dać Marlene szansę stworzenia kostiumów? – zapytał ojciec, nieznacznie akcentując przedostatnie słowo.

Von Sternberg powątpiewająco uniósł jedną brew, ale niczego nie skomentował.

– Ona ma niesamowity dar dostrzegania tego, co wygląda dobrze. Instynkt. Nigdy nie widziałem, żeby ją zawiódł, jeśli tylko zna charakter postaci. Spróbuj. Zobacz, co wymyśli. Pozwól jej to poskładać.

Sharon Stone dowiedziała się o sytuacji w Polsce. Nie gryzła się w język

Von Sternberg palił w milczeniu, a potem skinął głową. Nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć, co też stworzy moja matka. Miałam nadzieję, że nie zostanie to uznane za zbyt "wulgarne dla oczu dziecka".

Była w ekstazie. Dzień po dniu Tami, Becky i ja otrzymywałyśmy polecenia, gdzie szukać dawno porzuconych skarbów. W szafach, komodach, starych zapomnianych pudłach na kapelusze, zniszczonych walizkach, zakurzonych kufrach. Nasze mieszkanie zaczęło przypominać ogromny kiermasz rzeczy używanych. Matka znalazła tandetny pasek z dużą kryształową klamrą i krzyknęła z zachwytu. Postrzępione kimono wprawiło ją w stan totalnego uniesienia.

– Cudownie! Cudownie! – mruczała, brnąc w tonach rzeczy, które nam przypominały odrzuty ze sklepów charytatywnych Armii Zbawienia.

– Potrzebuję kołnierzyka ze starej satyny, jeśli to możliwe, w kolorze brudnej bieli. Wszyscy szukają starych kołnierzyków! W tamtej okropnej rewii, pamiętasz, Tami? Czy w tamtym chórku nie musiałyśmy nosić czegoś na rękach, jakichś mankietów? Z lamy... pamiętasz? Takie brzydactwa? Zostawiłam je, ale gdzie teraz są? Może w tamtym pudle na kapelusze, które miałam ze sobą w teatrze podczas Broadwayu?

aktorka Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Kiedy mój ojciec z trudem otworzył drzwi frontowe i wszedł do środka, Marlene chwyciła go za ramię.

– Nie zdejmuj kapelusza! Musimy natychmiast wyjść, pojeździć po okolicy i poszukać dziwek! Pamiętasz tego, który zawsze nosi pas do pończoch i biały satynowy cylinder? Musimy go znaleźć. Chcę jego majtki.

Ściągnęła go po schodach, skoro nie miała ani chwili do stracenia. "Niegrzeczna Lola" miała dostać swój strój!

Och, jak bardzo chciałam zobaczyć minę von Sternberga, kiedy Dietrich prezentowała mu swoją wizję jego Loli. Musiał być oszołomiony, może nawet odrobinę zaniepokojony, ale wiedział, co wygląda dobrze. Zawsze bez wyjątku. Całe szczęście, że nie było wtedy Janningsa, który zyskałby szansę, aby szybciej się domyślić, że to nie on będzie gwiazdą "Błękitnego anioła", i spróbować jakoś temu zaradzić. Niemniej jednak, kiedy moja matka wróciła ze spotkania z von Sternbergem, oznajmiła:

– Spojrzał na mnie tymi swoimi barokowymi oczami i, jak myślicie, co powiedział?

Wszyscy czekaliśmy z zapartym tchem. Pozwoliła nam tak trwać,,budując napięcie, po czym uśmiechnęła się triumfalnie.

– Powiedział: "Marlenchen...". Nazwał mnie Marlenchen! "Wspaniale, wspaniale, po prostu wspaniale!"

Padliśmy sobie w objęcia. Marlene Dietrich wygrała. Tego wieczoru ojciec musiał ją zawieźć do każdej berlińskiej speluny w poszukiwaniu kolejnych elementów stroju prostytutki.

Powyższy fragment pochodzi z książki Marii Rivy "Marlene Dietrich. Prawdziwe życie legendy kina" (tłum. Dorota Pomadowska, Natalia Wiśniewska, Monika Skowron), która ukazała się nakładem wyd. Znak.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
dzgqu6b
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dzgqu6b